- Pytania o drażliwe kwestie kończą się próbami przedstawicieli rady zepchnięcia dyskusji na fora wewnętrzne - mówi adwokat dr Łukasz Chojniak .

Przyjęte przez NRA na ostatnim posiedzeniu uchwały wywołały sporo kontrowersji.

Ma pani zapewne na myśli przyjęcie uchwał dotyczących konieczności poinformowania dziekana o tym, że wobec adwokata wszczęto postępowanie karne oraz uchwał, które określają, jakie maksymalne koszty może zasądzić sąd dyscyplinarny za prowadzone postępowanie. I rzeczywiście, do wszystkich tych uchwał można podnosić uwagi krytyczne. Tworzą więcej problemów, niż rozwiązują.

Czyli jednak jakiś problem rozwiązują?

Jeżeli chodzi o uchwałę o tzw. autodenuncjacji, to raczej jednak bardziej tworzy problemy. Podjęcie jej, po pierwsze, sugeruje, że - co jest nieprawdą - adwokatura boryka się z jakimś wyjątkowym problemem przedstawiania zarzutów i oskarżania jej członków w postępowaniu karnym. Tak, jakbyśmy się wyróżniali na minus w stosunku do sędziów, prokuratorów, komorników, notariuszy czy radców prawnych. Samorząd sformułował komunikat: mówcie nam, pod rygorem odrębnej odpowiedzialności dyscyplinarnej, że interesują się wami organy ścigania, bo problem w środowisku jest poważny. Przecież jeśli by nie był, nie byłoby sensu nakładania takiego obowiązku przez NRA. To wizerunkowy strzał w stopę. Po drugie, mam bardzo duże wątpliwości, czy ta uchwała nie narusza podstawowej zasady w postępowaniu karnym, a więc prawa do obrony. Nikt nie może być bowiem zmuszany, żeby na siebie samego donosić.

Ależ adwokat nie ma donosić na siebie, tylko informować dziekana. To chyba różnica?

Jasne. Tylko że to jest trochę takie faryzeuszowskie myślenie. Adwokat idąc do dziekana oczywiście nie mówi mu, że jest winny. Mówi, że wobec niego prowadzone jest postępowanie karne. Dziekan jednak z tą informacją nie może zrobić nic innego, jak przekazać ją rzecznikowi dyscyplinarnemu. Ten ostatni wystąpić już musi do właściwej prokuratury, by informację potwierdzić. To zaś najpewniej skończy się wszczęciem postępowania dyscyplinarnego wobec adwokata. Mało tego, taki adwokat może być dalej tymczasowo zawieszony w czynnościach zawodowych, bo podstawą takiego zawieszenia jest właśnie m.in. prowadzenie postępowania karnego przeciwko adwokatowi. Ta uchwała jest po prostu wadliwa.

Jej autorem jest przecież rzecznik dyscyplinarny adwokatury.

Zgoda, ale w zakresie uchwały prezentujemy jednak dwa zupełnie skrajne stanowiska. Ja nie rozróżniam prawa do obrony dla adwokatów i dla innych ludzi. W momencie, kiedy adwokat ma przedstawione zarzuty, prawo do obrony chroni go tak samo, jak każdego człowieka. Myślę, że mój samorząd powinien to prawo szanować.

Zwolennicy krytykowanej przez pana uchwały mówią, że od adwokatów powinno wymagać się więcej.

Oczywiście, że powinno się wymagać więcej. Używanie tego argumentu w trakcie dyskusji o tej uchwale sprowadza ją jednak na boczne tory. My nie mówimy przecież o sytuacji, w której w życiu codziennym wymagamy od adwokata czegoś więcej. Mówimy o sytuacji bardzo specyficznej, kiedy dany adwokat ma przedstawione zarzuty karne i za chwilę może mieć - na skutek wymuszenia na nim pewnych działań - przedstawione zarzuty dyscyplinarne. Ujmę to jeszcze w inny sposób. Skoro wymagamy więcej, to może zobowiążmy wszystkich adwokatów z zarzutami, by nie korzystali z prawa do obrony i od razu przyznali się do winy. A tak na serio, nie rozumiem w ogóle, po co ta uchwała powstała. Nikt przecież nie czynił adwokaturze zarzutów, że nie reagowała w sytuacji, gdy nie wiedziała o jakiś nagannych działaniach swoich członków. Krytykowano ją, gdy wiedziała o tym, że adwokaci mają zarzuty, a nic z tym nie robiła. Ale to zupełnie inny problem.

