Sędziowie stają przed trudnymi dylematami, ale trzeba pamiętać, że nie są to tylko ich indywidualne wybory. Chodzi o obywateli. A organizacje obywatelskie nie zostawiają ich samych
Zostać w sądzie czy odejść w stan spoczynku, startować w konkursie na wyższe stanowisko czy poczekać na lepsze, spokojniejsze, czasy? Zgłaszać się do konkursu na pierwsze stanowisko sędziowskie czy nie? Seminarium z debatą profesorów Andrzeja Zolla i Marcina Matczaka, które odbyło się w biurze
RPO w czwartek w zeszłym tygodniu, było okazją do kolejnych przemyśleń i rozmów na temat trudnych wyborów sędziów.
Namawiam wszystkich
prawników do otwarcia na obywateli i ich inicjatywy. Ale też do tego, by je doceniać. Niech sędziowie wiedzą, że bronią ich odważnie i z poświęceniem osoby, które zarabiają w organizacjach obywatelskich cztery razy mniej, choć nierzadko mają porównywalne kwalifikacje. Niech zarzuty o kastowość, elitarność, wywyższanie się, wezmą sobie głęboko do serca
Jednym ze środowiskowych tematów jest dyskusja o tym, jak powinni zachować się sędziowie i szerzej
prawnicy w związku z konkursami na stanowiska w Sądzie Najwyższym, których za chwilę będzie sporo (no chyba że, w co osobiście trudno mi uwierzyć, rzeczywiście przed 3 lipca wydarzy się w Komisji Europejskiej, Trybunale Sprawiedliwości, na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych coś, co spowoduje, że władza wycofa się z ataku na ten sąd). Pisałem już dwukrotnie szczegółowo o oczekiwaniach względem obecnych sędziów SN. Te oczekiwania, dotyczące np. informowania społeczeństwa o przyczynach swoich decyzji o pozostaniu lub odejściu z SN, okazują się niestety płonne. Zaledwie kilkoro sędziów czuje potrzebę wyjaśnienia swoich motywów. Tu wszakże problem jest inny, chodzi o to, czy ubiegać się o zajmowanie miejsc opuszczonych (lub stworzonych) w wyniku działania ustawy sprzecznej z konstytucyjną zasadą nieusuwalności sędziów. I druga sprawa, niezależnie od innych wątpliwości, czy można w ogóle aplikować do organu o nazwie Krajowa Rada Sądownictwa, także powołanego przy rażącym naruszeniu konstytucji (m.in. wybór członków-sędziów przez polityków). I to dotyczy nie tylko Sądu Najwyższego, lecz wszystkich sądów. Zarówno awansowania, jak i ubiegania się o pierwsze stanowisko sędziowskie.
Sprawa jest oczywiście bardzo skomplikowana i różne wartości i argumenty przemawiają za różnymi rozwiązaniami. Co jest ważniejsze? By porządni ludzie, nie tylko karierowicze i oportuniści, wchodzili do
sądów, przy okazji niestety nieco legitymizując organ o nazwie Krajowa Rada Sądownictwa (wtedy z kolei powstanie sygnalizowany już problem legalności takiego wyboru, a potem ważności orzeczeń wydawanych przez takich sędziów)? Czy może ważniejsze jest to, by wyraźnie zaakcentować, że nie godzimy się na łamanie konstytucji, nie legitymizujemy takiego organu, jesteśmy odważni i potrafimy ponieść osobistą cenę (awans, wyższe wynagrodzenie)? Ale to z kolei spowoduje, że mniej ludzi porządnych, a więcej oportunistów właśnie zasili szeregi stanu sędziowskiego (na lata, bo wszak są nieusuwalni).
Profesor Matczak opisuje to obrazowo (za „Księciem” Machiavellego i „Konradem Wallenrodem” Mickiewicza) jako dylemat: być lisem czy lwem. Sam opowiada się za postawą lwa – jako bardziej czytelną dla obywateli, symboliczną, oddzielającą dobro od zła, czarne od białego. Ale jest to tylko sugestia, bo prof. Matczak, jak zresztą wielu dyskutantów, podkreśla, że jest to wybór bardzo trudny. Przede wszystkim zaś indywidualny i nie mamy
prawa go oceniać w kategoriach dobra i zła, powinniśmy – co podkreśla między innymi niedawna uchwała Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego – uszanować każdy wybór każdego sędziego (uchwała dotyczy sędziów SN, ale jako droga rozumowania obejmuje także inne wybory). Taką postawę prezentuje m.in. Stanisław Zabłocki, prezes kierujący Izbą Karną SN, który wydaje się podkreślać ogromny wewnętrzny dylemat, jaki każdy musi rozwiązać sam. A zatem nie waży się radzić, mówi raczej, co sam zrobiłby w danej sytuacji (między innymi w zapowiedzianym wywiadzie do kwartalnika „Iustitia”).
