O tym, że miłość polityków PiS do ławników jest – mówiąc delikatnie – trudna, pisałam w połowie zeszłego roku (DGP nr 172/16). Wówczas zwracałam uwagę na fakt, że partia ta w swoim programie wyborczym deklarowała zwiększenie udziału czynnika społecznego w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości, podczas gdy nie kto inny jak właśnie PiS ręka w rękę z Samoobroną i LPR dokonali zmian, które praktycznie wykasowały ławników z większości postępowań toczących się w sądach powszechnych.
O tym, że miłość polityków PiS do ławników jest – mówiąc delikatnie – trudna, pisałam w połowie zeszłego roku (DGP nr 172/16). Wówczas zwracałam uwagę na fakt, że partia ta w swoim programie wyborczym deklarowała zwiększenie udziału czynnika społecznego w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości, podczas gdy nie kto inny jak właśnie PiS ręka w rękę z Samoobroną i LPR dokonali zmian, które praktycznie wykasowały ławników z większości postępowań toczących się w sądach powszechnych.
Stało się to za sprawą uchwalonej 15 marca 2007 r. nowelizacji kodeksu postępowania karnego oraz kodeksu postępowania cywilnego (Dz.U. z 27 czerwca 2007 r. nr 112, poz. 766). Na skutek tych zmian obecnie ławników w sądach rejonowych nie ma w ogóle.
Wówczas podkreślałam również, że w sumie to dobrze, że dyskusja o zwiększeniu udziału sędziów społecznych w orzekaniu powróciła. Wszak o tym, że są oni w wymiarze sprawiedliwości potrzebni, przesądził sam ustrojodawca. Wyrażałam jednak obawę, aby politycy – niesieni bezgraniczną miłością do czynnika społecznego – nie przesadzili w drugą stronę. No i proszę – wykrakałam! Oto bowiem wspólną decyzją prezydenta i Sejmu ławnicy zyskają zupełnie inne znaczenie, niż dotychczas im przypisywano w doktrynie prawa. Do tej pory mieli być tym czynnikiem, który służy sędziemu pomocą w zrozumieniu pewnych mechanizmów społecznych. Dzięki nim sędzia miał mieć lepszy ogląd stanu faktycznego danej sprawy. W założeniu więc ławnik miał być pomocnikiem. Teraz to się zmieni. Teraz ławnik będzie nadzorcą. I nadzór ten będzie sprawował nie w poszczególnej sprawie, ale potencjalnie nad każdą sprawą i każdym sędzią. Taki będzie efekt wprowadzenia ławników do postępowań toczących się przed Sądem Najwyższym. I to nie byle jakich postępowań. Już niedługo czynnik społeczny zasiądzie w składach rozstrzygających o przewinieniach dyscyplinarnych sędziów, a także w izbie kontroli nadzwyczajnej i spraw publicznych SN. Ta natomiast będzie miała kompetencję do zbadania każdej z ostatnich dwudziestu lat sprawy zakończonej prawomocnym wyrokiem.
Ktoś może jednak zapytać, skąd wniosek, że ławnicy w SN będą mieli funkcję nadzorców, a nie pomocników sędziów. Już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż SN jest sądem prawa, a nie sądem faktów. Tymczasem w przegłosowanej przez Sejm ustawie mowa jest o tym, że sędzia społeczny nie będzie musiał mieć wykształcenia prawniczego. Ba! On nawet nie będzie musiał mieć dyplomu jakiejkolwiek szkoły wyższej. Tak więc zdaniem naszych posłów i prezydenta, aby zgłębiać meandry prawa, wystarczy zakończyć edukację na szkole średniej. Jak się patrzy na to wszystko, to aż dziw bierze, że rządzący nie wpadli na pomysł, aby w ustawie wprost zapisać zakaz posiadania przez ławników wykształcenia prawniczego. Jeszcze przez to niedopatrzenie w SN zasiądzie ktoś zwichrowany przez prawniczą „sektę”. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że Senat, do którego będzie należał wybór sędziów społecznych, zachowa dostateczną czujność i za wszelką cenę do tego nie dopuści.
I jeszcze jedno. Skoro już politycy PiS tak się rozsmakowali w tej miłości do czynnika społecznego, to może jeszcze pomyśleliby o tym, żeby ławników umieścić również w komisji orzekającej o odpowiedzialności dyscyplinarnej posłów. Ot tak, na wszelki wypadek, gdyby komuś przyszło na myśl (zupełnie niesłusznie, przecież są wybory), że posłowie to jakaś nadzwyczajna kasta niepodlegająca żadnej kontroli.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama