O juryście, który zdobył się na słowa prawdy, gdy wymagano od niego tylko dyspozycyjności, i zapłacił za to życiem
Dziennik Gazeta Prawna
W roku 1606 ukazało się w Utrechcie pierwsze wydanie zbioru zatytułowanego „Thronus Iustitiae” („Tron Sprawiedliwości”) – cykl grafik obrazujących dobre rządy, wyrażające się z jednej strony w sprawiedliwym sądzeniu, a z drugiej w okazywaniu szacunku wymiarowi sprawiedliwości. Autorem tych rycin (na najwyższym artystycznym poziomie) był holenderski grawer Willem Isaacsz van Swanenburg (1580–1612). W tece, która natychmiast zyskała nadzwyczajną popularność, znalazło się 13 scen odsyłających do opowieści biblijnych i historii starożytnej. Na jednej z grafik, co stanowi swoisty ewenement na tle trendów ówczesnej sztuki europejskiej, ukazano moment egzekucji Emiliusza Papiniana – jednego z najsłynniejszych jurystów epoki klasycznej. Papinian, z pochodzenia Syryjczyk, zrobił błyskotliwą karierę na dworze Septymiusza Sewera. W roku 205 mianowano go prefektem pretorianów, czyniąc tym samym de facto zwierzchnikiem całego wymiaru sprawiedliwości. W III wieku powinności urzędnika przedstawiającego się jako praefectus praetorio znacznie wykraczały bowiem poza sprawowanie służbowego nadzoru nad cesarską gwardią. Prefekt pretorianów orzekał w sprawach cywilnych i karnych, a moc jego orzeczeń równa była wyrokom cesarskim. Jego urząd był również najwyższą instancją odwoławczą dla wyroków wydawanych zarówno w Italii, jak i na prowincjach. Kontrola nad cesarskimi kancelariami dawała mu możliwość wpływania na kształt polityki prawnej przez ingerencje w redagowanie odpowiedzi cesarza (tzw. reskryptów) na pytania prawne poddanych.
Papinian wspiął się na sam szczyt w urzędniczej hierarchii dzięki cesarzowi. Po jego śmierci w 211 roku postawiono go przed wyborem, którego jako człowiek nie chciał, a jako prawnik nie mógł dokonać. Nie poparł w walce o władzę żadnego z dwóch synów zmarłego cesarza, Gety i Karakalli, skupiając swe wysiłki na beznadziejnych próbach pogodzenia braci. Karakalla nie przebierał w środkach. Pierwszą próbę zgładzenia znienawidzonego Gety podjął jeszcze w tym samym roku. Oburzenie, jakie wywołał tym wśród ludu, zmusiło go do chwilowego pozorowania polityki przyjaźni. Rok później bracia zgodzili się na spotkanie w apartamentach matki – miało dojść do formalnego pogodzenia, podziału kompetencji i stref wpływów. Karakalla przybył na nie uzbrojony i w towarzystwie centurionów. Zrozpaczona matka próbowała wprawdzie osłonić drugiego z synów własnym ciałem, ale jej wysiłki spełzły na niczym. Getę bez skrupułów zamordowano, a ona sama odniosła rany.
Po dokonaniu zbrodni ufny w swą potęgę Karakalla ogłosił, że w matczynych komnatach szykowano na niego zamach, którego uniknął dzięki działaniu opatrzności i interwencji przyjaciół. Ponieważ społeczeństwo zareagowało na jego czyn z odrazą i uznało go za mordercę, cesarz wezwał Papiniana i rozkazał mu przygotować ekspertyzę prawną, w której miały znaleźć się fachowe argumenty przemawiające za tym, że zabijając brata, postąpił słusznie i sprawiedliwie. Ten odrzekł: „nie tak łatwo jest prawniczo uzasadnić bratobójstwo, jak je popełnić. Pospolite morderstwo zawsze będzie czymś innym niż oskarżenie ofiary”. Jurysta zdawał sobie sprawę, że ważąc się na takie słowa, również na siebie ściąga śmierć. W istocie, ścięto go na Palatynie wkrótce potem. Dla większego pohańbienia człowieka, który jako jedyny w państwie nie zawahał się głośno powiedzieć prawdy, Karakalla nakazał podczas egzekucji użyć topora zamiast z miecza, który przysługiwał Papinianowi jako zwierzchnikowi jednostki wojskowej i obywatelowi rzymskiemu.
Grafika ukazuje moment, w którym oprawcy prezentują swemu panu ściętą głowę jurysty. W tle zaś widać scenę bratobójstwa. Umieszczony niżej łaciński napis głosi wieczystą chwałę, jaką Papinian zdobył, przemawiając jako człowiek wolny w zniewolonym państwie, oraz hańbę, jaka po wsze czasy przylgnęła do tyrana.
Zastanawiam się, jaki opis umieszczono by pod tą samą ilustracją, gdyby teka ukazała się nie w Utrechcie w roku 1606, lecz w Warszawie w roku 2017. Naturalnie, gdybać można w nieskończoność, choć ja osobiście stawiam na: „oczyszczanie środowiska”, „początek walki z sądowniczą patologią” lub „koniec układu”.