I tylko prof. Adam Strzembosz, po raz kolejny, cicho, nieśmiało, proponuje, żeby rozważyć, czy w rozwiązaniu tych dylematów nie mogłyby pomóc ciała zbiorowe, np. stowarzyszenia sędziowskie. Skoro te indywidualne wybory są tak trudne, a jednocześnie tak ważne społecznie, skoro sędziowie w całej Polsce pytają, jak się zachować, to warto opracować coś na kształt – jak rozumiem – opinii środowiskowej.
Mój pogląd jest dość zdecydowany i, nie ma co ukrywać, jestem po raz kolejny mocno rozczarowany. Rozumiem, że sprawa jest delikatna, trudna, chodzi o wybory osobiste. Dlatego też wszyscy wokół są dla siebie bardzo eleganccy, wyrozumiali, broń Boże nic nie sugerują, szanują wolny wybór każdego człowieka… Tylko niestety gdzieś znika to, co najważniejsze: po co to wszystko i dla kogo. Patrzy środowisko na własne wybory przez swój własny pryzmat, podkreśla swoje własne trudne dylematy, a niektórzy się czasem – takie mam wrażenie – wręcz w tym bólu i moralnych rozterkach rozsmakowują.
Brak przejrzystości działania sądów i sędziów, komunikacji z obywatelami, elitarność są wśród przyczyn łatwości, z jaką atak na sądy się częściowo powiódł. Jeśli sędziowie nie zrozumieją tego teraz, przy okazji takiego wstrząsu, to nie zrozumieją nigdy
Najkrócej jak potrafię, w czterech punktach, wyłożę zatem, jak to moim zdaniem powinno wyglądać.
Po pierwsze, punktem odniesienia przy tego typu decyzjach powinno być dobro wspólne, społeczne – dobro obywateli. O tym powinniśmy więcej dyskutować, nie tylko o wewnętrznych dylematach osobistych. Jakie konsekwencje dany wybór będzie miał dla obywateli, dla zapewnienia im prawa do rzetelnego sądu, dla kontroli poczynań władzy.
Po drugie, nie można moim zdaniem takich decyzji zostawiać wyłącznie indywidualnym wyborom. Z wielu powodów. Między innymi dlatego właśnie, że te decyzje dotyczą całego społeczeństwa, że ich konsekwencje nie będą rzutować tylko na tego, kto przed dylematem staje, lecz na nas wszystkich. Uważam, że rada prof. Strzembosza ma tu kapitalne znaczenie. Rolą ciał zbiorowych sędziów jest w takiej sytuacji przeprowadzić debatę i wydać coś w rodzaju wskazówek, punktu odniesienia dla indywidualnych wyborów.
To nie znaczy, że nie doceniam roli jednostki, zwłaszcza w przypadku sędziego, który w jakimś sensie całe życie jest sam ze swoimi wyborami (a – mógłby ktoś powiedzieć – naciski środowiska i przyjmowanie wskazówek są z definicji przeciwne idei sądu niezależnego i niezawisłego sędziego). Nie, tu nie chodzi o orzekanie w konkretnej sprawie, lecz o zachowanie i jego społeczne konsekwencje w sytuacji konfliktu różnych ważnych społecznie wartości. Tu mądrość zbiorowa jest niezbędna. Chodzi też jednak o komfort osób podejmujących decyzję. Jeśli nie będzie uzgodnień, wskazówek, możliwych jest wiele scenariuszy nieprzyjemnych, zwłaszcza z punktu widzenia oceny społecznej, środowiskowej, ale także z punktu widzenia samopoczucia tych, którzy wyborów dokonują. W przypadku wyborów sędziów do KRS środowisko wezwało do bojkotu i dzięki temu sytuacja była jasna: każdy, kto wziął udział w wyborach – zarówno startując, jak i popierając startujących – dał jasny sygnał, że świadomie i wbrew środowisku (a także wyraźnym głosom organizacji obywatelskich i autorytetów) angażuje się w polityczny atak na niezależność sądownictwa.
