Zmotoryzowani mogą już przez internet sprawdzić liczbę przypisanych im punktów karnych. Wkrótce będą musieli z góry płacić za przeglądy techniczne. A to dopiero początek zmian, jakie czekają kierowców.
Zmiany dla kierowców - jak i kiedy
/
Dziennik Gazeta Prawna
Liczbę punktów karnych mogą od wczoraj zweryfikować tylko posiadający profil zaufany, służący do zdalnych kontaktów z urzędami. Z usługi skorzystało do godz. 18 w poniedziałek 74,5 tys. osób, a strona zanotowała 731 tys. odsłon.
Rząd będzie jednak również zmieniać zasady przeprowadzania badań technicznych pojazdów. Od 30 października płacić trzeba będzie z góry – i to niezależnie od tego, czy samochód pomyślnie przejdzie kontrolę, czy nie. Żeby ukrócić patologie na stacjach, rząd zamierza przejąć nadzór nad nimi od starostów. Planuje też wprowadzanie kolejnych e-usług dla kierowców. Pierwsza z nich – „Mój pojazd” – ujrzy światło dzienne w grudniu. Kolejne będą wdrażane etapami.
To efekt planowanego uruchomienia nowej wersji Centralnej Ewidencji Pojazdów (części CEPiK). Jak tłumaczy resort cyfryzacji, szerszy zakres danych udostępnianych online pozwoli szybciej reagować na niedopełnianie obowiązku wykonania badania technicznego.
Starostowie stracą nadzór nad stacjami kontroli, za przegląd zapłacimy przed otrzymaniem wyników – to m.in. ma ukrócić nadużycia i zmusić diagnostów do rzetelnych kontroli aut.
Zmiany wynikają przede wszystkim z decyzji Ministerstwa Cyfryzacji (MC) o uruchomieniu nowej Centralnej Ewidencji Pojazdów (CEP). Według resortu dla
kierowców najbardziej odczuwalny będzie obowiązek uiszczenia – począwszy od 30 października – opłaty za badania (dziś to 98 zł w przypadku osobówek) jeszcze przed ich rozpoczęciem. – Opłata ewidencyjna nie będzie pobierana jak teraz za „wpis do dowodu rejestracyjnego”, ale za przeprowadzenie badania, niezależnie od jego wyniku – podkreśla resort.
Przedstawiciele środowiska diagnostów chwalą ten pomysł. – Dziś klient przyjeżdża, diagnosta przeprowadza badanie i na końcu pobiera opłatę. Niejednokrotnie dochodzi do dyskusji, bo
kierowcy nie chcą z reguły płacić za badania, których wynik jest negatywny – tłumaczy Marcin Żak ze Stowarzyszenia Ekspertów Techniki Motoryzacyjnej i Diagnostów Samochodowych.
Według niego zdarza się, że diagnosta, który jest rozliczany z wyników, zostaje przyciśnięty do muru przez kierowcę lub zwierzchnika i dogaduje się z kierowcą, że weźmie mniejsze
pieniądze, ale za sprawdzenie podzespołów, a nie okresowy przegląd. – Następnie kierowca udaje się na inną stację i tam już bez problemów dostaje stempel do dowodu rejestracyjnego – mówi Marcin Żak.
Jego zdaniem ta pozornie drobna zmiana ukróci zjawisko „kolędowania” kierowców po stacjach diagnostycznych. Badanie zostanie wykonane, opłata pobrana, a wynik negatywny – odnotowany. Co więcej, inne stacje będą widziały, dlaczego auto nie przeszło badania technicznego, bo
informacja pójdzie w obieg, w trybie online.
Czy rzeczywiście ukróci to patologie?
Niektórzy diagności, nawet mając informację, że pojazd chwilę wcześniej nie przeszedł badania, mogą i tak próbować to zmienić, byle tylko dostać pieniądze i zadowolić klienta. Żak twierdzi jednak, że będzie o to dużo trudniej. – Dostęp do wyniku badań będą mieć policjanci. Dlatego diagności dwa razy się zastanowią, nim pomyślą o dogadywaniu się na boku z kierowcą, nie chcąc narazić się na kontrole – przekonuje.
Uruchomienie Centralnej Ewidencji Pojazdów (i w dalszej kolejności także Centralnej Ewidencji Kierowców) pozwoli wdrażać kolejne zmiany dla zmotoryzowanych. Resort cyfryzacji przewiduje, że w grudniu uda się uruchomić e-usługę „Mój pojazd”, która da właścicielom możliwość sprawdzenia online szczegółowych informacji o ich autach. W planach są kolejne, np. „Uprawnienia kierowcy” – możliwość sprawdzenia online szczegółowych informacji o uprawnieniach do kierowania pojazdami różnych kategorii, czy „Udostępnij swoje dane pracodawcy” (głównie dla zawodowych kierowców) czy „Sprawdź szkołę jazdy i instruktora”.
Poważne zmiany czekają też starostów. Dziś to oni sprawują nadzór nad stacjami kontroli pojazdów. Ale kontrola NIK nie zostawiła na tym nadzorze suchej nitki – w Niemczech, gdzie pojazdy są nowsze, okresowych badań nie przechodzi co szóste auto, a w Polsce – co 50.
Rząd doszedł do wniosku, że sam lepiej przypilnuje kontroli. Z informacji, jakie otrzymali starostowie, wynika, że proces przechodzenia kilku tysięcy stacji pod nadzór Transportowego Dozoru Technicznego rozpocznie się we wrześniu i potrwa do 20 maja 2018 r.
Temu rozwodowi z diagnostami sprzeciwiają się starostowie. I to mimo że nadzór nad nimi traktowany jest jako zadanie własne samorządu, w związku z tym nie otrzymują za to dodatkowych pieniędzy. – Z punktu widzenia starostów odebranie im tego zadania w niektórych przypadkach stanowiłoby wręcz ulgę. Kłopot polega na tym, że mamy do czynienia z kolejną odsłoną zjawiska, przed którym ciągle ostrzegamy, czyli postępującą centralizacją zadań – tłumaczy Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich.
Swoje wytłumaczenie ma Marcin Żak: – Starostom chodzi o kwestie zatrudnienia. Jeśli odbiera im się obowiązki, może się okazać, że w wydziałach komunikacji też trzeba będzie dokonać redukcji.
W Niemczech okresowych badań nie przechodzi co 6. auto, u nas – co 50.