Głośny przypadek błędu w procedurze in vitro i jego dramatycznych konsekwencji skłania do postawienia wielu pytań natury prawnej i dobitnie pokazuje, jak bardzo polskie regulacje nie nadążają za postępem medycyny
Jakie prawa ma matka genetyczna, a jakie biologiczna?
Dr Dorota Krekora-Zając adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, of counsel w kancelarii Zając Zarębski i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni
Zamiana materiału biologicznego w szpitalu w Policach ukazała wiele, wcześniej de facto pomijanych, problemów prawnych związanych z jednej strony z ustaleniem pochodzenia dziecka od matki, z drugiej zaś charakterem prawnym ludzkich komórek rozrodczych.
Zgodnie z art. 619 ustawy z 25 lutego 1964 r. – Kodeks rodzinny i opiekuńczy (k.r.o.) matką dziecka jest kobieta, która je urodziła. Artykuł ten wprowadza legalną definicję macierzyństwa opartą nie na prawdzie genetycznej, lecz biologicznej. Z jego brzmienia nie sposób wywieźć, iż jest to jedynie domniemanie prawne, a tym bardziej o charakterze obalalnym. De lege lata nie ma zatem możliwości uznania za matkę innej kobiety, w szczególności dawczyni komórki rozrodczej. Wprowadzenie do kodeksu rodzinnego definicji legalnej macierzyństwa miało zgodnie z brzmieniem uzasadnienia do ustawy nowelizującej z 6 listopada 2008 r. rozwiać wszystkie wątpliwości związane z rozwojem prokreacji medycznie wspomaganej, a w szczególność utrudnić proceder rodzenia przez matki zastępcze. W praktyce należy wskazać, że taka regulacja ustawowa nie tylko doprowadziła do tego, iż kobieta, od której w sensie genetycznym dziecko pochodzi, nie ma żadnych do niego praw, ale również utrudniła czy wręcz uniemożliwiła postępowanie o ustalenie macierzyństwa. Jedynym bowiem dowodem na ustalenia prawnego macierzyństwa jest wykazanie, za pomocą dokumentacji medycznej czy zeznań świadków, że dana kobieta urodziła dziecka. W sytuacjach zatem, gdy poród jest ukrywany przez kobietę lub dojdzie do zamienienia noworodków w szpitalu, niemożność powołania się na badania genetyczne określające pochodzenie genetyczne powoduje de facto brak możliwości udowodnienia macierzyństwa.
Należy wskazać, że kodeks rodzinny nie wprowadza legalnej definicji ojca, a jedynie domniemania pochodzenia dziecka od danego mężczyzny. W przypadku, kiedy dojdzie do podmienienia zarodków czy męskiego nasienia w klinice in vitro, mężczyzna, który nie jest mężem kobiety, która urodziła dziecko, albo nie wyraził zgody na zabieg in vitro, będzie mógł skutecznie dokonać zaprzeczenia swojego ojcostwa. Kobieta natomiast, od której nie pochodzi komórka rozrodcza, nie będzie miała możliwości zaprzeczenia macierzyństwa.
W zaistniałej sytuacji matka genetyczna może wychowywać swoje dziecko jedynie w przypadku jego przysposobienia. Adopcja ze wskazaniem byłaby tu jednak możliwa tylko wtedy, gdyby rodzicom prawnym odebrano władzę rodzicielską lub zrzekliby się jej.
Teoretycznie można uznać, że kobiecie, która urodziła dziecko niepochodzące od niej, przysługują roszczenia z tytułu wrongful conception. Dopuszczalność takich roszczeń de lege lata wciąż budzi wiele kontrowersji. Ponieważ powszechnie przyjmuje się, że samo urodzenie dziecka nie jest szkodą w rozumieniu art. 444 kodeksu cywilnego, to również trudno wskazać możliwość domagania się przez matkę odszkodowania czy zadośćuczynienia.
Nie sposób również definitywnie określić, że matce genetycznej czy biologicznej przysługiwałyby roszczenia ex contractum wywodzące się z nienależytego wykonania przez laboratorium umowy o przechowywanie komórek rozrodczych oraz nienależytego wykonania usługi zapłodnienia. Trudno bowiem mówić tu o szkodzie, skoro matką jest kobieta, która urodziła dziecko. Wydaje się, że jedyną możliwością roszczeń w tym zakresie byłoby, przy uznaniu, że po wyodrębnieniu z ciała ludzkiego komórki rozrodcze stają się rzeczami w rozumieniu art. 45 k.c., wystąpienie z roszczeniami prawnorzeczowymi. Nie mogłoby jednak prowadzić to nigdy do uznania zarodka czy dziecka za rzecz w rozumieniu art. 45 k.c.