Po trzecie, do takich ustaleń, wskazówek będzie trudno dojść w drodze luźnej debaty, wywiadów, wymiany poglądów podczas jednego czy drugiego seminarium. Tu jest potrzebna regularna strategia. Temat jest trudny, wątków wiele, możliwych postaw także. Ja to sobie wyobrażam tak, że np. stowarzyszenie sędziów organizuje wewnętrzny proces wypracowywania stanowiska. Trzeba rozpisać na szczegóły różne sytuacje, trzeba zaangażować nie tylko doświadczonych sędziów, ale i naukowców (m.in. etyków, historyków) i przedstawicieli społeczeństwa. Mamy to szczęście/nieszczęście, że nie jest to w najnowszej historii Polski sytuacja niespotykana. Przeszłe pokolenia dokonywały podobnych wyborów i mamy zarówno bagaż doświadczeń osobistych, jak i spory dorobek naukowy na ten temat. Trzeba to rozpisać na tygodnie (w niektórych, mniej pilnych wypadkach na miesiące) refleksji. Wypracowane w taki sposób stanowisko znajdzie oparcie w prawdziwej pogłębionej debacie, w której będą miały szansę paść i zostać szczegółowo rozważone różne argumenty, interesy i taktyki. Wiem, że to trudne, wymaga sił, środków, czasu. Wybory, o których mówimy, są jednak absolutnie kluczowe, mogą zdecydować o kształcie wymiaru sprawiedliwości na lata.
Po czwarte, komunikacja ze społeczeństwem. Trzeba mu w przejrzysty sposób pokazać, na czym polega problem, skąd w ogóle te dylematy się biorą. I, najważniejsze, wyjaśniać publicznie swoje decyzje. Nawołuję do tego – w dużej mierze nieskutecznie – w przypadku sędziów Sądu Najwyższego. Są jednak jaskółki nadziei: niektórzy sędziowie zaczęli wyjaśniać motywy swych decyzji. Trzeba o tym pamiętać także w przypadku innych sędziów i sądów. Indywidualne wybory, jakie by ostatecznie nie były, muszą być czytelne, uargumentowane. Powinniśmy wiedzieć, jakie wartości ważono i dlaczego podjęto taką, a nie inną decyzję. To jest szansa. Sędziowie ją albo wykorzystają, albo zaprzepaszczą.
Brak przejrzystości działania sądów i sędziów, komunikacji z obywatelami, elitarność są wszak wśród przyczyn łatwości, z jaką atak na sądy się częściowo powiódł. Jeśli sędziowie nie zrozumieją tego teraz, przy okazji takiego wstrząsu, to nie zrozumieją nigdy. Mamy właśnie okazję, żeby dokonać przewartościowania. Wyobrażam sobie nawet mocną kampanię społeczną przedstawiającą omawiane problemy – jestem pewien, że znalazły by się agencje, które pomogą niedrogo lub pro bono. Poza tym jeśli mamy 10 tys. sędziów, to zrzutka po 100 zł daje okrągły milion, nieźle jak na początek.
Zagadnieniami relacji sędziów i obywateli będzie się także zajmował INPRIS dzięki dotacji z Fundacji im. Stefana Batorego. Organizujemy cykl seminariów eksperckich na tematy istotne, a w dużej mierze nieobecne w szerokiej debacie, w tym nt. postaw sędziów. Mają one także służyć wypracowaniu i utrwaleniu standardu debaty na tematy sądowe, uważane błędnie za wewnętrzne, z obywatelami (w duchu hasła „To jest nasz sąd”). Planujemy też cykl publikacji programowych „Co po PiS”, głównie nt. udziału obywateli w szeroko rozumianym zarządzaniu wymiarem sprawiedliwości (brak tego to moim zdaniem jedna z przyczyn obecnej katastrofy).
