Pobieranie podwójnej opłaty za spóźnione badanie techniczne pojazdu nie ma uzasadnienia – twierdzą prawnicy.
Projekt nowelizacji ustawy – Prawo o ruchu drogowym (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 1137 ze zm.) wprowadzający liczne zmiany w systemie badania stanu technicznego pojazdów wywołuje spore kontrowersje. Największe zastrzeżenia budzi nowy pomysł resortu na skłonienie kierowców do regularnego dokonywania przeglądów. Spóźnialscy, którzy przekroczą termin o więcej niż 30 dni, w myśl projektowanego art. 84 ust. 5 będą musieli udać się do stacji kontroli pojazdów Transportowego Dozoru Technicznego i zapłacić podwójną stawkę. Kłopot w tym, że zakres czynności wykonywanych przez diagnostów na stacji TDT niczym nie różni się od standardowego badania, które posiadacz auta miał zrobić w terminie.
Sam brak badań to jeszcze nie grzech
– W tej sytuacji powiększenie opłaty ma jedynie funkcję karną – mówi prof. Ryszard Stefański z Uczelni Łazarskiego. I przypomina, że już teraz zgodnie z art. 95a kodeksu wykroczeń za jazdę samochodem nieposiadającym ważnych badań technicznych grozi grzywna w wysokości do 500 zł.
Jeszcze dalej idzie Waldemar Witek, prezes Stowarzyszenia Diagnostów Samochodowych, który w przesłanej do resortu infrastruktury opinii stwierdził wprost, że proponowane rozwiązanie jest niekonstytucyjne. Przypomina, że obecnie samo niewykonanie badania technicznego w terminie nie generuje żadnego zagrożenia ani nie jest sprzeczne z prawem. – Do naruszenia obowiązujących przepisów dochodzi dopiero wówczas, gdy kierowca porusza się pojazdem, którego stan techniczny nie został zweryfikowany – zauważa Witek. Zwraca przy tym uwagę, że po wejściu w życie zmian wyższą opłatę będzie musiała wnieść nawet osoba, która nie dotarła na czas na badanie z przyczyn od siebie niezależnych – ponieważ np. auto oddała w tym okresie do naprawy czy uczestniczyła w kolizji. Dla takich przypadków nie przewidziano odstępstw.
Projekt wprowadza co prawda ułatwienie dla kierowców polegające na tym, że przeprowadzenie badania przed terminem (do 30 dni) nie będzie przyspieszało daty następnej kontroli. Jednak skorzystają na tym jedynie ci posiadacze aut, którzy z góry przewidzą, że nie będą mogli udać się do SKP w określonym czasie.
Nie dość, że spóźniony przegląd będzie droższy, to jeszcze spowoduje dodatkowe koszty związane z dojazdem do stacji kontroli pojazdów TDT. Takich punktów ma być tylko 16 (po jednym w każdym województwie). Na konsekwencje takiego rozwiązania wskazuje Leszek Skiba, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów.
Będzie więcej kłopotów niż korzyści
– Dostarczenie pojazdu do stacji kontroli TDT wiązałoby się z poruszaniem się po drogach publicznych, na znacznych dystansach, pojazdów nieposiadających badań technicznych. Łączyłoby się to z narażeniem kierującego, jak i pozostałych uczestników ruchu drogowego na ryzyko udziału w wypadku związanym ze stanem technicznym pojazdu – punktuje Skiba. – Ponadto, niezależnie od powyższego, kierujący naraziliby się na odpowiedzialność wykroczeniową. Równocześnie nie bez znaczenia pozostaje kwestia odpowiedzialności ubezpieczeniowej za spowodowanie wypadku w trakcie prowadzenia pojazdu bez ważnych badań technicznych – dodaje Skiba.
Pomysł karania kierowców poprzez ustalenie wyższej opłaty nie podoba się też Andrzejowi Jasińskiemu, prawnikowi specjalizującemu się w prawie drogowym. – Nie znajduję dla niego żadnego uzasadnienia. Jeśli już ustawodawca chce wprowadzenia sankcji za niewykonanie zadania w terminie, to powinno się to zrobić uczciwie i nazywać rzeczy po imieniu – komentuje. Jego zdaniem możliwości są dwie: albo taki czyn stanowiłby wykroczenie, albo delikt administracyjny zagrożony karą pieniężną. Wówczas właściciel pojazdu miałby szansę na obronę i wskazanie powodów niedopełnienia obowiązku.
Etap legislacyjny
Projekt w uzgodnieniach międzyresortowych