W czerwcu w tej sprawie zapadł wyrok nakazowy, czyli bez procesu. Sąd uznał wówczas m.in., że kto "umyślnie, bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny" i nakazał pracownikowi zapłacić 200 zł na rzecz Skarbu Państwa. Obwiniony Adam J. wniósł sprzeciw od tego orzeczenia, a to oznacza uchylenie wyroku i obowiązek przeprowadzenia procesu od początku.
We wtorek odbyła się kolejna rozprawa. Zeznania złożyło troje świadków - pracownica biura Rzecznika Praw Obywatelskich, które na początku ub. roku złożyło na policję zawiadomienie o możliwości popełnienia wykroczenia przez pracownika drukarni, właściciel zakładu oraz jeden z pracowników.
Przedstawicielka RPO powiedziała, że nie pamięta szczegółów sprawy, która w biurze Rzecznika pojawiła się jesienią 2015 roku. Do wniosku o jej zbadanie załączono treść korespondencji pomiędzy fundacją a drukarnią, z której wynikało, że Adam J. odmówił wykonania usługi, uzasadniając, że nie będzie promował ruchów LGBT. Kilka miesięcy później RPO złożył w tej sprawie zawiadomienie o możliwości popełnienia wykroczenia.
Pytana, czy ma jakieś prywatne związki z osobami ze strony fundacji zaangażowanymi w sprawę odpowiedziała, że nie. Jak mówiła, RPO współpracuje z wieloma organizacjami pozarządowymi, bo to wynika z roli Rzecznika.
Kolejną osobą, która zeznawała w sprawie był właściciel drukarni. Według niego, nie doszło do zawarcia umowy i dlatego usługa nie została zrealizowana. Zaznaczył, że jego firma nie drukuje wszystkich zamawianych treści i zostawia sobie to do własnej decyzji. Jak mówił, firma swoją działalnością nie będzie przyczyniać się do promowania ruchów LGBT. Zwrócił uwagę, że już kilka razy zakład nie wykonał usługi z powodu treści zamówienia. Dodał, że zarówno on jak i inni jego pracownicy nie odmawiają wykonania usługi ze względu na orientację seksualną klienta, ale - jak podkreślił - ze względu na treść zamówienia.
Podkreślił, że Adam J. jest głęboko wierzący i praktykujący i nie może go zmusić do wykonania usługi wbrew jego sumieniu.
W podobnym tonie swoje zeznania złożyła kolejna osoba.
Po wysłuchaniu świadków sąd wyznaczył następny termin rozprawy na 28 lutego. W tym czasie - na prośbę sądu - policja ma ustalić miejsce pobytu b. wolontariuszki Fundacji, która składała zamówienie i korespondowała mailowo z drukarnią. Sąd chce ją przesłuchać w charakterze świadka, ale do tej pory nie udało się z nią skontaktować.
Proces w tej sprawie ruszył pod koniec listopada ub. roku. Zdaniem oskarżyciela, został naruszony konstytucyjny zakaz dyskryminacji w życiu politycznym, społecznym i gospodarczym. Dlatego chciałby, aby sąd zweryfikował, w jakim stopniu odmawianie wykonania usług pewnym osobom, podmiotom, które motywowane jest niechęcią wobec określonych kategorii osób, jest uzasadnione.
Z kolei obrona przekonuje, że Adam J. nie miał obowiązku świadczenia usługi; nie została zawarta umowa pomiędzy fundacją a drukarnią i pociąganie go do odpowiedzialności jest całkowicie chybione i pozbawione sensu.