Można być efektywnym w wydawaniu poleceń, zachować autorytet władzy i dyscyplinę, nie poniżając drugiego człowieka. To jest przejawem mentalności i pewnej kultury, która jest w rzeczywistości największym źródłem problemów w naszych aresztach śledczych i zakładach karnych - mówi Mikołaj Pietrzak.

Ewa Maria Radlińska: Polski więzień ma dużo gorzej niż jego europejski kolega?
Mikołaj Pietrzak, adwokat, przewodniczący Komisji Praw Człowieka przy NRA: Pod wieloma względami warunki odbywania kary pozbawienia wolności i przebywania w areszcie są gorsze niż w innych krajach europejskich. Przez lata Polska nie mogła uporać się z problemem przeludnienia w zakładach karnych. Ten problem – jak pokazują statystyki – został w znacznej mierze rozwiązany. I w zasadzie rzadko się już zdarza, by więźniowie przebywali dłuższy czas w warunkach przeludnionych.
EMR: To świetna wiadomość, ale pan mówi o tym bez entuzjazmu. Dlaczego?
MP: Ponieważ doprowadzenie do tego stanu odbyło się dużym kosztem.
EMR: Jakim?
MP: Aby pozyskać pomieszczenia na cele, które pomogły w lepszym rozmieszczeniu skazanych i poprawie statystyk przeludnienia, w wielu zakładach karnych i aresztach zlikwidowano świetlice, gabinety lekarskie czy siłownie.
EMR: Bo może uznano, że świetlice czy siłownie nie są więźniom niezbędne do odbywania kary?
MP: Właśnie są niezbędne i to dla wykonywania tej kary zgodnie z celami prawa karnego wykonawczego. Przecież skazany jest pozbawiony wolności, a nie godności i człowieczeństwa. Ta kara nie obejmuje zaś pozbawienia możliwości realizowania podstawowych potrzeb każdego człowieka.
EMR: Mam wrażenie, że pan przesadza. W październiku ub r. DGP opublikował reportaż z Zakładu Karnego w Krzywańcu „Skazani na wczasy”. I ci skazani wcale nie byli odarci z człowieczeństwa. Przeciwnie: chodzili na ryby czy grali w kosza...
MP: Niektóre jednostki rzeczywiście są nowoczesne i dobrze wyposażone. Pozwalają na odbywanie kary pozbawienia wolności zgodnie z konstytucyjnymi i wynikającymi z europejskiej konwencji praw człowieka standardami. Podobnie jest w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie funkcjonuje nowoczesny areszt. Wciąż jednak wiele aresztów i zakładów jest na zdecydowanie niższym poziomie. Tak jest w Sztumie, Kamieńcu, Płocku, a nawet na warszawskiej Białołęce. Oczywiście możemy się pocieszać, że wciąż w Europie są kraje, w których w więzieniach panują gorsze warunki. Tylko nie powinniśmy oceniać standardów naszego więziennictwa, porównując się do najgorszych, lecz do najlepszych. Walka o godność ludzką nie wymaga, by nasze zakłady karne wyglądały jak ośrodki detencyjne Organizacji Narodów Zjednoczonych, czyli jak dobry hostel. Byłem w takim ośrodku w Hadze i rzeczywiście robi wrażenie. Ten przykład pokazuje jednak, że można nawet największych zbrodniarzy trzymać w warunkach godnych i nie zmienia to charakteru odbywanej przez nich kary.
EMR: Mam wątpliwości, czy więźniowie powinni w ogóle grać w kosza i chodzić na ryby. Zakład karny powinien dbać o ich dobre samopoczucie?
MP: Więźniowie nie są skazani na karę cierpienia lub złego samopoczucia. Nie można pozbawiać ich prawa dążenia do szczęścia, nawet w warunkach zamknięcia w zakładzie. Nie pozbawiamy ich ich również możliwości rozrywki na takim poziomie, jaki jest niezbędny, by zachować równowagę psychiczną. Poza tym rozrywki, z których osadzeni mogą korzystać, nie są dostępne w takim samym zakresie dla wszystkich. Im surowszy bowiem reżim kary pozbawienia wolności i tymczasowego aresztowania, tym mniej tego rodzaju możliwości jest dostępnych. Jednak jak osoba przebywa w systemie półotwartym albo typu otwartego i jest przygotowywana do warunkowego przedterminowego zwolnienia, to naturalne i pożądane jest to, aby była przystosowywana do powrotu do normalnego życia. A częścią życia jest to, że człowiek pracuje, ale też relaksuje się. Daleko nam jednak do standardów służących resocjalizacji, jakie panują w innych krajach europejskich, a wycieczki na ryby i granie w kosza nie są żadnym luksusem. Nawet w najbardziej drakońskich więzieniach w Stanach Zjednoczonych jedyną rozrywką dostępną na spacerniaku jest właśnie możliwość grania w kosza. Ruch fizyczny jest bowiem niezbędny dla zachowania zdrowia psychicznego każdej osoby, więc także i tej pozbawionej wolności. Pozbawienie skazanych możliwości uprawiania sportów rekreacyjnych jest wręcz nieludzkie. Nie mówimy przecież o grze w polo na koniach w eleganckich modnych ubraniach. Mówimy o koszykówce, która nie wymaga ogromnej przestrzeni ani drogiego sprzętu, ani też nakładów organizacyjnych ze strony jednostki penitencjarnej. Co zaś dotyczy wyjść na ryby, to jeżeli odnosi się do osadzonych w zakładzie typu półotwartego, gdzie przebywają skazani za niewielkie przestępstwa, to tego rodzaju działalność może mieć ogromne znaczenie resocjalizacyjne. Przywraca godność tym ludziom, ale też pokazuje im, jak można spędzać wolny czas w sposób niedestruktywny. Takie wyjścia uczą ich, w jaki sposób szukać wyciszenia i uspokojenia. Podjęcie takiej decyzji zawsze jest poprzedzone analizą skutków resocjalizacyjnych przez zakład karny, który planuje wprowadzić takie rozwiązania.