A potrzebę podwyżki maksymalnych kosztów postępowań dyscyplinarnych pan dostrzegał?

Nie. Być może pomysłodawcy uchwał kosztowych i sama NRA dysponują jakimiś danymi, które uzasadniały ich przyjęcie, a które nie są znane większości adwokatów. Szczerze jednak w to wątpię. To by bowiem oznaczało, że koszty postępowania dyscyplinarnego w ostatnich miesiącach poszybowały wręcz do księżyca.

Uchwały kosztowe to skok na adwokacką kasę?

To zakładałoby złą wolę osób, które za nimi głosowały. Na to trzeba by było mieć dowody. Natomiast ewidentnie pieniądze z zasądzanych od obwinionych kosztów postępowań zasilają samorząd. I słusznie, ponieważ to izby adwokackie prowadzą postępowania dyscyplinarne. Nie oznacza to jednak, że na obwinionego można nałożyć drakońskie koszty, które przewyższają najwyższą karę pieniężną, jaką można orzec w postępowaniu dyscyplinarnym. Samorząd musi dać odpowiedź, dlaczego taką uchwałę podjął. Jedyna odpowiedź, jaką dostają natomiast adwokaci brzmi, że są to uchwały urealniające wysokość poniesionych kosztów prowadzonych postępowań. To powoduje pewien dysonans poznawczy. W rzeczywistości wielu z nas o takich kosztach nawet nie słyszała. Nikt mnie nie przekona, że przeciętne koszty postępowań wynoszą dziś kilkadziesiąt tysięcy złotych. Popełniono błąd.

Ale przecież każdy obwiniony adwokat, któremu zostanie zasądzone dajmy na to te 25 tys. zł kosztów, będzie mógł się z tym nie zgodzić i orzeczenie w tym zakresie skarżyć nawet do Sądu Najwyższego. Po co zatem to larum?

I tym właśnie pięknym wytrychem posługują się osoby, które bronią uchwał kosztowych. Co oznacza, że zakładają, że będą z nimi problemy. Trzeba być jednak uczciwym w tym, co się mówi. Kasacja to nie jest zwykły środek zaskarżenia. Dotyczy rażącego naruszenia prawa, które ma istotny wpływ na treść orzeczenia. Sąd Najwyższy może skontrolować orzeczenie w zakresie kosztów. Uczyni to jednak tylko w granicach, w których zostanie naruszone prawo w sposób rażący i będzie to miało istotny wpływ na wydane orzeczenie. Sędziowie SN nie będą bawić się w skrybów i z kalkulatorem liczyć, czy koszty co do złotówki się zgadzają. Nie chcę też, by mój samorząd mówił: nie bójcie się, jeśli zbyt mocno was obciążymy, uratuje was Sąd Najwyższy. Ja nie chcę być ratowany przez Sąd Najwyższy. Chcę, by mój samorząd działał w granicach racjonalnego prawa wewnętrznego.

A wie pan, jak przebiegała dyskusja nad przyjęciem tych uchwał, i który z członków NRA oponował?

Niestety protokoły z posiedzeń rady nie są publikowane, co powinno być standardową praktyką. NRA ma duży problem z transparentnością. Muszę zmartwić przedstawicieli samorządu: umieszczanie na stronie internetowej adwokatura.pl komunikatów o przebiegu danego prezydium czy posiedzenia plenarnego NRA - utrzymanych w duchu zadowolenia z kolejnej przyjętej uchwały - nie prowadzi do budowania zaufania do samorządu.

W protokołach nie byłoby jednak informacji, jak dana osoba głosowała.

