Pomimo ostrej, ideologicznej debaty, udało się wygrać w Sejmie batalię o konwencję przeciwko przemocy domowej. Podobnie przebiegały losy Karty Praw Podstawowych, która po latach, jakie upłynęły od dyskusji wokół jej podpisania, nadal jest zagadką dla ogółu społeczeństwa. Gdyby dziś zrobić badanie wśród Polaków, co wiedzą o samej Karcie, może część z nas przypomniałaby sobie hasłowe tezy: małżeństwa par homoseksualnych, przyzwolenie na aborcję, eutanazję, eksperymenty naukowe, nawet obawa przed upominaniem się przez niemieckich przesiedleńców o ziemie odzyskane – tak bowiem politycy uzasadniali swój sprzeciw wobec podpisania tego dokumentu.
A jakie są korzyści wynikające z Karty? Nie trzeba się dziwić, jeśli trudno nam odnaleźć w pamięci konkretne przykłady. W mediach politycy i publicyści przerzucali się chwytliwymi hasłami i ogólnikami, nie kłopocząc się tym, by zachęcić obywateli do zgłębiania tematu. W efekcie dziś przeciętny obywatel nie ma pojęcia, co to ta Karta Praw Podstawowych, ani czy i w jakim stopniu obowiązuje w Polsce. Prawdziwa nieznajomość tematu widoczna jest jeszcze wyraźniej, gdy zapytamy o protokół brytyjski, do którego Polska przystąpiła, by ograniczyć działanie Karty w naszym kraju. Konia z rzędem temu, kto potrafi wyjaśnić w przystępny sposób, czym jest ten dokument i w jaki sposób ogranicza stosowanie u nas Karty Praw Podstawowych?
Sama Karta nie ustanawia nowych praw czy zasad, jest katalogiem istniejących już przepisów zawartych w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, ONZ-owskich Paktach Praw Człowieka, Europejskiej Karcie Społecznej i praw wpisanych w konstytucje państw członkowskich. Ma siedem rozdziałów, w których ujęte zostały przepisy od prawa do życia poprzez prawa rodzinne, pracownicze, zdrowotne, prawa do wolności religijnej, prawa migracyjne, wyborcze i dotyczące wymiaru sprawiedliwości – czyli ma ambicje odpowiadać na każdy problem, z jakim może się borykać obywatel Unii Europejskiej. To zaledwie 14 stron dość przystępnie sformułowanego tekstu, ale już interpretacje i analizy zapisów Karty to prawdziwa dżungla prawniczych rozważań. Nie mogą one konkurować z chwytliwymi komentarzami polityków i publicystów, ograniczającymi się do słów straszaków, ogólników i uproszczeń. Zamiast edukować społeczeństwo tak, by znało przysługujące im prawa i potrafiło z nich korzystać, straszymy obywateli zagrożeniami, których bezpośrednio z przepisów nie da się wyczytać. Nawet jeśli istnieją uzasadnione zastrzeżenia do niektórych zapisów Karty, trudno pogodzić się z tym, że przedstawiane są jedynie jej wady, a zupełnie pomijane zalety. Troska o tradycyjne pojmowanie rodziny, małżeństwa, ochrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci czy obawy przed eksperymentami medycznymi, zagrażającymi godności człowieka, nie mogą uzasadniać zawężania dyskusji o podstawowych prawach człowieka jedynie do tego, czy pary jednopłciowe będą mogły legalizować swoje związki i adoptować dzieci. Szczególnie w naszym kraju bardziej aktualne i istotne wydają się prawa pracowników, rozwój gospodarczy, funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości czy systemu ochrony zdrowia.
Tradycje i wartości ważne dla społeczeństwa polskiego należy kultywować, chronić i przekazywać kolejnym pokoleniom. Ale nie można przy tym tracić głowy i wylewać dziecka z kąpielą. Jako członkowie Unii Europejskiej powinniśmy cieszyć się pełnią praw i przywilejów, pamiętając, że idą za tym również obowiązki. Własne państwo nie powinno utrudniać swoim obywatelom korzystania z podstawowych praw człowieka w Unii.
Boimy się tego, co nowe i przez to nieznane, lecz gdy przestaje być nowe, a nadal jest nieznane i przez to straszne, to winić możemy tylko nasze lenistwo intelektualne. Dlatego zachęcam do lektury Karty Praw Podstawowych, zapraszam też do udziału w konferencji Komisji Praw Człowieka przy Naczelnej Radzie Adwokackiej, której tematem jest Karta Praw Podstawowych w polskim porządku prawnym, 14 marca w Warszawie.