(...)
EMR: Coś jeszcze w Polskim więziennictwie zdecydowanie odbiega od standardów europejskich?
MP: Niestety tak. W innych krajach normą jest to, że jak skazany nabywa pierwszy raz prawo do warunkowego przedterminowego zwolnienia, a odbywa niewysoką karę, to jest wypuszczany.
EMR: Ale właściwie dlaczego?
MP: Ponieważ jest to w interesie wymiaru sprawiedliwości. Chodzi o to, żeby skazany jak najszybciej opuścił więzienie i zaczął w systemie probacyjnym, czyli pod kontrolą władz penitencjarnych, przebywać na wolności. W ten sposób może znaleźć pracę, rozpocząć czy kontynuować edukację na wolności i dzięki temu w pełni się zresocjalizować. A o tym nie ma mowy w warunkach przebywania w zakładzie karnym. Resocjalizacja jest de facto możliwa jedynie poza murami więziennymi.
(...)
EMR: Od 14 sierpnia wchodzą w życie nowe reguły gry: więzień dostanie szampon, dwa papiery toaletowe i dwie maszynki do golenia na miesiąc. Co pan na to?
MP: Myślę, że empiryczne doświadczenia każdego człowieka jasno pokazują, że jest to zdecydowanie nieadekwatne do potrzeb życiowych. Znaczna część więźniów wykupuje dodatkowe produkty konieczne do funkcjonowania na minimalnym poziomie w kantynie, ale części skazanych zwyczajnie na to nie stać. Państwo osadzając ich w celach ponosi odpowiedzialność za ich egzystowanie na minimalnym poziomie. A to, co im daje, jest poniżej tego poziomu. Poza tym, żeby korzystać z szamponu, trzeba mieć prysznic...
EMR: No ale to podobno kosztuje ok. 10 mln zł, żeby więźniowie mogli się myć częściej.
MP: Jednak taki wydatek jest wydatkiem jednorazowym rozwiązującym poważny problem. Ponadto trzeba ten wydatek zestawić z systemowym rozwiązaniem: mniej skazanych w zakładach karnych spowoduje mniejsze zużycie wody, środków czystości, kosmetyków do mycia. To są wszystko problemy zespolone. Te pieniądze trzeba na to wydać. Nie wiem, na ile taka prognoza przedstawiona przez centralny zarząd służby więziennej jest wiarygodna, ale na pewno są to kosztowne zmiany.
(...)
EMR: Warunki odbywania kary, zwracanie się do więźniów, dostęp do opieki medycznej, książek, prysznica. Tych problemów jest wiele. Od czego zacząć uzdrawianie polskiego więziennictwa?
MP: Od redukcji wyroków na karę pozbawienia wolności. Należy szukać alternatywnych kar, a zatem zwiększyć wykorzystanie kary odbywanej w systemie dozoru elektronicznego i urealnić karę ograniczenia wolności. Trzeba sprawić, by stała się ona wykonalną, przystępną sądowi karą. W tym celu niezbędna jest zmiana kierunku orzecznictwa w sprawach karnych w taki sposób, by sędziowie chętniej korzystali z systemu dozoru elektronicznego i kary ograniczenia wolności, jak również z kary pozbawienia wolności w zawieszeniu, ale ukształtowanej w taki sposób, by nie doprowadzać do jej odwieszenia. W tym celu musi trzeba stworzyć rozbudowany katalog zakazów i nakazów. Obecnie sądy skazują delikwenta na karę pozbawienia wolności i na tym kończą sprawę. Wskazują okres probacji, ale nie kształtuje to w żaden dodatkowy sposób obowiązków i zakazów ukaranego.
Cały wywiad czytaj w eDGP.