Brak konieczności zawiadamiania nieobecnych stron o nowym terminie rozprawy, w połączeniu z rezygnacją z dostarczania im wyroków, uderza nie tylko w oskarżonych, ale i oskarżycieli posiłkowych.
Jeśli strony zabraknie na którejś rozprawie, lepiej zadzwonić do sądu z pytaniem o następny termin, bo czekanie na pismo w tej sprawie może się okazać zgubne. Od lipca 2015 r., gdy sąd zarządza przerwę w rozprawie i wyznacza kolejne posiedzenia w terminie nie dłuższym niż 35 dni, nie musi wysyłać powiadomienia o tym stronom postępowania. Nawet gdy nie są obecne na sali. Gdy data następnej rozprawy wypadałaby np. za 36 dni, wówczas oznaczałoby to, że rozprawa jest odroczona i strony o nowym terminie trzeba poinformować. Na domiar złego w kwietniu 2016 r. (Dz.U. z 2016 r. poz. 437) weszły w życie przepisy zwalniające sąd z obowiązku dostarczenia wyroku, jeśli strony nie były obecne przy jego ogłoszeniu.
W konsekwencji zainteresowany nie tylko może stracić szansę na obronę w I instancji, ale i na apelację. Wszystko dlatego, że wniosek o uzasadnienie wyroku trzeba złożyć w terminie siedmiu dni od orzeczenia, ale jeśli strona nie ma świadomości, że wyrok zapadł, to ten się uprawomocni.
Choć według ekspertów takie przepisy naruszają gwarancje procesowe oskarżonych, to zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości nie ma o tym mowy. – Zgodnie z art. 374 par. 1 zdanie pierwsze k.p.k. co do zasady udział w rozprawie jest prawem, a nie obowiązkiem oskarżonego. Musi on być osobiście zawiadomiony o terminie pierwszej rozprawy, ma zatem wiedzę o toczącej się przeciwko niemu rozprawie – tłumaczy resort.
Nie wolno jednak zapominać, że stroną jest nie tylko oskarżony, ale też np. oskarżyciel posiłkowy. W przypadku gdy to on przespał ogłoszenie wyroku, poza próbą przywrócenia terminu do złożenia wniosku o jego uzasadnienie nie ma żadnych skutecznych środków pozwalających na zaskarżenie niekorzystnego dla siebie wyroku.
– Pozostaje mu liczyć tylko na to, że apelację wniósł prokurator, i popierać ją przed sądem odwoławczym. Będzie mógł to jednak zrobić tylko w granicach zakreślonych apelacją prokuratora – zaznacza mec. Radosław Baszuk.
W szczególności że, w przeciwieństwie do skazanego, oskarżyciel posiłkowy nie ma prawa do występowania o wznowienie postępowania. Inna sprawa, że nawet skazany ma nikłe szanse na uwzględnienie swojego wniosku w tej sprawie. Wszystko dlatego, że zgodnie z art. 540b par. 1 k.p.k. postępowanie sądowe zakończone prawomocnym orzeczeniem można wznowić na prośbę oskarżonego, jeżeli sprawę rozpoznano pod jego nieobecność, a wcześniej nie doręczono mu zawiadomienia o terminie rozprawy albo doręczono je w inny sposób niż osobiście; i gdy wykaże on, że nie wiedział o terminie oraz o możliwości wydania orzeczenia pod jego nieobecność.
O ile wykazanie braku wiedzy o terminie nie będzie trudne, to tłumaczenie, że ktoś nie wiedział o możliwości wydania orzeczenia pod swoją nieobecność, na niewiele się zda, gdyż o fakcie tym każdy oskarżony jest pouczany. Najpierw na piśmie przy wezwaniu na pierwszą rozprawę, a potem jeszcze ustnie przez sędziego. Podobnie sytuacja wygląda z przywróceniem terminu do złożenia wniosku o uzasadnienie. Można go złożyć, jeżeli niestawiennictwo na terminie rozprawy nastąpiło z przyczyn niezależnych od strony i w związku z nimi nie miała ona możliwości dowiedzenia się o wydaniu wyroku i o jego treści. Tymczasem sąd może uznać, że strona zawsze była w stanie wszelkie informacje uzyskać, choćby telefonicznie. I koło się zamyka.
Czy zatem należałoby zmieniać przepisy? Ministerstwo Sprawiedliwości tłumaczy, że brak konieczności zawiadamiania nieobecnych na rozprawie stron o następnym terminie w przypadku przerwy jest uzasadniony. Bo przepisy kodeksu nie wskazują minimalnego okresu trwania takiej przerwy i w praktyce może to być np. 5 minut czy 5 godzin.
Jednak zgodnie z art. 401 par 2. k.p.k. maksymalny czas to 35 dni. Brak obowiązku zawiadamiania nieobecnych stron to jedno, ale też nie istnieje żaden przepis k.p.k., który by tego robić zabraniał. Zwłaszcza jeśli sędzia wydając zarządzenie o przerwie, wyznaczy następny termin za 30 dni (co jest bardzo częste), a nieobecny oskarżony broni się sam, bez pełnomocnika. Jednak sądy nie są skore do dokładania sobie roboty, której nikt od nich nie wymaga.
– Poprzednie przepisy, które nakazywały zawiadomienie o każdym terminie, właściwie uniemożliwiały krótkie dwu- czy pięciodniowe przerwy w rozprawach, ponieważ w tak krótkim czasie i tak nie dało się skutecznie zawiadomić stron. Chyba że oskarżony był obecny na sali, wówczas nie było to przeszkodą. Z punktu widzenia szybkości prowadzenia postępowań obecne regulacje są więc lepsze, choć oczywiście to rozwiązanie osłabia w jakimś stopniu gwarancje procesowe stron – przyznaje jeden z sędziów. – Jeśli zaś chodzi o dostarczenie stronom wyroków, które zapadły pod ich nieobecność, to ten obowiązek należałoby przywrócić – pointuje sędzia.