Wprowadzenie definicji macierzyństwa do kodeksu rodzinnego i opiekuńczego nie rozwiązało problemów prawno-rodzinnych związanych z ustaleniem pochodzenia dziecka. Regulacja macierzyństwa sprawia, że de facto w prawie polskim nie ma możliwości dochodzenia ustalenia prawa do poznania pochodzenia od matki.
Wydaje się, że istnieje pilna potrzeba nowelizacji kodeksu rodzinnego i opiekuńczego w zakresie art. 619 i ujednolicenie instytucji ustalenia ojcostwa i macierzyństwa poprzez oparcie ich nie na definicji legalnej lecz na domniemaniu prawny. Ponadto trzeba wskazać, że przy braku wyraźnej regulacji ustawowej dotyczącej charakteru prawnego ludzkich komórek rozrodczych należałoby stosować do ich ochrony, jako jedyne możliwe do realizacji roszczenia prawnorzeczowe.
Czy kobieta, która urodziła dziecko, może zaprzeczyć macierzyństwa?
Dr Jerzy Słyk adiunkt w Katedrze Prawa Rodzinnego i Prawa Nieletnich UKSW, pracownik Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości
Przede wszystkim należy zaznaczyć, że przepisy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego zawierają jedynie szczątkowe regulacje bezpośrednio odnoszące się do omawianego zagadnienia (art. 68 k.r.o. stanowi, że zaprzeczenie ojcostwa nie jest dopuszczalne, jeżeli dziecko zostało poczęte w następstwie zabiegu medycznego, na który mąż matki wyraził zgodę). Od wielu lat nie została uchwalona też ustawa określająca zasady prowadzenia procedur wspomagania prokreacji. Jej częścią powinno być określenie konsekwencji filiacyjnych (dotyczących pochodzenia dziecka) tych działań.
Gdy chodzi o określenie macierzyństwa, ustawodawca nie pozostawił w tym zakresie wątpliwości i stosunek prawnorodzinny między matką a dzieckiem uwarunkował faktem jego urodzenia, a nie genetycznej więzi. Zasada ta została wprowadzona do kodeksu relatywnie niedawno, a więc z pełną świadomością konsekwencji takiego rozwiązania prawnego. Urodzenie dziecka przez kobietę, która nie jest z nim genetycznie związana, nie daje zatem podstaw do zaprzeczenia jej macierzyństwa. Możliwość taka powstaje, gdy w akcie urodzenia dziecka wpisana jest kobieta, która dziecka nie urodziła. Nie jest też możliwe ustalenie macierzyństwa matki biologicznej, która nie urodziła dziecka.
Za zasadnością takiego rozwiązania przemawiają różne względy. Przede wszystkim centralną zasadą prawa rodzinnego, wynikającą również z umów międzynarodowych, jest ochrona dobra dziecka, które powinno być traktowane podmiotowo, a nie przedmiotowo. Niedopuszczalne zatem byłoby dopuszczenie do sytuacji, w której dziecko poczęte w wyniku błędu w procedurze medycznej pozbawione byłoby rodziców i w zakresie swojego stanu cywilnego ponosiłoby negatywne konsekwencje błędu dorosłych. Wydaje się też, że niemożliwe do przyjęcia byłoby ustalenie macierzyństwa kobiety, której komórka jajowa została błędnie zapłodniona gametami obcego jej mężczyzny, a dziecko urodziła inna kobieta.
Omawiane unormowanie jest również funkcjonalne w przypadku in vitro heterologicznego, tj. wtedy gdy para poddająca się procedurze wspomagania prokreacji świadomie korzysta z komórek rozrodczych pochodzących od obcych dawców. Inne rozwiązanie prowadziłoby do możliwości zaprzeczenia macierzyństwa kobiety, która poddała się takiej procedurze, oraz do ustalenia macierzyństwa dawczyni, która nie chciała zostać matką. Jako uzasadnienie regulacji kodeksowej wskazuje się również szczególną więź, jaka powstaje między kobietą a dzieckiem w okresie ciąży.
