Ostatnie zamieszanie wokół symboliki systemów totalitarnych, przez co rozumiemy głównie symbolikę faszystowską i komunistyczną, ukazuje, że zdarza nam się być w kłopocie z praktycznym stosowaniem dostatecznie jasnych, wydawałoby się, w tej materii norm prawnych.
Nie wiem, na ile pojawiające się ostatnio ostrzeżenia są uzasadnione, w każdym razie warto tej problematyce poświecić chwilę uwagi. Tym bardziej że jakiś czas temu także Trybunał Konstytucyjny miał pewne trudności z wyznaczeniem wyraźnej granicy tego, co pod tym względem dozwolone w świetle konstytucyjnej zasady wolności wyrażania swoich poglądów, gwarantowanej każdemu.
Kiedy przywołujemy symbolikę hitlerowską czy faszystowską, nie mamy żadnych wątpliwości, że paradowanie z nią po ulicach bądź w ogóle w miejscach publicznych powinno spotykać się z reakcją sił porządkowych i zapewne się spotka, jeśli taki incydent będzie miał miejsce.
Kiedy jednak bierzemy na warsztat symbolikę komunistyczną, zaczynają się pewne wahania, a przynajmniej pytania, czy warto wytaczać w tym przypadku takie same działa i strzelać równie ostro.
A przecież z punktu widzenia porządku konstytucyjnego nie ma żadnej różnicy co do tego, jak traktować te dwa światy.
Byłoby jakąś niedorzecznością interweniować wszędzie tam, gdzie pojawi się na przykład swastyka bądź jakiś inny symbol kojarzący się z hitleryzmem, a przymykać oko na inną grupę, która dla odmiany przywdzieje chociażby owe często przywoływane ostatnio bolszewickie czapki z czerwoną gwiazdą.
W jednym i drugim przypadku musimy jednak z taką samą konsekwencją zapytać o intencje, które przyświecają używającym tych symboli. Z konstytucji wynika jednoznaczny zakaz istnienia partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu.
Kodeks karny natomiast (art. 256 par. 1) penalizuje propagowanie faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa lub nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych lub ze względu na bezwyznaniowość.
W paragrafie drugim penalizuje zaś produkowanie, utrwalanie lub sprowadzanie, nabywanie, przechowywanie, posiadanie, prezentowanie, przewożenie lub przesyłanie druku, nagrania lub innego przedmiotu w celu rozpowszechniania treści określonych w paragrafie 1.
Z kolei w paragrafie 3 tegoż artykułu wyłączono z odpowiedzialności karnej tego rodzaju działania, jeśli podejmowane były w ramach działalności artystycznej, edukacyjnej, kolekcjonerskiej lub naukowej.
Pierwotne brzmienie paragrafu drugiego operowało jeszcze pojęciem nośnika symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej, lecz orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego z lipca ubiegłego roku ten fragment przepisu jako zbyt wieloznaczny został usunięty.
Wniosek poselski w tej sprawie szedł znacznie dalej i chciał w ogóle depenalizować działania opisane w tym przepisie z uwagi na brak precyzji, ale trybunał takiej oceny nie podzielił.
Wątpię, by kibice piłkarscy chcieli propagować przy okazji Euro systemy totalitarne i w tym właśnie celu posługiwali się publicznie taką symboliką, choć wykluczyć się tego przecież nie da. Gdyby do tego doszło, należałoby raczej domniemywać, że chodzi tu o zwykłą prowokację.
Prowokacja może być udana albo nie. Lepiej oczywiście nie dać się sprowokować. Ale też nie ma co pobłażać tego rodzaju wygłupom, nawet jeśli to miałyby być tylko wygłupy.
Ale prawdziwą intencję takiego czynu, po to tylko, by wykluczyć ewentualną odpowiedzialność karną, ustalić trzeba. Trzeba więc zdarzenie dobrze obfotografować, w odpowiednim czasie i miejscu delikwenta zatrzymać i po przesłuchaniu i ustaleniu rzeczywistych intencji wypuścić albo i nie – w zależności od ustaleń co do istotnych znamion czynu.
Tego rodzaju materiał będzie przydatny także w przyszłości przy okazji na przykład oceny podstaw do ubiegania się o naszą wizę. Inna droga może wieść na manowce.