Zawłaszczenie działki należącej do państwa lub gminy nie ma związku z użytkowaniem wieczystym innej działki, nawet jeśli obie leżą w tej samej miejscowości. Korzystający bez tytułu prawnego z nieruchomości działa więc raczej jak jej właściciel, nie jak użytkownik wieczysty. To pozwala mu zasiedzieć własność również w złej wierze – po upływie 30 lat – orzekł Sąd Najwyższy.
W 1978 r. małżeństwo Z., będące od 1964 r. użytkownikami wieczystymi działki w Białymstoku, zajęło fragment przylegającej do swojej posesji działki o powierzchni niespełna 370 mkw. Działka wyglądała na niczyją (w praktyce właścicielem był Skarb Państwa, a później miasto): był to zapuszczony trawnik, przez który mieszkańcy okolicznych domów wydeptali ścieżkę do sklepu. Państwo Z. ogrodzili wspomnianą część działki i zajęli jako swój grunt: oczyścili, urządzili niewielki ogród, później wybudowali garaż.
W 1995 r. prawo do użytkowania wieczystego działki wraz z zabudowaniami sprzedali małżeństwu S. Jednak w akcie notarialnym jako przedmiot sprzedaży podana była jedynie działka rzeczywiście znajdująca się w użytkowaniu wieczystym. Nie wspomniano natomiast o zbyciu czy nabyciu dodatkowych 370 mkw.
Nabywcy wystarali się o przekształcenie użytkowania wieczystego w pełną własność działki i budynków. Wkrótce sprzedali ją małżeństwu L. Ci zaś, dowiedziawszy się o problematycznym fragmencie posesji, złożyli wniosek o stwierdzenie jego nabycia przez zasiedzenie. Ponieważ – jako nabywcy działki głównej – wiedzieli o sprawie zawłaszczonego terenu i ustalili, że nawet będąc w złej wierze, jako następcy prawni zawłaszczających nieruchomość, mogliby nabyć własność przez zasiedzenie. Skoro jego termin zacząłby się od początku 1979 r. (niepewna była bowiem data zawłaszczenia 370-metrowego fragmentu), zasiedzenie mogłoby nastąpić już w 2009 r. Tak też orzekł sąd I instancji, który uznał małżeństwo L. za posiadaczy samoistnych gruntu i stwierdził zasiedzenie.
W sprawę włączyło się jednak miasto Białystok, które upomniało się o swoją własność i złożyło apelację. Została ona nieoczekiwanie uwzględniona przez sąd II instancji, który uznał, że skoro poprzedni właściciele byli użytkownikami wieczystymi głównej nieruchomości, to władali fragmentem sąsiedniej działki jak użytkownicy wieczyści. W tej sytuacji nie mogliby zasiedzieć użytkowania wieczystego, gdyż nie jest to prawo rzeczowe podlegające zasiedzeniu. Dlatego sąd zmienił wyrok I instancji i oddalił wniosek państwa L.
Ci złożyli skargę kasacyjną, która została uwzględniona – Sąd Najwyższy uchylił orzeczenie sądu II instancji i apelację oddalił, przywracając prawomocność postanowieniu I instancji. Uzasadniając postanowienie, wskazał, że osoby zawłaszczające czyjąś nieruchomość, nawet należącą do podmiotu publicznego, zachowują się zawsze jak właściciele. – Ich wola jest nakierowana na wykonywanie prawa własności do zawłaszczonego gruntu, które to prawo, jako jedyne obok służebności, w ogóle podlega zasiedzeniu – powiedział sędzia Jan Górowski.
Ponieważ zaś posiadacze byli w złej wierze – wiedzieli bowiem, że prawa do gruntu nie mają – wymagany 30-letni termin zasiedzenia upłynął w istocie już 6 lat temu, z początkiem 2009 r.