Warto wskazać, że przepisy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego nie realizują bezwzględnie zasady określenia pochodzenia dziecka zgodnie z więzami biologicznymi. Jest to widoczne w przytoczonym na wstępie przepisie wyłączającym możliwość zaprzeczenia ojcostwa przez mężczyznę niebędącego ojcem dziecka, jak również na gruncie stosowanych przez ustawodawcę krótkich terminów ograniczających możliwość wytoczenia powództw zmierzających do zaprzeczenia pochodzenia dziecka.
Przytoczone wyżej unormowania oraz argumenty przemawiające za ich obowiązywaniem nie wyłączają poszukiwania odpowiednich odszkodowań i zadośćuczynień przez rodziców ponoszących konsekwencje błędów placówek zajmujących się medycznym wspomaganiem prokreacji.
Kto może ponieść odpowiedzialność cywilną?
Dr Marek Koenner radca prawny z kancelarii Koenner
Zabieg przeprowadzony w Laboratorium Wspomaganego Rozrodu w szpitalu w Policach wywołał liczne kontrowersje natury tak etycznej, jak i prawnej, w szczególnie w zakresie odpowiedzialności cywilnej. Aby mówić o tej ostatniej, należy ustalić, czy w tym wypadku doszło do szkody, a jeśli tak, to czy została ona spowodowana bezprawnym zachowaniem. Takim bezprawnym zachowaniem mógł być oczywiście błąd medyczny.
W mojej opinii roszczenia odszkodowawcze mogą sformułować zarówno rodzice dziecka, jak i samo dziecko, reprezentowane w procesie przez któregokolwiek z nich. Dyskusyjna jest kwestia żądań odszkodowawczych biologicznej matki dziecka, która jest dawczynią komórki użytej w procesie zapłodnienia. Jednak jej roszczenia mogłyby być oparte na naruszeniu dóbr osobistych, czyli na art. 24 kodeksu cywilnego.
To, przeciwko komu mogłoby być skierowane roszczenie odszkodowawcze, zależy od rodzaju błędu medycznego, który popełniono. W praktyce rozróżniamy błąd medyczny sensu stricto, do którego zaliczymy błędy terapeutyczne i diagnostyczne, oraz błąd medyczny sensu largo, do którego zaliczymy również błędy organizacyjne. Aby ustalić, z którym rodzajem błędu mamy do czynienia, należy wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności tej krytycznej sytuacji.
Moim zdaniem w tym wypadku wykluczyć można na wstępie błąd terapeutyczny, czyli taki, który polegać może na wyborze niewłaściwej metody lub wadliwego sposobu leczenia czy nienależycie dokonanej operacji. Rozważyć jednak trzeba, czy został popełniony błąd diagnostyczny, który w omawianej sytuacji mógł przejawiać się w nierozpoznaniu wadliwości użytego materiału genetycznego, bądź błąd organizacyjny, związany z funkcjonowaniem podmiotu leczniczego. Nie można również wykluczyć wystąpienia obu powyższych rodzajów błędów. O ile za błąd diagnostyczny odpowiadają w tej sytuacji lekarze czy diagności laboratoryjni, o tyle za błąd organizacyjny odpowiadać może sam podmiot leczniczy i osoby nim zarządzające. Znowu pojawia się pytanie, czy właściwe procedury zostały wdrożone, czy tylko (lub aż) do nich się nie zastosowano.
Feralny proces leczenia prowadzony był w ramach Programu Ministerstwa Zdrowia – „Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego na lata 2013–2016”. Wytyczne zawarte w Opisie Programu (punkt IV) wymieniają rodzaje testów serologicznych oraz, co wydaje się oczywiste, oznaczenie grupy krwi kobiety i czynnika Rh. W ramach procedur in vitro badany jest też oczywiście materiał genetyczny mężczyzny, który ma być użyty w procedurze leczenia. Zastosowanie się do standardów programu pozwoliłoby na wyeliminowanie błędu. Standardy te stanowią bowiem część standardów medycznych, które każda klinika zajmująca się leczeniem niepłodności musi spełniać, aby działać w zgodzie z obowiązującym prawem.
Nie ma co prawda szczegółowych regulacji ustawowych odnoszących się do leczenia niepłodności, niemniej zawarty w przepisach prawa obowiązek działania w zgodzie z aktualną wiedzą medyczną oraz należytą starannością jest w mojej ocenie wystarczający dla określenia zakresu obowiązków i odpowiedzialności w omawianym przypadku.
