Komisja weryfikacyjna ds. warszawskiej reprywatyzacji może działać dalej. Jej istnienie nie narusza prawa – orzekł w czwartek Naczelny Sąd Administracyjny. To zaś oznacza, że wnioski prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz zmierzające do unicestwienia działalności specorganu nadają się już co najwyżej na podpałkę do grilla.
Z praktycznego punktu widzenia decyzja sędziów oznacza utrzymanie status quo. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki wraz z innymi członkami komisji będą się nadal zbierać, przesłuchiwać świadków i wydawać decyzje. Trzęsienie ziemi byłoby jedynie wówczas, gdyby sąd orzekł inaczej. Wtedy powróciłaby dyskusja o sędziowskiej kaście, która nie pozwala na walkę z patologiami, a komisja zapewne dalej by działała – tyle że wbrew sądowemu orzecznictwu. Powstałby reprywatyzacyjny galimatias do kwadratu.
Wczorajsze orzeczenia NSA są jednak bardzo istotne z politycznego punktu widzenia. Powiedzmy sobie szczerze: trudno posądzać sędziów o szczególną słabość do przewodniczącego komisji weryfikacyjnej Patryka Jakiego. Nie śmiałbym także twierdzić, że postanowienia w tym brzmieniu zostały wydane z obawy sędziów o to, że część mediów zacznie analizować ich życiorysy. Sąd stwierdził, że to Jaki miał rację, a Gronkiewicz-Waltz jej nie miała – bo tak właśnie sędziowie uważają. Przekonały ich argumenty prawne jednej ze stron. Tak się złożyło, że politologa z Opola, a nie profesora prawa z Warszawy.