Czy publikacja odnośnika do innej strony może naruszać czyjeś prawo do wizerunku? Tak twierdzi pewien mężczyzna, żądając od blogera zapłaty 20 tysięcy złotych.
/>
Olgierd Rudak od wielu lat prowadzi w internecie blog prawniczy Czasopismo Lege Artis. W styczniu 2015 r. jeden z wpisów poświęcił działalności parabanków, a konkretnie zatrzymaniu właścicieli jednego z nich. W tekst wkleił link prowadzący do artykułu opublikowanego na portalu jednej z ogólnopolskich gazet, w którym opisano postawienie zarzutów właścicielom parabanku. Artykuł ten zilustrowany był zdjęciem skutego mężczyzny prowadzonego przez policjantów, któremu górną część twarzy zasłonięto czarnym paskiem. Z podpisu wynikało, że ma to być jeden z zatrzymanych właścicieli.
Prawie dwa lata później, 7 grudnia 2016 r., Olgierd Rudak otrzymał od adwokata człowieka ze zdjęcia wezwanie do zaprzestania naruszania jego dóbr osobistych. Mężczyzna ten twierdzi, że nie ma nic wspólnego z opisywanym parabankiem, jest natomiast powszechnie znanym przedsiębiorcą. Choć część jego twarzy zasłania czarny pasek, to jest rozpoznawalny, z uwagi na charakterystyczny sweter. „Mocodawca czuje się ogromnie poniżony i upokorzony” – napisał adwokat, żądając usunięcia linku prowadzącego do artykułu ze zdjęciem i zapłaty 20 tys. zł zadośćuczynienia.
– Odnośnik zdjąłem w kilka minut od otrzymania wezwania. Choć nie poczuwam się do winy, to oczywiście potrafię wczuć się w sytuację tej osoby. Nikt nie chce być wiązany, choćby anonimowo i przez przypadek, z grubą aferą – mówi Olgierd Rudak.
Płacić zadośćuczynienia nie zamierza, choć mężczyzna zapowiada skierowanie pozwu do sądu.
– Do naruszenia dóbr w postaci wizerunku osoby musi dojść poprzez rozpowszechnienie wizerunku tej osoby. Sam link zaś niczego nie rozpowszechnia, w przeciwnym razie każdy odnośnik z wyszukiwarki do strony, gdzie opublikowane byłoby zdjęcie jakiejś osoby, także mógłby stanowić bezprawne naruszenie praw do wizerunku – wyjaśnia prawnik i bloger.
Zwraca uwagę, że nie ma żadnego wpływu na zawartość strony, do której odsyłał link. Nie wiadomo, czy mężczyzna wystąpił z podobnymi roszczeniami do redakcji, która je opublikowała. Na razie sporne zdjęcie wciąż jest zamieszczone przy tekście. Olgierd Rudak sprawdził statystyki. W umieszczony przez niego link kliknięto 38 razy.
Tylko wyjątkowo
Zapytani przez nas prawnicy nie mają wątpliwości, że w opisanej sprawie nie można mówić o naruszeniu prawa do wizerunku i dóbr osobistych. Bloger nie mógł wiedzieć, czy zdjęcie pokazuje właściwą osobę, nie miał też żadnej możliwości zweryfikowania tego. Co więcej, gdy tylko dowiedział się o pomyłce, usunął swój link.
Na kanwie tej sprawy warto jednak postawić sobie pytanie, czy link w ogóle może naruszać dobra osobiste innych osób. Przecież linkujący nikogo sam nie obraża, nie zniesławia i nie pomawia. Nie wytwarza jakichkolwiek treści, a jedynie pokazuje, jak do nich trafić.
– Sprawa jest bardziej skomplikowana. Linkujący poszerza jednak zasięg informacji, która narusza dobra osobiste. Dzięki linkowi może ona dotrzeć czasem do wielokrotnie większej publiczności – zauważa Agnieszka Wiercińska-Krużewska, adwokat w kancelarii WKB – Wierciński, Kwieciński, Baehr.
– Dlatego też potrafię sobie wyobrazić sytuację, w której sam link narusza dobra osobiste. Linkujący musiałby jednak mieć pełną świadomość tego, że podaje odnośnik prowadzący do strony naruszającej czyjeś dobra. Co więcej, musiałby to być podmiot profesjonalny, np. serwis informacyjny – wyjaśnia.
Jako przykład podaje serwis plotkarski, który udostępnia linki do nagich zdjęć zrobionych znanej aktorce przez paparazzich. Jego dziennikarze muszą zdawać sobie sprawę, że zdjęcia te naruszają prawa aktorki, a mimo wszystko, dla zwiększenia klikalności, umieszczają link do nich. Adwokat zaznacza jednak, że ewentualna odpowiedzialność za link należeć będzie do zupełnie wyjątkowych sytuacji. Najczęściej bowiem link nie może zostać uznany za naruszenie prawa.
– Dotyczy to np. wszystkich mediów społecznościowych czy większości blogerów – mówi Agnieszka Wiercińska-Krużewska.
– Internet opiera się na linkowaniu i narzucanie ograniczeń czy nawet samoograniczeń związanych z ewentualną odpowiedzialnością byłoby bardzo niebezpieczne dla funkcjonowania tej sieci – zaznacza.
Różne orzecznictwo
Polskie sądy orzekały już w podobnych sprawach. Sąd Apelacyjny w Gdańsku w wyroku z 27 kwietnia 2016 r. (sygn. akt I ACa 1068/15) orzekł, że samo umieszczenie linku z zasady nie narusza prawa. Poczynił jednak ważne założenie.
„Samo przekazanie przez użytkownika internetu innej osobie linku do artykułu prasowego nie stanowi co do zasady naruszenia dóbr osobistych i nie jest bezprawne, jednak inaczej jest w sytuacji, gdy osoba przekazująca działa w określonym celu i jest świadoma możliwości wystąpienia negatywnych skutków takiego działania oraz możliwości wyrządzenia krzywdy innej osobie, której dotyczy przekazywana informacja” – można przeczytać w uzasadnieniu wyroku.
– Takie podejście sądu jest mi bliskie i uważam, że w zdecydowanej większości przypadków bardzo trudno jest skonstruować uzasadnione roszczenie o ochronę dóbr osobistych wyłącznie z powodu udostępnienia hiperłącza. Oczywiście wyłączyć należy sytuacje szczególne, w których link jako nośnik informacji sam w sobie zawiera treść bezprawną, np. obraźliwe stwierdzenie – tłumaczy Michał Kluska, adwokat z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.
Można jednak spotkać też orzeczenia uznające samo linkowanie za złamanie prawa.
„Sytuację można przyrównać do tej, w której materiał prasowy powołuje się na inny materiał w drodze cytatu, bez ingerencji w treść tego materiału. Innymi słowy, przyjąć trzeba, że pozwany w swoim materiale prasowym powołał cudze wypowiedzi, wskazując ich źródło” – uznał Sąd Apelacyjny w Katowicach w wyroku z 18 grudnia 2013 r. (sygn. akt V ACa 524/13).
„Pozwany doprowadził do zwiększenia zbiorowości osób, które mogły się zapoznać z zawartością witryny, do której link odsyła – zauważono także w uzasadnieniu tego wyroku.