Co z opisanych powyżej czterech kroków może wyniknąć? Te wspomniane wskazówki, czy może nawet jasne stanowisko, że pewne rzeczy robić wypada, innych nie wypada, a kolejne są pozostawione do uznania. Weźmy Sąd Najwyższy. Wyobrażam sobie (mówił o tym częściowo prof. Strzembosz), że czym innym jest kandydowanie przez doświadczonych sędziów apelacyjnych z dużym dorobkiem do izby karnej czy cywilnej, a czym innym do izby spraw publicznych czy – zwłaszcza – do dyscyplinarnej przez sędziego rejonowego z 10-letnim stażem. Można więc sobie wyobrazić, że środowisko popiera starania kandydatów do części izb, a do części nie. I tłumaczy dlaczego.
Podobnie w sądach niższych instancji. Można sobie wyobrazić, że środowisko uzna, że nie wypada ubiegać się o awans przed Krajową Radą Sądownictwa, z awansem wszak można poczekać na prawdziwą radę. Czym innym są jednak starania o objęcie pierwszego stanowiska sędziowskiego (asesorskiego), zwłaszcza w przypadku osób od lat przygotowujących się do tego zawodu lub absolwentów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury (którzy, ten argument także się podnosi, mogliby zostać zobowiązani do zwrotu dużych kosztów edukacji i stypendiów, które otrzymywali).
Przez najbliższy rok, dwa będą obsadzane setki, jeśli nie tysiące stanowisk sędziowskich. Przemyślane, wypracowane na roboczo w szczegółowej, pogłębionej debacie stanowisko zbiorowych ciał zrzeszających sędziów (stowarzyszenia, ale i zgromadzenia sędziów w różnych sądach) jest moim zdaniem bardzo potrzebne. I jest też szansą na ważny proces, który dokona się w łonie tej grupy zawodowej, ale też na komunikację ze społeczeństwem. Namawiam Państwa – nie zmarnujcie tej okazji.
Czy to nie ironia losu? Jako nastolatek, w latach 80., z wypiekami na twarzy czytałem w bibliotece uniwersyteckiej w Toruniu teksty takich ludzi jak Jacek Kuroń, Adam Michnik, Karol Modzelewski i nieoficjalne druki na temat historii Komitetu Obrony Robotników powołanego po wypadkach czerwcowych w Radomiu (mądry dyrektor biblioteki wydał zarządzenie umożliwiające korzystanie na miejscu, dla celów naukowych, z wydawnictw podziemnych i dystrybuowanych w podziemiu wydawnictw zagranicznych). A dziś, reprezentując INPRIS, jestem w gronie założycieli Komitetu Obrony Sprawiedliwości, który nieprzypadkowo nawiązuje do tamtej tradycji. Pewnie, że porównanie nieco na wyrost, bo wtedy były inne, gorsze czasy. Coś jednak jest na rzeczy....
KOS będzie się zajmował naciskami władzy (ale nie tylko) na sędziów i przedstawicieli innych zawodów prawniczych, próbami ograniczania niezawisłości i niezależności, zastraszaniem. Efektem mrożącym, kiedy szkalowanie i ataki na poszczególne osoby mają „zmrozić”, zniechęcić innych do wychylania się. Choć przy okazji powoływania KOS żartowaliśmy (trochę to śmiech przez łzy), że najlepiej by było, gdybyśmy go jak najszybciej rozwiązali, bo okazał się niepotrzebny, to jednak obawiam się, że niestety będziemy mieli pełne ręce roboty… Atak idzie z dwóch stron – władzy oraz mediów.
Z jednej strony władza od dawna zapowiada, że przyjdzie czas na karanie sędziów, którzy krytykują jej poczynania. Najogólniejszy zarzut to mieszanie się w politykę. Każde działanie sędziów, każde ich wystąpienie w sprawach publicznych, w obronie trójpodziału władzy, jest traktowane jak zakazane uprawianie polityki. By ograniczyć sędziom możliwość zabierania głosu, zmieniono nawet odpowiedni przepis Ustawy o ustroju sądów powszechnych (patrz: ramka), który zakazuje sędziom wychodzenia z sądu i kontaktów z wrażymi organizacjami.
Zwróćcie Państwo uwagę, że polityczne jest wszystko. Każdą krytykę władza zbywa tym określeniem. Wiceminister sprawiedliwości, dr hab. Marcin Warchoł, oskarżył właśnie pod koniec zeszłego tygodnia o uprawianie polityki specjalnego sprawozdawcę ONZ do spraw niezależności sędziów i prawników, nazywając go komediantem. Poważanego profesora prawa, który społecznie pełni tę ważną funkcję i został wybrany przez przedstawicieli wielu państw.
