- Trzeba uczciwie powiedzieć opinii publicznej, co wynika z tego przepisu: my nie będziemy karani za przekroczenie obrony koniecznej, ale czyn popełniony w tych granicach upoważni napastnika do obrony przed nami - tłumaczy dr Mikołaj Małecki z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jak pan ocenia projekt nowelizacji kodeksu karnego rozszerzającego granicę obrony koniecznej osoby, która odpiera zamach w swoim domu?
Kształtowanie kontratypów jest elementem polityki karnej i ustawodawca ma tutaj dość dużą swobodę. Ograniczają ją tylko przepisy konstytucji i konwencji. Z uregulowań międzynarodowych wynika np., że jeżeli osoba broniąca się umyślnie zabija napastnika, to tylko wtedy będzie to usprawiedliwione, jeśli atak godził w jej życie. Poświęcenie życia napastnika w obronie miru domowego byłoby sprzeczne z tymi zasadami. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że pewne pole do poszerzenia granic obrony koniecznej istnieje. Głównym problemem wskazywanym w uzasadnieniu było to, że sądy zbyt wąsko interpretują obecne przepisy. Jednak zastrzeżenie, że nowy przepis nie będzie miał zastosowania w przypadku, gdy przekroczenie granic obrony koniecznej było „rażące”, sprawia, że nie uciekniemy od problemu, który za pomocą nowelizacji MS chce rozwiązać. Dajemy klauzulę otwartą, która nie wiadomo jak będzie interpretowana przez prokuratorów i sędziów.
Zamiast sformułowania o „rażącym przekroczeniu” lepiej uregulować to zastrzeżenie analogicznie do art. 26 k.k. Wówczas przepis uchylałby karalność przekroczenia granic obrony, chyba że osoba broniąca się poświęciła dobro o wartości oczywiście wyższej od dobra ratowanego. To byłaby klauzula spójniejsza systemowo, nawiązująca do przesłanki, która już jest w kodeksie. Nie byłoby wątpliwości, że np. w obronie mienia nie wolno umyślnie zabić napastnika.
Sądy już dziś muszą badać, czy przekroczenie granic obrony było rażące. Teraz dochodzi nam tak naprawdę przesłanka miejsca, w jakim dochodzi do popełnienia czynu. Ale skoro jedną z przyczyn nowelizacji jest niewłaściwa interpretacja przepisów przez sądy i zbyt częste pomijanie art. 25 par. 1–3 k.k., to jaka jest gwarancja, że po dodaniu par. 2a ten nowy przepis również nie będzie pomijany? Poza tym została postawiona diagnoza, że taka jest praktyka, a analizy dopiero trwają. Czy rzeczywiście trzeba zmieniać prawo?
Wydaje mi się, że propozycja powstała, zanim zbadano zjawisko empirycznie. A tego nie można zrobić poprzez analizę pięciu czy dziesięciu dowolnie wybranych orzeczeń sądów apelacyjnych czy Sądu Najwyższego. Nawet jeśli z kwerendy akt wyjdzie, że sądy zbyt często skazują za popełnienie czynu zabronionego w ramach zbyt intensywnej obrony koniecznej, to najpierw należałoby pomyśleć choćby o zmianie art. 25 par. 3 k.k. Przepis ten stanowi, że nie podlega karze, kto przekracza granice obrony koniecznej pod wpływem strachu lub wzburzenia usprawiedliwionych okolicznościami zamachu. Jeśli ustawodawca chciałby wskazać praktykom, że ten przepis powinien być częściej stosowany, to mógłby usunąć fragment o „usprawiedliwionych okolicznościach”. Wówczas nie stanowiłby przestępstwa każdy czyn polegający na przekroczeniu granic obrony koniecznej pod wpływem strachu lub wzburzenia. W ten sposób ustawodawca mógłby osiągnąć swój cel.
Wspomniał pan o uregulowaniach konwencyjnych, które dopuszczają przekroczenie granicy obrony koniecznej, tylko jeśli jest proporcjonalne. Zastanawiam się jednak, czy w projektowanym par. 2a nie mieszczą się również czyny popełnione w odparciu zamachu na mienie.
Dr Mikołaj Małecki, Katedra Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego / Dziennik Gazeta Prawna
Nie jest w ogóle sprecyzowane, o jaki zamach chodzi. Sprecyzowane zostało miejsce, w którym ma dojść do zamachu i obrony. Nie ma określonego dobra prawnego, jakie jest przez ten przepis chronione. A przecież może być tak, że ktoś się wdziera do mieszkania z zamiarem zabójstwa albo z zamiarem kradzieży lub z zamiarem znieważenia.
W związku z tym na gruncie nowego przepisu znowu stworzy się tysiące różnych przypadków, które trzeba będzie inaczej interpretować pod kątem tego, czy odparcie ataku było rażącym naruszeniem prawa, czy nie. Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Nowy przepis wyłącza karalność, a nie bezprawność czynu osoby broniącej się.
Co to oznacza?
Osoba, która będzie się broniła z przekroczeniem granicy obrony koniecznej, nawet w warunkach nowego par. 2a i tak dopuszcza się czynu bezprawnego. A skoro tak, to napastnikowi, który ją wcześniej zaatakował, przysługuje... prawo do obrony koniecznej. Załóżmy taką sytuację: złodziej wchodzi do czyjegoś mieszkania, by je okraść. Właściciel – w ramach par. 2a – bierze nóż i broniąc swojego miru domowego i mienia, atakuje złodzieja. Ale ponieważ on przekracza granicę obrony koniecznej, to włamywacz, który chciał tylko coś ukraść, w obronie swojego życia przed zbyt intensywną obroną będzie mógł zabić właściciela domu. Dlatego trzeba, by uczciwie powiedzieć opinii publicznej, co wynika z tego przepisu. My nie będziemy karani za przekroczenie obrony koniecznej, ale czyn popełniony w tych granicach upoważni napastnika do obrony przed nami. Może więc dojść do paradoksalnej sytuacji, że właściciel mieszkania będzie sądził, że mu wolno więcej, i w konsekwencji napastnikowi też będzie wolno więcej.
Przecież efektem miała być większa ochrona napadniętych.
Dlatego to tylko działanie symboliczne. Wydaje nam się, że omnipotentny przepis załatwia wszystkie problemy rzeczywistości. A tak nie jest. W konkretnych sytuacjach może wygenerować przeciwny skutek. Obywatel będzie myślał, że w myśl zasady „my home is my castle” może bronić swojego domu z poświęceniem jakichkolwiek dóbr prawnych napastnika, a tak nie jest. Po pierwsze więc nowa regulacja może być dla ludzi niezrozumiała. Po drugie przepis jest symboliczny, niczego nie rozwiązuje i generuje nowe problemy. Po trzecie przesłanki są nieprecyzyjne, po czwarte ochronić obywateli w równym stopniu może już teraz obowiązujący art. 25 par. 3.