Nowelizacja prawa łowieckiego niespodziewanie uwzględnia postulaty obywateli, które w komisjach były odrzucane. Efekt minister środowiska nazywa kompromisem, myśliwi łamaniem praw jednostki i zamachem na tradycję, a ich przeciwnicy powrotem normalności.
W cieniu wyborów sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa ukryło się głosowanie nad ustawą, która dla uważnego obserwatora może być rodzajem probierza praw obywatelskich. Kolejne podejścia do prawa łowieckiego bywały bowiem, delikatnie rzecz ujmując, dość odległe od ducha konsultacji społecznych i respektowania oddolnych inicjatyw. A nowelizacja była niezbędna w związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego (sygn. akt P 19/13, Dz.U. z 2014 r. poz. 951), według którego art. 27 ust. 1 w związku z art. 26 ustawy z 13 października 1995 r. – Prawo łowieckie (Dz.U. z 2015 r. poz. 2168 ze zm.) jest niezgodny konstytucją. Upoważniał on do włączenia prywatnej nieruchomości do obwodu łowieckiego, nie dając prawnych środków ochrony praw właściciela tej nieruchomości. Trybunał odwoływał się również do orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, które popierało zakaz wykonywania polowań w przypadku powołania się przez właściciela gruntu na klauzulę sumienia.
Tę kluczową sprawę nowelizacja reguluje dobitnie i – tu trzeba Sejm pochwalić – proobywatelsko. Artykuł 27 b nie tylko bowiem stanowi w pkt 1, że będący osobą fizyczną właściciel nieruchomości wchodzącej w skład obwodu łowieckiego może złożyć oświadczenie o zakazie polowania na jego terenie, lecz także upraszcza drogę do jego skutecznego złożenia do niezbędnego minimum. Oświadczenie takie składać się będzie przed starostą, który fakt ten nieodpłatnie potwierdza (pkt 4). I to nie tylko w przypadku gdy to on jest organem właściwym do wydzierżawiania danego obwodu – kiedy nim nie jest, jest zobowiązany do niezwłocznego poinformowania o złożeniu oświadczenia organu właściwego albo ministra środowiska, gdy obwód jest wyłączony z wydzierżawiania (pkt 6). Te zaś (a w pierwszym przypadku sam starosta) muszą niezwłocznie zawiadomić zarządcę obwodu o zakazie polowania na danym terenie.
Taka regulacja nie tylko wypełnia zalecenie Trybunału Konstytucyjnego. Jest także sporym krokiem w kierunku uznania, że właściciel nie tylko ma prawo do dysponowania swoją ziemią, lecz również nie musi się z tego przed nikim tłumaczyć (pierwotne przedłożenie przewidywało, że musiałby on wnosić sprawę do sądu i udowadniać, że jego przekonania wykluczają możliwość polowania na jego terenie, co miało przeciwdziałać „nadużywaniu” tego prawa – jak to określono w uzasadnieniu, o czym pisałem w „Prawniku” z 13 lutego 2018 r.). Oświadczenie ma skutkować zakazem polowania następnego dnia po złożeniu u starosty, gdy to on jest organem właściwym do wydzierżawiania obwodu, lub po zawiadomieniu innego organu właściwego albo ministra przez starostę.
Nie dla nieletnich
Zmiany kluczowe z punktu widzenia organizacji obywatelskich, które postulowały nowelizację idącą dalej niż tylko w celu dostosowania prawa do wyroku TK, zawiera dodany do ustawy artykuł 42aa. To katalog zakazów. Stanowi on m.in., że nie wolno będzie polować z chartami i ich mieszańcami (pkt 9), w czasie ochronnym (pkt 10) czy – i tu pojawia się jeden z najbardziej zapalnych tematów – w obecności lub przy udziale dzieci do lat 18 (pkt 16). Ten ostatni zakaz według myśliwych ma być pogwałceniem zasady wolności wychowania dzieci przez rodziców w duchu ich przekonań (art. 48 Konstytucji RP) i zamachem na polską tradycję.
