W przyszłości sędziowie mogą być powoływani nie do konkretnych sądów, a do okręgów sądowych. To pozwoliłoby lepiej zarządzać kadrą orzekającą.
W przyszłości sędziowie mogą być powoływani nie do konkretnych sądów, a do okręgów sądowych. To pozwoliłoby lepiej zarządzać kadrą orzekającą.
Wizję takiej zmiany przedstawił w wywiadzie udzielonym DGP Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości. Jego zdaniem powoływanie sędziów przez prezydenta do okręgów sądowych pozwoliłoby utrzymać małe sądy, które często borykają się z problemami kadrowymi.
Eksperci są jednak sceptyczni i zwracają uwagę, że taka regulacja mogłaby być de facto próbą obejścia konstytucyjnej zasady nieprzenoszalności sędziów.
Problemy małych sądów
Zmiana, o ile zyska akceptację ministra sprawiedliwości, miałaby zostać wprowadzona przy okazji szerszej reformy, na którą miałoby się składać powołanie sądów pokoju, spłaszczenie struktury sądownictwa (zniknęłyby najprawdopodobniej sądy apelacyjne) oraz utworzenie jednolitego stanowiska sędziowskiego. Mogłoby do tego dojść najwcześniej 1 stycznia 2019 r., choć wiceminister Piebiak podając tę datę, podkreślał, że to bardzo optymistyczne założenie.
/>
Co to w praktyce oznaczałoby dla sędziów?
– Sędzia nie byłby powoływany do sądu np. w Augustowie, a byłby powoływany do okręgu suwalskiego. W ten sposób nabywałby prawo, ale i obowiązek orzekania nie tylko w Augustowie, lecz także w Suwałkach czy też w Olecku albo Ełku – tłumaczy wiceminister Piebiak.
Innymi słowy, sędzia powołany na okręg mógłby zostać przesunięty na pewien czas z sądu np. w Augustowie do sądu w Suwałkach.
Dzięki temu sędziowie staliby się bardziej mobilni. A to, zdaniem przedstawiciela resortu sprawiedliwości, jest konieczne, aby utrzymać w strukturze sądownictwa małe lokalne sądy, w których są wydziały, gdzie orzeka jeden – dwóch sędziów. Sądy te mają zostać, gdyż chcą tego społeczności lokalne. Problem jednak pojawia się, gdy jedyny sędzia orzekający w danym wydziale np. pójdzie na chorobowe czy na urlop macierzyński. Wówczas nie ma kto sądzić wpływających spraw. Rozwiązaniem są z pewnością delegacje czasowe do takich jednostek, ale zgodnie z przepisami prezes musi najpierw uzyskać na to zgodę sędziego. A nie zawsze się to udaje.
– Nie widzę lepszego rozwiązania. Skoro ludzie nie chcą się ruszyć i jeździć do innego miasta do sądów, to jedynym wyjściem jest, by to sędziowie się ruszyli. Zresztą okręgi sądowe w Polsce nie są wcale takie duże, to nie jest 200 km w jedną i drugą stronę, większość sędziów ma samochody, a wszystko by się odbywało za zwrotem kosztów dojazdu – przekonuje wiceminister.
Lepsza motywacja
To, że wiceminister nie widzi innego rozwiązania, nie oznacza oczywiście, że dyskusja jest zamknięta. W zeszłym tygodniu na łamach DGP swoją wizję zmian w wymiarze sprawiedliwości przedstawił np. mec. Zbigniew Krüger, partner w kancelarii Krüger & Partnerzy (polemikę do jego opinii publikujemy na str. B8). Pisał wówczas m.in. o potrzebie wprowadzenia systemu motywacyjnego dla sędziów. Jego zdaniem byłoby to znacznie bardziej efektywne rozwiązanie niż praktykowane obecnie w niektórych sądach zarządzanie poprzez strach i postępowania dyscyplinarne.
Pomysł podoba się Bartłomiejowi Staroście, sędziemu Sądu Rejonowego w Sulęcinie, przewodniczącemu prezydium Forum Współpracy Sędziów.
– Można by się zastanowić nad wprowadzeniem do sądów niektórych mechanizmów stosowanych w korporacjach w celu motywowania sędziów do jeszcze lepszej, bardziej efektywnej pracy. Jednak warunkiem koniecznym jest ustalenie w pierwszej kolejności pensum, tj. optymalnego obciążenia sędziego pracą, a wiem, że w Ministerstwie Sprawiedliwości nad tym się pracuje. Wtedy okaże się, czy i gdzie są sądy, w których istnieją wolne moce przerobowe. Tylko w stosunku do sędziów z takich sądów będzie można zastosować system motywacyjny związany np. ze zmianą miejsca orzekania – proponuje. Jak mówi, prezesowi mogącemu zaoferować coś w zamian łatwiej byłoby skłonić sędziego, żeby zgodził się na czasową delegację do sądu, który ma problemy kadrowe.
– Uważam, że bez ustalenia pensum realizacja pomysłu powoływania sędziów na okręgi niczego nie usprawni, lecz będzie zwyczajnym przelewaniem z pustego w próżne – zauważa Starosta.
Jednak jego zdaniem nawet bez takich dodatkowych narzędzi i przy pozostawieniu warunku uzyskania zgody sędziego na delegację do innego sądu dałoby się rozwiązać problem, o którym mówi wiceminister Piebiak.
– Do tego jednak potrzebne jest, aby prezes sądu, w którym wystąpiły wolne moce przerobowe, cieszył się prawdziwym zaufaniem sędziów i miał autorytet wśród lokalnej społeczności. A o to raczej trudno, gdy funkcje te mogą sprawować osoby nieposiadające tych przymiotów – uważa Starosta.
Wątpliwości konstytucyjne
Najważniejszym argumentem przeciwko zapowiadanej zmianie jest jednak konstytucyjna zasada, zgodnie z którą sędziowie są nieprzenoszalni. Jest ona jedną z gwarancji sędziowskiej niezawisłości.
– Sędzia musi mieć pewność, że od momentu otrzymania aktu powołania nikt nie będzie mógł go przenieść do innego sądu czy też złożyć z urzędu z powodów innych, niż to zostało określone w ustawach. Tymczasem to, co proponuje resort, tej pewności go pozbawia. I nasuwa obawy, że instrument ten mógłby być nadużywany i stosowany do karania tych, którzy orzekają nie tak, jak sobie tego życzą decydenci – ostrzega dr hab. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jego zdaniem powoływanie sędziów nie do konkretnych sądów, a do okręgów sądowych, byłoby więc bardzo ryzykownym rozwiązaniem.
– Istnieje niebezpieczeństwo, że o tym, który sędzia trafi do jakiego sądu, nie będą decydowały jedynie takie obiektywne kryteria, jak np. potrzeba zwiększenia efektywności pracy danego sądu – podkreśla konstytucjonalista. I dodaje, że właśnie po to, aby uniknąć takich zagrożeń w Polsce – ale nie tylko, bo ta tradycja występuje i w innych krajach europejskich – zdecydowano, że sędziowie są powoływani właśnie do konkretnych sądów.
O tym, że przedstawiona przez wiceministra Piebiaka koncepcja byłaby próbą obejścia konstytucyjnej zasady nieprzenoszalności sędziów, przekonany jest Bartłomiej Starosta.
– To mogłoby być narzędzie wykorzystywane do wywierania nacisku na sędziów. Ci, którzy będą niepokorni, będą musieli liczyć się z tym, że prędzej czy później za swoją postawę zostaną zesłani do sądu najbardziej oddalonego w ramach okręgu od ich sądu macierzystego – kwituje Starosta.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama