- Istotą skargi kasacyjnej jest kontrola orzeczenia pod kątem zgodności z prawem, a nie tego, czy jest interesujące i wpisuje się w linię orzeczniczą - tłumaczy Prof. Maciej Gutowski, adwokat, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu.
Posłowie PiS, o czym DGP już informował, pracują nad przepisami eliminującymi z procedury cywilnej wstępną selekcję skarg kasacyjnych przez jednoosobowy skład Sądu Najwyższego. Jak pan ocenia tę propozycję?
Likwidacja przedsądu to znakomity pomysł, który już dawno powinien zostać zrealizowany. Skarga kasacyjna ma usunąć niezgodność orzeczenia z prawem materialnym lub procesowym. Takiej konstrukcji nie da się pogodzić z uznaniowym spojrzeniem wpisanym w przedsąd. Jego podstawa jest bowiem niezależna od praw osoby, której dotyczy orzeczenie. W przedsądzie nieważne jest, czy dane rozstrzygnięcie rażąco narusza prawo materialne bądź przepisy procesowe, lecz czy w sprawie występuje istotne zagadnienie prawne lub rodzi ona problemy interpretacyjne. Taka konstrukcja jest nie do zaakceptowania. Istotą skargi kasacyjnej jest kontrola pod kątem zgodności z prawem, a nie to, czy rozstrzygnięcia są interesujące i wpisują się w linię orzeczniczą. Tym zajmujemy się w pracy naukowej. Niedopuszczalne jest także, aby ktoś, wobec kogo wydano orzeczenie rażąco niezgodne z prawem, został pozbawiony prawa do skargi kasacyjnej tylko dlatego, że jeden sędzia SN nie uznał jej w przedsądzie za oczywiście uzasadnioną. To także bardzo uznaniowa ocena. Jeśli mamy do czynienia z rażącym naruszeniem prawa, to nie ma znaczenia, czy uzasadnienie jest oczywiste, czy nie.
Pełnomocnicy skarżą się też, że często postanowienia o odmowie przyjęcia skargi nie rozwiewają wątpliwości, dlaczego jej losy są takie, a nie inne.
Choć dziś po wyroku TK z 2007 r. postanowienia wydawane w przesądzie się uzasadnia, to sam mam fatalne doświadczenia z ich jakością. Są sztampowe, powierzchowne, bardzo często pokazują, że sąd w niewystarczającym stopniu zapoznał się ze sprawą, przeszedł zupełnie obok głównego problemu. A przecież dopóki nie wniknie on w sprawę merytorycznie, nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy skarga jest zasadna, czy nie. Na marginesie, w postępowaniu karnym wygląda to jeszcze gorzej, bo tam co do zasady nie sporządza się uzasadnień, ale jedynie robi się to czasem na wniosek strony.
Ale chyba nie ma sporu, że przedsąd ogranicza napływ niezasadnych skarg do SN?
Pewnie tak. Ale jakim kosztem? Moim zdaniem nie da się prowadzić kontroli kasacyjnej na raty: najpierw analizować pobieżnie, a dopiero po przedsądzie rozpoznawać sprawę porządnie. Rozumiem, że takie rozwiązanie jest wygodne dla SN, bo w pewnym stopniu umożliwiło jego odciążenie. Trzeba tak zorganizować wymiar sprawiedliwości, żeby był drożny, ale nie robić tego kosztem obywatela. Sędziowie SN, będący również przedstawicielami nauki, mieli ogromny wpływ na ukształtowanie polskiego ustawodawstwa, choćby przez komisje kodyfikacyjne. Nie ma wątpliwości, że procedury sądowe zostały w znacznej mierze napisane właśnie z perspektywy sędziowskiej.
Tyle że zdaniem sędziów SN gros trafiających do nich skarg kasacyjnych na pierwszy rzut oka nie nadaje się do przyjęcia. Po co więc angażować do ich rozpoznawania skład trzyosobowy?
Ale zbyt często się mylą. Bo w przedsądzie nie bada się podstaw skargi kasacyjnej. Kwestia tego zaś, w jakiej formule powinny być rozpoznawane sprawy wniesione wadliwie z perspektywy podstaw kasacyjnych, jest jednak odrębna. Po pierwsze, myślę, że wystarczającym obostrzeniem jest bariera finansowa. Opłata w przedsądzie stanowi jedną czwartą kosztów skargi kasacyjnej. Gdyby go zlikwidowano, po wniesieniu całej kwoty nie można by liczyć na zwrot 3/4 jej wartości. Złożenie skargi kasacyjnej w przypadku braku lub poważnych wątpliwości co do podstaw byłoby więc bardzo ryzykowne. Po drugie, rzeczywiście sprawy powinny być lepiej preseleksjonowane przez pełnomocników. Czasami jest to trudne ze względu na dużą determinację klientów. Zresztą nawet doświadczeni adwokaci nie zawsze są przekonani co do tego, czy mają mocną przesłankę kasacyjną. Sam się już parokrotnie zdziwiłem, kiedy sprawa poległa w przedsądzie, choć myślałem, że podstawy były mocne. Z drugiej strony zdarzało się też odwrotnie. Składy trzyosobowe mają duże znaczenie właśnie w sądzie odwoławczym. W przypadkach gdy dochodzi do analizy problemu prawnego, dobrze, aby różne punkty widzenia się ze sobą zderzały.
Tylko czy efekt finalny skarg kasacyjnych rozpatrywanych w składzie trzyosobowym będzie znacząco inny niż ten po ich przefiltrowaniu w przedsądzie?
Nie wiem. Ale i teraz może dochodzić do absurdów, gdy w sprawie pojawia się rażące naruszenie prawa, a mimo to skarga nie jest przyjmowana, gdyż nie spełniła przesłanek w przedsądzie. Albo skarga kasacyjna jest instrumentem, który zapewnia stabilność orzecznictwa i selekcjonowanie ciekawych dla SN spraw, albo służy kontroli legalności orzeczeń. Teraz mamy rozwiązanie hybrydowe. Warto zastanowić się nad modyfikacją i zawężeniem przedmiotowego zakresu skarg kasacyjnych. Już obecnie nie przysługują one we wszystkich sprawach i niektóre z tych ograniczeń są dyskusyjne, np. dotyczące wartości przedmiotu sporu. Najbardziej wątpliwe ograniczenie występuje jednak w sprawach karnych – kontroli kasacyjnej nie podlega wyrok inny niż skazujący obywatela na bezwzględne pozbawienie wolności. A minister sprawiedliwości może wnieść kasację zawsze. I gdzie tu równość broni? By ją zagwarantować, symetryczne uprawnienie powinni mieć prezesi NRA i KRRP.