Petycję w sprawie zakazu polowania w obecności nieletnich już w 2015 r. złożyły do prezydenta i rzecznika praw dziecka fundacje i stowarzyszenia: Komitet Ochrony Praw Dziecka, Fundacja Dzieci Niczyje, UNICEF Polska, Stowarzyszenie na rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” i Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot. „Udział dzieci w polowaniach (...) sprowadza się do bezpośredniego doświadczania uśmiercania zwierząt, uczestniczenia w ranieniu i dobijaniu, obecności przy patroszeniu, znakowaniu ciał i ich transporcie oraz innych czynnościach łowieckich (...). To wszystko dzieje się na oczach, w sercach i umysłach kilku- i kilkunastoletnich dzieci” – głosiły te organizacje, powołując się m.in. na art. 19 Konwencji o prawach dziecka ONZ: „Państwa-Strony będą podejmowały wszelkie właściwe kroki w dziedzinie ustawodawczej, administracyjnej, społecznej oraz wychowawczej dla ochrony dziecka przed wszelkimi formami przemocy fizycznej bądź psychicznej (...)”. Petycja w wersji elektronicznej jest wciąż aktywna, do zeszłego tygodnia (stan na 7 marca) podpisało ją ponad 8,5 tys. osób. Zwolennicy zakazu wspominają również art. 72 konstytucji: „Rzeczpospolita Polska zapewnia ochronę praw dziecka. Każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją”. Rzecznik praw dziecka petycję poparł.
Przeciwko udziałowi dzieci w polowaniach opowiedziała się także interdyscyplinarna grupa naukowców Uniwersytetu Śląskiego. „Psycholodzy i terapeuci podkreślają zgubny wpływ polowań na psychikę dzieci, ich niegotowość obcowania z silnie traumatycznymi przeżyciami, do których zalicza się uczestniczenie w odbieraniu życia zwierzętom. Warto zwrócić też uwagę, że polowania są niebezpieczne, w ich trakcie dochodzi do poranień i wypadków śmiertelnych. Zakaz udziału dzieci w polowaniach powinien mieć charakter bezwzględny i obejmować wszelkie czynności łowieckie związane z polowaniem” – pisali.
Przeciw znęcaniu
Wspomniany już utrzymany zakaz polowań z chartami to tylko jedna z tam, jakie Sejm postawił znęcaniu się nad zwierzętami łownymi (charty zostały wyhodowane, by nie tylko tropić, lecz także zabijać zwierzęta łowne). Najważniejszą w tym zakresie – i najbardziej wyczekiwaną przez obrońców zwierząt – zmianą jest zakaz wykorzystywania żywych zwierząt do szkoleń psów myśliwskich. To szczególnie ważne – i to nie tylko z punktu widzenia ochrony praw zwierząt, lecz również jednoznaczności ducha prawa w Polsce. Na tym samym posiedzeniu Sejm rozpatrywał bowiem poprawki Senatu do wcześniej przegłosowanej nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt oraz zmian w kodeksie karnym. Kary maksymalne za znęcanie się nad zwierzętami podniesiono z dwóch do trzech lat pozbawienia wolności, a w przypadkach kwalifikowanych (ze szczególnym okrucieństwem) – z trzech do pięciu lat. Szkolenie psów na żywych zwierzętach jest natomiast przykładem znęcania się ze szczególnym okrucieństwem, w którym psy myśliwskie są oczywiście tylko narzędziem. Choć głównym zamiarem „trenerów” nie jest sprawienie zwierzęciu bólu i ostateczne zabicie go, lecz szkolenie psa, w grę wchodzi tu zamiar ewentualny. Przyjęcie poprawki zakazującej takiego szkolenia znosi dotychczasową niekonsekwencję w ochronie zwierząt na gruncie różnych ustaw.
