Sąd Rejonowy w Ostrołęce uznał, że „przeciętny gracz nie zdaje sobie sprawy, że obstawienie w sieci u zagranicznego »buka« w Polsce jest zabronione” (sygn. II K 282/15). I mimo że w praktyce zaprzeczył długowiecznej łacińskiej paremii, że nieznajomość prawa szkodzi, to przyznaję szczerze: tak mądrego uzasadnienia wyroku nie czytałem od dawna.
A sprawa wyglądała tak: celnicy dorwali groźnego bandziora, bezrobotnego mężczyznę z wykształceniem średnim technicznym. W 2011 r. ten przestępca wpłacił 20 zł na rachunek zagranicznego bukmachera, który w Polsce nie może oferować internautom rozrywki (bo nie odprowadza podatków). Zakład przegrał. W 2014 r. bandzior wpłacił jeszcze 15 zł. I znowu przegrał. Ale utrata 35 zł nie była wystarczającą nauczką. Służba Celna postanowiła oskarżyć mężczyznę o przestępstwo skarbowe: nielegalne obstawianie zakładów.
Chodzi o art. 107 par. 2 kodeksu karnego skarbowego. To przepis, którego nie rozumie 90 proc. prawników w tym kraju, Sąd Najwyższy w zależności od orzekającego składu różnie go interpretuje, a po każdym naszym tekście na ten temat przychodzi do redakcji kilka polemik od uznanych profesorów specjalizujących się w grach hazardowych.
Ale co tam fachowcy: zwykły obywatel ma przepis rozumieć. I ma wiedzieć, że może obstawiać w internecie, kto wygra mecz, ale tylko u jednego z podmiotów posiadających licencję Ministerstwa Finansów. Jeśli obstawi u bukmachera, który licencji nie ma – stanie się złoczyńcą, który powinien zostać wyrugowany z pocztu ludzi przyzwoitych.
Sądy jednak od pewnego czasu z dużą ostrożnością podchodzą do wymierzania tych kar. A Sąd Rejonowy w Ostrołęce wreszcie właściwie przelał swą decyzję procesową na papier.
Powiedział bowiem, jak jest: „gry i zakłady wzajemne organizowane przez zagraniczne zakłady bukmacherskie są intensywnie reklamowane, a osoby młode reklamą wabione. Zagraniczne firmy bukmacherskie kierują swoją ofertę wprost do Polaków. Znani sportowcy w kraju promują zagraniczne firmy bukmacherskie, nie ma jakichkolwiek ostrzeżeń ze strony organów podatkowych, regulamin jest dla przeciętnego użytkownika mało czytelny”. Wyliczenie sądu jest dłuższe. Ale więcej pisać nie trzeba. Wystarczy podsumować: aparat państwa nie potrafi sobie poradzić z zagranicznymi firmami, które jawnie kpią z polskich przepisów, więc postanowił znaleźć kozła ofiarnego w postaci graczy. A powinien odczepić się od zwykłych ludzi. I albo w końcu wykorzystać swoje możliwości (w zakresie zmuszenia podmiotów do zarejestrowania działalności w Polsce pomóc może nawet ABW!), albo zmienić prawo.