Przedstawiciele nowej sejmowej większości przekonują, że obowiązki związane z implementacją unijnych regulacji są jedynie wygodnym wytłumaczeniem dla psucia prawa
Natłok przepisów / Dziennik Gazeta Prawna
W 2015 r. – o ile nowy skład Sejmu rozpocznie prace w takim samym tempie jak poprzednicy – Polacy otrzymają od ustawodawcy prezent w postaci największej liczby stron aktów prawnych od 1918 r. Wszystkie opcje polityczne przyznają, że lawinę legislacyjną należy zatrzymać. Sęk w tym, że zdaniem niektórych to zadanie wręcz niemożliwe do zrealizowania. A winna jest Unia Europejska.
Powszechna delegacja
– Nie godzę się na to, aby bałagan legislacyjny tłumaczyć obowiązkami związanymi z członkostwem Polski w strukturach unijnych – stwierdza zdecydowanie poseł PiS Stanisław Piotrowicz i wskazuje, że prawo stało się zdecydowanie zbyt kazuistyczne.
Jego zdaniem jeśli ktoś mówi, że nie da się uchwalać mniejszej liczby ustaw, mija się z prawdą.
– Nie neguję, że w związku z wdrażaniem dyrektyw musimy przyjmować dodatkowe przepisy, ale niestety w ostatnich latach popadaliśmy w skrajność – zauważa polityk.
To, co jednak różni parlamentarzystę od wielu kolegów z ław poselskich, to to, że Stanisław Piotrowicz proponuje konkretne rozwiązanie.
– Wiele szczegółowych kwestii znajduje się w ustawach niepotrzebnie, przez co są one bardzo długie i nieczytelne – podkreśla poseł.
Deklaruje, że zostanie to zmienione. Pomysł jest dość prosty: w ustawach znajdzie się możliwie najwięcej delegacji, a szczegóły znajdować się będą w rozporządzeniach. Dzięki temu polskie prawo ma zyskać na przejrzystości. Ustawy staną się czytelne dla przeciętnych obywateli, zaś ci, którzy będą bardziej zainteresowani daną kwestią, sięgną do aktu niższego rzędu.
Ta propozycja wiąże się jednak z pewnym ryzykiem: część przepisów musi być w ustawach, np. wszelkie ograniczające prawo własności. To zaś oznacza, że przy wydawaniu rozporządzeń władza będzie musiała jeszcze bardziej uważać.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Ale od polityków obywatele mają prawo wymagać przestrzegania konstytucji, więc nie postrzegam tego jako zagrożenia – wskazuje poseł Piotrowicz.
Nadzieje a rzeczywistość
Wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń przyznaje, że Sejm uchwala zbyt wiele ustaw. Dodaje jednak od razu, że dopiero po objęciu władzy politycy dostrzegają, iż obietnicy ograniczenia legislacyjnej lawiny bardzo trudno dotrzymać.
– Musimy implementować unijne dyrektywy, a tych jest wiele i często dotyczą kwestii bardzo szczegółowych – wyjaśnia Kozdroń.
Przypomina również, że w związku z unijnymi rozporządzeniami w wielu przypadkach potrzebne są nowelizacje polskich ustaw. Zdaniem ministra pole do zmian jest gdzie indziej. Wskazuje on, że tendencją widoczną u ustawodawcy jest przyjmowanie wielu rozwiązań, których Polacy albo wcale nie oczekują, albo nie mogą z nich skorzystać. Tak było chociażby z ustawą o odwróconym kredycie hipotecznym (Dz.U. z 2014 r. poz. 1585), która obowiązuje od 15 grudnia 2014 r. Miała ona pozwolić właścicielom lokali mieszkalnych na uzyskanie dodatkowych pieniędzy od banku. Ten po śmierci właściciela albo byłby spłacany przez spadkobierców, albo przejmowałby nieruchomość. Problem polega na tym, że żaden z przedsiębiorców dotąd nie przygotował takiej oferty. Przyjęte z przytupem prawo pozostaje więc martwe.
Dobry mały krok
Eksperci pomysł PiS przyjmują z umiarkowanym entuzjazmem. Jacek Kowalczyk, dyrektor w Grant Thornton, uważa, że przenoszenie ciężaru na akty niższego rzędu jest godne pochwały.
– Pod warunkiem że nie ograniczy się wyłącznie do zmniejszenia liczby ustaw, a zwiększenia rozporządzeń. W takiej sytuacji w praktyce nic by się nie zmieniło – zaznacza.
Chodzi bowiem o to, aby przepisów w porządku prawnym było mniej, a nie by znajdowały się w innym miejscu. Stąd też ekspert zwraca uwagę, że prawdziwa zmiana nastąpi dopiero, gdy wzrośnie znaczenie zaleceń czy wskazówek udzielanych urzędnikom rozpatrującym sprawy, a zmniejszy – przepisów tworzonych na każdą ewentualność. – Potrzebna jest zmiana mentalności. Politycy i urzędnicy muszą zrozumieć, że o ich pracy nie świadczy wcale liczba przyjętych regulacji, lecz ich jakość – podkreśla Jacek Kowalczyk.
Do tej zaś są poważne zastrzeżenia. Problemem jest przede wszystkim to, że rządzący w celu przyspieszenia procesu legislacyjnego często pomijają procedurę konsultacji. W efekcie przyjmują rozwiązania, które albo trzeba błyskawicznie poprawiać, albo uzupełniać. Wtedy zaś powstają potworki legislacyjne pokroju tego, który przez lata funkcjonował w ustawie o VAT: że regulacji „nie stosuje się do pojazdów samochodowych mających więcej niż jeden rząd siedzeń, które oddzielone są od części przeznaczonej do przewozu ładunków ścianą lub trwałą przegrodą i u których długość części przeznaczonej do przewozu ładunków, mierzona po podłodze od najdalej wysuniętego punktu podłogi pozwalającego postawić pionową ścianę lub trwałą przegrodę pomiędzy podłogą a sufitem do tylnej krawędzi podłogi, przekracza 50 proc. długości pojazdu”.