Komentarz tygodnia
Do połowy stycznia ma powstać projekt nowelizacji przepisów o zamówieniach publicznych. Tym samym, po kilku tygodniach wahań, rząd zdecydował, że jednak nie będzie pracował nad przygotowanym przez Urząd Zamówień Publicznych i przyjętym przez gabinet Ewy Kopacz projektem całkiem nowej ustawy – Prawo zamówień publicznych. W przeciwieństwie do niektórych nie uważam tego za powód do wielkiej radości. Jestem natomiast przekonany, że było to jedyne rozsądne rozwiązanie.
Daleko mi do zachwytu, bo system zamówień publicznych powinien być zreformowany już ładnych kilka lat temu. I nie chodzi tu o kolejne implanty w postaci zmian w przepisach. W ciągu ostatnich 11 lat ustawę nowelizowano już prawie 50 razy i zabrakło już liter do oznaczenia jej przepisów. W sensie jak najbardziej dosłownym: wystarczy zajrzeć do ustawy, by znaleźć w niej art. 198ea.
Nowy akt jest więc jak najbardziej potrzebny. Ale nie można go pisać w pośpiechu. A dziś czas goni: musimy zmienić przepisy do 18 kwietnia, czyli w zasadzie już za chwilę. Tego wymagają od nas przepisy unijne. Będzie dobrze, jeśli uda się wygospodarować choć ze dwa tygodnie na vacatio legis. Tymczasem przygotowany przez UZP projekt nowej ustawy liczył prawie 200 stron i zmieniał w zasadzie wszystko – od definicji po systematykę prawa. Na nauczenie się tak olbrzymiej i zupełnie nowej ustawy uczestnicy rynku potrzebowaliby więc nie dwóch tygodni – które przy sprzyjających wiatrach dostaną od ustawodawcy – ale co najmniej kilku miesięcy. Bez tego urzędy, zwłaszcza te na szczeblu samorządowym, musiałyby powtarzać źle przygotowane przetargi, a oferty wielu przedsiębiorców byłyby odrzucane dlatego, że nie byli oni w stanie w tak krótkim czasie przyswoić sobie nowego prawa.
Już sama nowelizacja poprzestająca na wdrożeniu tylko tego, co musimy z unijnych przepisów, z pewnością będzie powodować problemy interpretacyjne. Trudno sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby zamawiający i wykonawcy musieli nauczyć się nie kilkudziesięciu planowanych zmian, a całej nowej, 200-stronicowej ustawy.
Niech więc już lepiej w pierwszym rzucie zostanie przyjęty kolejny implant. Byleby na nim się nie skończyło. Nasz system zamówień publicznych wymaga poważnej reformy i już teraz powinny się rozpoczynać prace nad jej przygotowaniem. Źle by się bowiem stało, gdyby za dwa lata, kiedy będziemy musieli wdrożyć kolejną porcję unijnych regulacji, znów tłumaczono się presją czasu.