Człowieka, który nie ma żadnego interesu w tym, by krytykować polski rząd. Za co te wyzwiska? Otóż za słowa prawdy w przygotowanym dla ONZ raporcie, za wskazanie zagrożeń, za opisanie ataku polskiego rządu na sądownictwo. Przy czym Diego García-Sayán przyznaje, że jest co zmieniać i reformować, tyle że – jak pisze, cytując głosy, które pojawiają się i u nas – zaaplikowane przez rząd lekarstwo jest gorsze od choroby. Wyłącznie polityką są oczywiście motywowane wszelkie stanowiska organizacji międzynarodowych. A nie ma jednej organizacji na świecie, jednego głosu z zewnątrz, które nie byłyby krytyczne. Zamach na niezależność wymiaru sprawiedliwości i prawa obywatelskie widzą wszyscy. Stanowisk, raportów różnych organizacji międzynarodowych, najwyższej klasy ekspertów światowego formatu są dziesiątki. Ale nasi dzielni koryfeusze prawa, jak dr hab. Warchoł czy poseł Piotrowicz, dają temu odpór – wszyscy, cały świat, się mylą, wszyscy politykują, wszyscy zostali omotani przez totalną opozycję. Jak w tej ludowej prawdzie – jak kilka osób mówi, żeś pijany, to lepiej się połóż. Nie, nam mówią osób dziesiątki, a my swoje, udajemy trzeźwych.
No i po to budowany jest nowy system odpowiedzialności dyscyplinarnej, wspólny dla przedstawicieli różnych zawodów prawniczych, by nieposłusznych tej rządowej wersji wydarzeń karać. A ci, którzy się tej „trudnej i niewdzięcznej” roli podejmą, mogą liczyć na wyjątkowe apanaże – zarobią bowiem o 40 proc. więcej niż sędziowie innych izb Sądu Najwyższego, którzy przecież mają bardzo wysokie pensje. Czysta polityczna korupcja i aż nie mogę się doczekać informacji, kto te zaszczytne, najwyżej opłacane miejsca obejmie... Może na przykład ci, którzy te przepisy wymyślili?
Polityczne procesy dyscyplinarne, ich monitorowanie i pomoc oskarżanym, będą więc jednym z zajęć KOS. Ale nie tylko, już przecież dzieje się wiele, zwłaszcza jeśli chodzi o prokuratorów. To obok Trybunału Konstytucyjnego pierwsze ofiary ataku na niezależne instytucje (ukazał się właśnie na ten temat raport Stowarzyszenia Prokuratorów „Lex super omnia”, więc odsyłam tam po szczegóły). Nie wiemy też, co przyniesie przyszłość. Izba dyscyplinarna ma karać także przedstawicieli innych zawodów prawniczych, więc może być wykorzystywana do wydalania z zawodu niepokornych adwokatów czy radców. To niemożliwe – powie wielu. Ile już razy to, co niemożliwe, się wydarzyło? Czy możliwa jest likwidacja Sądu Najwyższego w 10 dni? Nie? A jednak się udało, w lipcu 2017 r. Możliwe jest wszystko.
Ale nie tylko postępowania dyscyplinarne będą problemem. Media atakują całe środowiska. Atakuje się też poszczególne osoby, straszy się sędziów, którzy mają wydać wyrok w konkretnej sprawie. To wszystko wymaga reakcji.
Zagrożeń jest więcej. Sędziowie są wzywani do tłumaczenia się z różnych rzeczy (w tym z obco brzmiącego nazwiska), nasyła się na nich różne kontrole, wywiera naciski poprzez prezesów sądów z politycznej nominacji. Wszystko to wymaga sensownej reakcji.
KOS jest na początku drogi, musi wypracować strategie monitorowania, zbierania informacji, metody postępowania. Musi podjąć decyzję, jakimi sferami pomocy dla poszkodowanych się zajmować. Mam nadzieję, że uda się np. przyjąć jakieś ustalenia i rozwiązania dotyczące pomocy psychologicznej dla atakowanych sędziów (postulowałem to już na tych łamach dawno temu).
