Parlamentarzystę, który popełnił przestępstwo, może zatrzymać i wystąpić o uchylenie immunitetu minister sprawiedliwości – prokurator generalny. A takiego w Polsce już nie ma.
Dlatego od pierwszego kwietnia parlamentarzyści cieszą się de facto i de jure całkowitą i faktyczną bezkarnością. To „uboczny efekt” wejścia w życie rozdziału urzędów ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.
– Przy tak ważnej, fundamentalnej ustawie pracowano niechlujnie. Dziś jest tak, że posła i senatora zatrzymanego nawet z dymiącą bronią palną w dłoni, należałoby wypuścić – zżyma się doświadczony prokurator z Prokuratury Generalnej.
Błąd tkwi w dwóch paragrafach ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora. Przewodniczący komisji regulaminowej i spraw poselskich Jerzy Budnik (PO) przyznaje: – Przy wprowadzeniu w życie rozdziału tych dwóch urzędów przeoczyliśmy dwa odwołania do ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego.
Szczególne znaczenie ma aktualne brzmienie artykułu 10 w ustępie 4: „wniosek o wyrażenie zgody na zatrzymanie lub aresztowanie posła lub senatora składa się za pośrednictwem Ministra Sprawiedliwości-Prokuratora Generalnego”. I właśnie to, że od 31 marca nie ma urzędu ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego gwarantuje parlamentarzystom bezkarność.
–Musielibyśmy wypuścić takiego zatrzymanego, bo nie miałby kto dopełnić przewidzianej prawem procedury – mówi „DGP” prawnik jednej ze służb specjalnych.
Jednak Mateusz Martyniuk, rzecznik prokuratora generalnego, uspokaja. – Od pierwszego kwietnia szczęśliwie nie mieliśmy takiej sytuacji z posłem lub senatorem.
Sami politycy deklarują, że ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora zostanie załatana na jednym z najbliższych posiedzeń Sejmu.
– Projekt odpowiednich zmian już jest gotowy. Uzgadniałem jeszcze z marszałkiem Komorowskim, że zajmiemy się nim na jednym z najbliższych posiedzeń – mówi poseł Jerzy Budnik.
I jest szansa, że sprawę uda się załatwić podczas jednego posiedzenia Sejmu. – Nie budzi kontrowersji, jest zgoda wszystkich klubów – tłumaczy poseł.
Pozostaje tylko pytanie, czy nowy marszałek Sejmu, Grzegorz Schetyna, uzna zmiany za równie pilne.
Bo jak wskazuje burzliwa historia polskiego parlamentaryzmu, zatrzymanie przez policję posła jest całkiem realne. Do najgłośniejszych przypadków należy sprawa posła AWS Marka Kolasińskiego, którego oficerowie CBŚ zatrzymali na Słowacji. Działali na zlecenie prokuratorów, którzy chcieli rozliczyć polityka za machlojki finansowe oraz związki z mafią pruszkowską.
Trzy lata w areszcie spędził wpływowy w czasach rządów Leszka Millera poseł SLD Andrzej Pęczak, przeciwko któremu prokuratury prowadziły cztery odrębne śledztwa. Był m.in. podejrzany o wyprowadzenie z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska kilkudziesięciu milionów złotych oraz o przyjmowanie łapówek od słynnego lobbysty Marka Dochnala.
Ostatnia głośna sprawa dotyczy senatora Platformy Obywatelskiej Krzysztofa Piesiewicza – jest podejrzewany o posiadanie narkotyków i nakłanianie do ich zażywania. Wniosek o uchylenie mu immunitetu skierował jeszcze minister-prokurator generalny Krzysztof Kwiatkowski, ale senatorowie nie uchylili koledze immunitetu i postępowanie karne zostało zawieszone. W ubiegłym tygodniu rozpoczął się proces szajki jego szantażystów.