Sprawa spacerowiczów
Nie jest tajemnicą, że zarówno zorganizowani, jak i prywatni przeciwnicy polowań w ostatnich latach usiłowali je uniemożliwiać, wybierając się w miejsca, gdzie były one przewidziane. Na podstawie ustawy z 14 grudnia 2017 r. o zmianie niektórych ustaw w celu ułatwienia zwalczania chorób zakaźnych zwierząt (Dz.U. z 2018 r. poz. 50) mogli oni być karani za wykroczenie. Ta groźba ma zniknąć, co zresztą zarówno obrońcy zwierząt, jak i myśliwi podkreślali w komentarzach po głosowaniach (oczywiście w całkowicie odmiennym tonie). Niestety nie jest jasne, na jakiej podstawie – z dostępnego na stronach Sejmu tekstu uchwalonej ustawy to nie wynika. Wprawdzie ślad nawiązania do tej kontrowersyjnej regulacji pojawia się w art. 51 (przepisy karne), według którego pkt 8 po nowelizacji ma otrzymać brzmienie „8) wbrew zakazowi, o którym mowa w art. 42aa pkt 13, umyślnie utrudnia lub uniemożliwia wykonywanie polowania zbiorowego” (wcześniej była mowa po prostu o polowaniu). W dodanym nowelizacją art. 42aa próżno jednak szukać punktu 13. Po pkt 12 w dostępnym tekście następuje pkt 14.
Losy pkt 13 usiłowałem ustalić w Biurze Legislacyjnym Sejmu, skąd zostałem odesłany do Centrum Informacyjnego Sejmu. Na zadane 7 marca pytania (o treść pkt. 13 i planowaną procedurę jego przywrócenia) do momentu zamknięcia tego wydania „Prawnika” odpowiedzi nie otrzymałem. Wydaje się, że w kraju, w którym pojawiające się i znikające pojedyncze słowa, a nie całe punkty, w projektach ustaw wywoływały już niezły ambaras (a nawet całą aferę, która całkowicie zmieniła scenę polityczną), należy dmuchać na zimne. A w każdym razie nie próbować nawet przesądzać, jakie brzmienie będzie miał ten zapis ostatecznie.
Z jakiej odległości
Sprawą kluczową z punktu widzenia bezpieczeństwa obywateli było określenie odległości od zabudowań mieszkalnych, w której nie można by polować. Stało się to zresztą tematem publicznej dyskusji po serii doniesień o rykoszetach, które narażały na niebezpieczeństwo życie mieszkańców prywatnych domów. Pojawiały się dwa pomysły: 500 m albo 250 m dystansu, który musiałby dzielić polującego od zabudowań. Ostatecznie stanęło na 150 m, co minister środowiska Henryk Kowalczyk określił mianem kompromisu.
Dotychczas obowiązywało 100 m, co – jak wiadomo – sprawy nie załatwiało. Czy dodatkowe 50 m coś zmieni? Zdania są podzielone. Strona społeczna uważa, że nie, gdyż używana broń myśliwska ma większe zasięgi. Według myśliwych natomiast zwiększenie tej odległości uniemożliwi przeciwdziałanie zachorowaniom trzody na afrykański pomór świń.
Przeciwnicy nowelizacji nazywają ją „ustawą dekomunizacyjną Polskiego Związku Łowieckiego”. W moim przekonaniu na wyrost, bo zdecydowana większość wprowadzanych przepisów odnosi się do praw obywateli i zwierząt, jednak rzeczywiście PZŁ zostanie zgodnie z tą regulacją poddany kontroli państwa reprezentowanego przez ministra właściwego do spraw środowiska (zatwierdzanie statutu – art. 32a pkt 3, nadzór nad działalnością – art. 35a pkt 1). Jak argumentuje część myśliwych, jest to zamach na samodzielność PZŁ i próba poddania kontroli związku, który dotychczas prowadził politykę łowiecką samodzielnie. Pojawia się także kontrola społeczna wykonywania przez PZŁ szczególnych zadań (sporządzania planów łowieckich, wyceny wartości szkód, za które związek jest zobowiązany płacić odszkodowania – do czego dopuszczeni zostali przedstawiciele izb rolniczych).
Sejmowe losy nowelizacji ważyły się do ostatniej chwili przed głosowaniem (stąd zapewne problem ze znikającym pkt 13). Poprawki zgłaszali posłowie Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej i ku zaskoczeniu obserwatorów nie byliśmy tym razem świadkami kolejnej bitwy pod hasłem „z nami lub przeciw nam” – „pochodzenie” poprawki nie przesądzało jej losów. To dobrze wróży nowelizacji na kolejnych etapach prac legislacyjnych.