Nie znamy przyczyn powstania wad u dziecka. Gdyby okazało się, że możliwe było wykrycie ich w okresie ciąży, wówczas po przeprowadzeniu stosownej procedury, o ile zachodziłyby ku temu przesłanki wynikające z ustawy, dopuszczalne było przerwanie ciąży. W takiej sytuacji można również rozważać odpowiedzialność odszkodowawczą za „niechciane urodzenie” (wrongful birth) lub „niechciane życie” (wrongful life). Niemniej jest to koncepcja, co do której judykatura jeszcze się nie wypowiedziała.
Z pewnością można postawić taką tezę: im bardziej szczegółowe procedury zostałyby wdrożone, im dokładniejsze opisy moglibyśmy znaleźć w dokumentacji medycznej, a ponadto im lepiej procedury te by weryfikowano i kontrolowano, tym mniejsze będzie ryzyko popełnienia błędu. Niemniej całkowite wyeliminowanie błędów medycznych, zarówno w dziedzinie leczenia niepłodności, jak i każdej innej, nie jest w mojej ocenie możliwe.
Czy wszczepienie niewłaściwego zarodka jest przestępstwem?
Prof. Rafał Kubiak p.o. kierownik Zakładu Prawa Medycznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, prof. nadzw. w Katedrze Prawa Karnego Uniwersytetu Łódzkiego:
Polskie prawo karne przewiduje ochronę życia poczętego. W art. 152–154 kodeksu karnego zostały spenalizowane czyny polegające na nielegalnym przerwaniu ciąży oraz – w art. 157a – na spowodowaniu uszkodzenia ciała dziecka poczętego lub rozstroju jego zdrowia w stopniu zagrażającym jego życiu. Ustawodawca uznał zatem, że życie i zdrowie dziecka poczętego stanowią samoistne dobra prawne, wymagające takiej ochrony. Warto jednak zauważyć, że wskazane czyny mają charakter umyślny. Sprawca zatem nie tylko musi wyczerpać ich znamiona, ale musi obejmować ten fakt swoją świadomością i wolą. Można zaś założyć, że w przypadku błędu medycznego umyślność nie występuje. Toteż pracownicy medyczni, którzy dopuszczają się błędów, mogą odpowiadać za ich skutki jedynie na podstawie przepisów typizujących przestępstwa nieumyślne przeciwko życiu i zdrowiu. Naturalnie polski kodeks karny zna takie czyny, przykładowo w art. 160 par. 3 k.k. spenalizowano narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a w art. art. 155 k.k. nieumyślne spowodowanie śmierci. Jednakże przedmiotem wykonawczym tych przestępstw jest człowiek. Powstaje więc pytanie, czy unormowania te mogą znaleźć zastosowanie także do dziecka poczętego. Należy zauważyć, że ustawodawca odrębnie traktuje te pojęcia i przewiduje dla tych podmiotów inną ochronę (gdyby bowiem utożsamiać dziecko poczęte z człowiekiem, zbędne byłyby choćby przepisy o nielegalnym przerywaniu ciąży; sprawca takiego czynu odpowiadałby bowiem po prostu za zabójstwo). Konieczne jest zatem ustalenie granicy między omawianymi terminami, innymi słowy wskazanie, kiedy zaczyna się „człowiek”.
W kodeksie karnym brak odpowiedzi na to pytanie, można więc jej poszukiwać w wypowiedziach przedstawicieli doktryny i judykatury. Wydaje się, że współcześnie została odrzucona teoria przestrzenna, według której człowiek występuje od momentu urodzenia, co następuje w chwili wydalenia dziecka z organizmu matki. W najnowszym orzecznictwie sądowym przesuwa się zakres ochrony karnoprawnej zdrowia i życia człowieka jeszcze de facto na okres ciąży. Jak orzekł Sąd Najwyższy w uchwale z 26 października 2006 r., sygn. akt I KZP 18/06 (OSNKW nr 11 z 2006 r., poz. 97), „przedmiotem ochrony przewidzianej w art. 160 k.k. jest życie i zdrowie człowieka od rozpoczęcia porodu (wystąpienia skurczów macicy, dających postęp porodu), a w wypadku operacyjnego zabiegu cesarskiego cięcia kończącego ciążę – od podjęcia czynności zmierzających do przeprowadzenia tego zabiegu”. Podobne stanowisko można spotkać także w późniejszych judykatach (np. postanowienie SN z 25 listopada 2009 r., sygn. akt V KK 150/09; wyrok SN z 27 września 2010 r., sygn. akt V KK 34/10, OSNKW 2010/12/105).