I na koniec coś, co łączy oba omawiane wątki – wyborów dokonywanych przez sędziów i działań komitetu. W KOS bardzo ważne jest to, że łączy różne środowiska, w tym (co najważniejsze) obywateli z prawnikami. Proszę to docenić, bo to jest niezwykłe. Wiele razy spotkałem się z tym, że osoby z innych państw (ostatnio np. z Węgier) są zaskoczone poziomem współpracy prawników, sędziów i organizacji obywatelskich. To nasz dorobek, umacniajmy go. Taka solidarność ma ogromną wartość. Oby z tego, łatwiejszego z powodu wyjątkowych zagrożeń, porozumienia wynikło coś na przyszłość. Mówiąc krótko, niech tak zostanie na zawsze – spróbujmy dalej budować przejrzystość, otwartość, komunikację między prawnikami a obywatelami. A gdy przyjdą spokojniejsze czasy, niech się nie sprawdzi, że Polak i po szkodzie głupi. Namawiam wszystkich prawników do otwarcia na obywateli i ich inicjatywy. Ale też do tego, by to doceniać. Niech sędziowie wiedzą, że bronią ich odważnie i z poświęceniem osoby, które w organizacjach obywatelskich zarabiają często cztery razy mniej, choć nierzadko mają porównywalne kwalifikacje. Niech zarzuty o kastowość, elitarność, wywyższanie się wezmą sobie głęboko do serca. Wykorzystajmy lekcję, którą dał nam los.
Art. 89 u.s.p. [Obowiązek zachowania drogi służbowej]
§ 1. Żądania, wystąpienia i zażalenia w sprawach związanych z pełnionym urzędem sędzia może wnosić tylko w drodze służbowej. W takich sprawach sędzia nie może zwracać się do instytucji i osób postronnych ani podawać tych spraw do wiadomości publicznej.
§ 2. W sprawach o roszczenia ze stosunku służbowego sędziemu przysługuje droga sądowa.
§ 3. Przepis § 1 nie dotyczy żądań, wystąpień ani zażaleń kierowanych przez sędziego bezpośrednio do Krajowej Rady Sądownictwa, Rzecznika Praw Obywatelskich lub Ministra Sprawiedliwości.
Komitet Obrony Sprawiedliwości
Z informacji o powołaniu KOS Porozumienie podpisują przedstawiciele organizacji zrzeszających sędziów, prokuratorów, organizacji obywatelskich oraz inicjatyw zaangażowanych w obronę praworządności w Polsce.
Impulsem do powołania Komitetu Obrony Sprawiedliwości KOS jest zagrożenie niezawisłości sędziów i niezależności sądów, adwokatów, radców prawnych, prokuratorów i przedstawicieli innych zawodów prawniczych. Takie zagrożenie wynika z wprowadzanych w obecnej kadencji Sejmu zmian w ustawach o prokuraturze, Trybunale Konstytucyjnym, sądach powszechnych, Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym.
Szczególne zaniepokojenie budzą też przypadki ingerencji władzy w niezawisłość sędziów i niezależność przedstawicieli innych zawodów prawniczych, m.in. poprzez wszczynanie postępowań dyscyplinarnych, ataki personalne i inne formy nacisku, które mogą prowadzić do faktycznego ograniczania niezawisłości i niezależności.
Sygnatariusze porozumienia o powstaniu KOS: ■ Stowarzyszenie im. Prof. Zbigniewa Hołdy (koordynator),■ Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia”,■ Stowarzyszenie Sędziów „THEMIS”,■ Stowarzyszenie Prokuratorów „LEX super omnia”,■ Inicjatywa Obywatelska „Wolne Sądy”,■Helsińska Fundacja Praw Człowieka,■ Instytut Prawa i Społeczeństwa INPRIS,■ Archiwum Osiatyńskiego. Cele Komitetu Obrony Sprawiedliwości: ■ monitorowanie przypadków wywierania nacisków na sędziów, prokuratorów, adwokatów, radców prawnych i przedstawicieli innych zawodów prawniczych,■ informowanie opinii publicznej o takich przypadkach,■ zapewnianie osobom szykanowanym obrony i wsparcia,■ podejmowanie działań na rzecz praworządności i utrzymania niezawisłości sędziów i niezależności zawodów prawniczych.