Zgoda i warto by to zmienić w przyszłości, poza ujawnianiem głosowania w sprawach osobowych. Ale już dziś członkowie NRA mogliby, jeśli są o to pytani, oświadczać, jak głosowali. Chyba nie mają się czego wstydzić. Wszak wraz z zaszczytem pełnienia funkcji w NRA, wzięli na siebie odpowiedzialność za swój głos. Ja jako wyborca chcę wiedzieć, jak głosowali moi przedstawiciele, aby móc wziąć to pod uwagę w kolejnych wyborach samorządowych. Z niepokojem zauważam też, że pytania o te wrażliwe kwestie kończą się podejmowanymi przez przedstawicieli NRA próbami zepchnięcia dyskusji na fora wewnętrzne. Co jest działaniem zupełnie niezrozumiałym, skoro na internetowej stronie samorządowej o tych uchwałach się pisze. W taki sposób współczesna demokracja nie funkcjonuje. Jeśli podejmuje się tyle uchwał o demokracji, skądinąd trafnych, to warto przestrzegać jej standardów również w samorządzie. NRA mówi, że od adwokatów należy wymagać więcej - chce by sami na siebie donosili. Natomiast członkowie NRA mają problemy z przyznawaniem się, jak głosowali. Gdzie tu są równa miara i wysokie standardy, bo ja się gubię.

Brzmi pan jak człowiek rozczarowany tym, co dzieje się w adwokaturze…

Jestem raczej życzliwie zaniepokojony. Uwagi krytyczne nie mogą być odbierane jako krytyka personalna. Ja kibicuję mojemu samorządowi. Dziś jednak na osobach we władzach NRA spoczywa odpowiedzialność za dalsze losy adwokatury. One zaś coraz bardziej zrywają kontakt z adwokatami, którzy ten samorząd, sensu largo, tworzą.

A może mówi pan tak, bo jest zwyczajnie rozgoryczony, że nie został wybrany na stołecznego dziekana?

Mój start w wyborach w ubiegłym roku był przejawem decyzji, która podjąłem wcześniej. Że będę aktywny w życiu samorządowym. Udział w życiu samorządowym to natomiast zarówno chwalenie, jak i krytykowanie. Startowałem też z programem daleko idących zmian. Chcę innej adwokatury niż ta jaka, jest obecnie: odchudzonej jeżeli chodzi o narosłe stanowiska samorządowe czy bez etatowych i wiecznych działaczy. Od dawna wypowiadałem się więc krytycznie. Już pomysł startowania na dziekana wynikał z tego, że nie zgadzam się z kierunkiem, w którym adwokatura zmierza. Nie neguję tego, że obecne władze mają silny mandat do sprawowania funkcji. Z silnego mandatu nie bierze się jednak immunitet na krytykę. Sygnały, które odbieramy, czy to poprzez decyzje podejmowane w łonie NRA, czy pomysł bezpłatnych staży dla aplikantów, który pojawił się w radzie warszawskiej, budzą mój niepokój i chcę go wyrazić. Wciąż jednak wierząc, że adwokatura to fantastyczne miejsce.

A co pan widzi złego w miesięcznych darmowych praktykach dla aplikantów, które mają odbywać się w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich?

Dużo, bo trzeba widzieć kontekst. A ten jest jednoznaczny. Dziś rynek pracy dla adwokatów jest bardzo trudny, a aplikantom oferuje się bezpłatne staże, tak jakby aplikanci - płacący duże pieniądze za szkolenie - mogli sobie na to pozwolić. To jest wielkie nieporozumienie. Oczekuję od swojego samorządu, że zamiast oferować bezpłatne staże w obciążonej komórce RPO, będzie walczył o to, by były raczej oferowane praktyki płatne i to nie tylko w biurze rzecznika. W mojej kancelarii nawet studenci, jeśli przychodzili na staż, nie pracowali za darmo. Dziwi mnie, że na taką formę współpracy wyraził zgodę rzecznik praw obywatelskich. Praca za darmo, w jakimkolwiek wymiarze, kłóci się z poczuciem sprawiedliwości i przyzwoitości.

Zamieszanie z uchwałami może skłonić resort sprawiedliwości do zmian w zakresie samorządowego sądownictwa?

Nic nie wiem na temat takich planów. Nie ma ku temu też podstaw. Dyskusja o problemach związanych z uchwałami stanowi zwyczajnie przykład zaangażowania w życie samorządu. Poza tym to, że w adwokaturze dostrzegane są problemy, nie oznacza w najmniejszym stopniu przyzwolenia na utratę przez nią sądownictwa dyscyplinarnego. Przeciwnie, ono obok szkoleń aplikantów, stanowi filar naszej samorządności i funkcjonuje, jak sądzę, całkiem sprawnie.