Pomimo takiej rozszerzającej wykładni przepisów typizujących czyny nieumyślne przeciwko życiu i zdrowiu człowieka nie można stosować do dziecka poczętego we wcześniejszych fazach ciąży. Oznacza to, że jeśli dojdzie do błędu medycznego w okresie jej trwania, pracownik medyczny nie poniesie odpowiedzialności karnej. Tym bardziej więc nie powstanie ona w przypadku zapłodnienia in vitro, jeśli w wyniku nieudanego zabiegu powstały zarodek obumarłby, ewentualnie doszłoby do uszkodzenia ciała dziecka poczętego. Potencjalne błędy musiałyby bowiem być rozpatrywane w kontekście naruszenia wymaganych reguł ostrożności, stosowanych podczas procedury in vitro (np. nieodpowiednie zabezpieczenie pobranego materiału, niewłaściwa implementacja itd.). Takie rozumowanie przenosi jednak w obszar nieumyślności, a jak zaś już wskazano, kodeks nie przewiduje nieumyślnych czynów godzących w życie i zdrowie dziecka poczętego.
Polskie prawo karne nie penalizuje również zachowania polegającego na pomyłce we wszczepieniu niewłaściwego zarodka. Powstałe w ten sposób roszczenia mogą być więc dochodzone jedynie na drodze cywilnoprawnej.
Odrębną sprawą jest ocena braku takich regulacji karnoprawnych. Ich ewentualne wprowadzenie musi być jednak gruntownie przemyślane. Należy bowiem zwrócić uwagę, że prawo karne, mając charakter ultima ratio (ostatecznego środka), pełni służebną rolę wobec norm tworzących inne dziedziny prawa. Po prawo karne można zatem sięgać jedynie wówczas, gdy regulacje zawarte w tych innych dziedzinach nie będą wystarczająco skuteczne dla wymuszenia posłuchu dla prawa. W odniesieniu do zapłodnienia in vitro konieczne jest zatem najpierw zdefiniowanie warunków dopuszczalności takich zabiegów, a w tym wymogów z zakresu procedur medycznych. Czyli określenie sfery legalności, a tym samym a contrario ustalenie obszaru, który jest bezprawny. Kolejnym krokiem powinna być analiza środków prawnych służących zapewnieniu przestrzegania tak ustalonych warunków. Być może dla ich wyegzekwowania nie będzie konieczne wykorzystywanie norm karnoprawnych, lecz równie skuteczne (a może jeszcze bardziej) będą środki cywilne (np. kary umowne nakładane na podmiot prowadzący działalności w sferze in vitro, który dopuści się nieprawidłowości, konieczność zapłaty odszkodowania, zadośćuczynienia, renty) lub też administracyjne (np. zakaz prowadzenia działalności i ubiegania się o zezwolenie przez ustalony okres, kary pieniężne itp.). Dopiero jeśli ustawodawca dojdzie do wniosku, że tego typu sankcje będą niewystarczające, może podjąć trud spenalizowania określonych zachowań, mieszczących się w sferze bezprawności zakreślonej przepisami ustawy o in vitro (podobnie jak ma to miejsce np. w ustawie o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepieniu komórek, tkanek i narządów z 2005 r.). Być może pośród tak zdefiniowanych typów rodzajowych przestępstw znalazłyby się przestępstwa nieumyślne, popełniane na skutek nieprzestrzegania wymaganych standardów medycznych. Dla zapewnienia spójności regulacji przepisy karne mogłyby wówczas znaleźć się w ustawie o in vitro.
Czy prawo nadąża za medycyną?
Katarzyna Przyborowska radca prawny z kancelarii Lege Artis
Polska jest krajem, który nadal nie ma prawnie uregulowanych kwestii in vitro, a pacjenci – klienci klinik leczenia niepłodności podpisują podsunięte im umowy, które ograniczają do minimum odpowiedzialność placówek.
Program „Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego na lata 2013–2016” ma zapewnić parom równy dostęp do procedury zapłodnienia pozaustrojowego, jednak w żaden sposób nie zabezpiecza praw przyszłych rodziców, każdy z realizatorów programu ma w tej kwestii wolną rękę. Miejmy nadzieję, że obecna sytuacja wreszcie przyspieszy prace nad projektem ustawy.
