Ostatnią decyzją o nieopublikowaniu wyroku TK pani premier Szydło wprowadziła w Polsce zupełnie nowy stan. Nie, to jeszcze nie jest stan wojenny, to jest Nowa Rzeczywistość Konstytucyjna.
W Polsce bowiem rząd nie zmienił konstytucji, zmienił jedynie, a właściwie aż, praktykę konstytucyjną. Mówiąc językiem giełdy, wprowadził na rynek prawniczy w segmencie zajmowanym dotychczas wyłącznie przez sądy nowego, poważnego – jak chce rząd i PiS, a jak chce opozycja i Komisja Wenecka niepoważnego – gracza. Rząd RP.
Takiego gracza nie można lekceważyć. Jego rola nie jest co prawda uregulowana w żaden prawny sposób, a jego obecność tam legitymizowana jest jedynie siłą i monopolem na drukowanie Dziennika Ustaw, ale jest to gracz rzeczywisty, a nie jakieś widmo. Jest to gracz wielki, który sam, arbitralnie, nie patrząc na ducha i literę prawa, ustala sobie i innym reguły, którymi się tu i teraz kieruje! Inni gracze, czy chcą tego, czy nie, muszą to brać po uwagę! Także, w interesie własnym, jak i swoich klientów, powinien to zrobić każdy sąd.
Co to znaczy w praktyce? Konieczność zadawania przez sąd pani premier lub pani minister Beacie Kempie pytań. I to nie byle jakich, ale z gatunku tych fundamentalnych: czy skład orzekający dnia tego a tego w sądzie takim a takim był władny wydać prawomocny wyrok, czy to było jedynie zebranie sędziów przy kawie i ciasteczkach?
Jeśli odpowiedź będzie brzmieć „tak”, to sądy muszą pytać dalej. Czy przyjęta przez sąd wykładnia prawa jest przez rząd aktualnie dopuszczalna w obiegu prawnym, czy już nie? A jak i tutaj jest odpowiedź „tak”, to sądy mogą wreszcie szybko wydać wyrok. Muszą mieć tylko nadzieję, że żadne z tych dwóch „tak” nie zamieni się w „nie”. Choćby jedno.
W końcu wyrok sądu jest tylko tak długo ważny, jak długo wspiera go kaprys państwa. Kiedyś była to powaga państwa, ale to czas przeszły dokonany.