Minister zdrowia, rzecznik praw pacjenta wspominają, że kobieta, która urodziła dziecko pochodzące z komórki innej kobiety, może dochodzić swoich praw w sądzie. Pojawia się pytanie, czy możemy mówić w tym wypadku o tak zwanym złym urodzeniu (wrongful birth) – rodzice mają w takim wypadku możliwość wniesienia powództwa przeciwko placówce i lekarzowi, który w następstwie niedbalstwa doprowadził do urodzenia się dziecka z wadami genetycznymi lub innymi ciężkimi uszkodzeniami. W imieniu dziecka można wystąpić z powództwem wrongful life – skargą o odszkodowanie za fakt urodzenia, którego by nie było, gdyby nie błąd pracownika pozwanego podmiotu. Polskie sądy jednak niezmiernie rzadko spotykają się z takimi pozwami. Przyjmuje się jednak, że w przypadku naruszenia dóbr osobistych sąd może przyznać rodzicom lub dziecku zadośćuczynienie za doznaną krzywdę. Otwarta pozostaje także kwestia ewentualnego odszkodowania lub renty dla dziecka z tytułu zwiększonych potrzeb. Jest wreszcie problem ewentualnych roszczeń matki genetycznej, czyli dawczyni komórki jajowej. Wydaje się, że przynajmniej powinna zostać poinformowana o tym, że z jej komórki urodziło się dziecko. Do pomyłek podobnych do tej obecnie komentowanej dochodzi rzadko. W USA kobieta, której w wyniku błędu wszczepiono komórkę jajową innej kobiety, dostała milionowe odszkodowanie.
Czy są odpowiednie procedury wyjaśniania takich pomyłek?
Dr hab.Tomasz Jurek dr hab. n. med., prawnik, kierownik Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu
Nie wiemy dokładnie, w jaki sposób doszło do pomyłki. Mam nadzieję, że szczegółowe postępowanie wyjaśniające odpowie na to pytanie. Tego typu sytuacja w kulturze bezpieczeństwa udzielania świadczeń zdrowotnych określana jest mianem „never event”. To zdarzenie niepożądane, które nie powinno się zdarzyć, o ile właściwie wdrożono odpowiednie procedury zapobiegające. Sęk w tym, że never events zdarzają się. Mają miejsce nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. To pomyłki w stronach zabiegu, podanie niewłaściwego leku, błędna identyfikacja pacjenta i wiele innych tragicznych w skutkach wydarzeń. Różna jest natomiast częstotliwość ich występowania a przede wszystkim różny sposób, w jaki wyjaśnia się ich przyczyny. W krajach, gdzie bezpieczeństwo pacjenta jest priorytetem, ujawnia się szczegółowo ich genezę, śledząc krok po kroku każdą czynność, zachowanie każdego, kto miał jakikolwiek kontakt ze zdarzeniem, bez kompromisów, eufemizmów i raportów pełnych szacunku dla tytułów naukowych czy siwych włosów. Celem jest przede wszystkim poprawa procedury bezpieczeństwa, a nie jedynie ukaranie winnych jej nieprzestrzegania.
Chciałbym wierzyć, że takie postępowanie wdrożone zostanie w omawianym przypadku. Za granicą procedury wyjaśniające są często prowadzone przez niezależne agencje zewnętrzne, aby uniknąć podejrzeń o konflikt interesów, co więcej – wnioski końcowe, pozbawione danych wrażliwych, służą do poprawy bezpieczeństwa w innych jednostkach. Raport końcowy nie jest tylko wyliczanką nieprawidłowości – zawiera konkretny plan, jak je naprawić, jak przeszkolić personel, jak sprawdzić, czy jest przeszkolony, jak być pewnym, że wielopoziomowy system kontroli zadziała, gdy następnym razem zdarzy się pomyłka. To warsztaty, symulowanie sytuacji niebezpiecznych w laboratorium lub gabinecie zabiegowym.
W Polsce dominuje kultura represji. Poszukiwanie winnego może stać się sednem problemu, nad czym osobiście ubolewam. Nie oznacza to oczywiście, że ludzie popełniający błędy powinni być bezkarni. Konsekwencje muszą być wyciągnięte. Represja nie może być jednak jedynym rozwiązaniem. Pamiętajmy, że instrumenty prawne to zawsze ostateczność. Przed ich zastosowaniem warto zawsze spróbować szczerze wyjaśnić, przyznać się do niedoskonałości, zrozumieć, pomóc, dojść do ugody. W świecie prawników tak łatwo o tym zapomnieć. W świecie medycyny tak bardzo jest to potrzebne. Jesteśmy ludźmi.
Ponieważ powszechnie przyjmuje się, że samo urodzenie dziecka nie jest szkodą w rozumieniu art. 444 kodeksu cywilnego, to również trudno wskazać możliwość domagania się przez matkę odszkodowania czy zadośćuczynienia