Obawy, że Trybunał Konstytucyjny w obecnym składzie w starciu z obywatelem zawsze stanie po stronie państwa (rozumianego jako pan Kaczyński, pan Ziobro i pan Kuchciński), okazały się bezzasadne.
Kilka dni temu w sprawie o sygn. K 2/17 trybunał wzniósł się ponad polityczne utarczki i orzekł po myśli przeciętnego Polaka. W pełni zaakceptował przy tym stanowisko nielubianego przez obecnie rządzących rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, a przeciwne mu opinie marszałka Sejmu i prokuratora generalnego sędziowie uznali za nietrafne.
Nie zagłębiając się w istotę sprawy konstytucyjnej (szerzej o niej na łamach DGP z 7 i 8 marca), trybunał przyznał, że Skarb Państwa unikał wypłacania ludziom odszkodowań za ograniczenie prawa własności, i nakazał ustawodawcy regulacje zmienić tak, by Polak nie był pokrzywdzony przez państwo.
Co najciekawsze – wyrok zapadł jednomyślnie. W składzie orzekającym zaś byli sędziowie z „nowego rozdania”. Nawet stanowili większość.
Jakkolwiek wszyscy wiemy, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, to jest wreszcie za co trybunał pochwalić. Wielu prawników postawiło przecież na nim kreskę. Gdy przed wydaniem wyroku pytałem ekspertów o ich przypuszczenia, to większość z nich odpowiadała coś w stylu: przepis jest niekonstytucyjny, ale co z tego, skoro prokurator generalny stwierdził, że jest zgodny z konstytucją? Wielu uznanych prawników w ostatnich miesiącach mówiło, że prowadzona przez nich sprawa nadaje się na skargę konstytucyjną. Ale jej nie pisali. Uznawali, że nie ma po co. Widać to wyraźnie w statystykach. W 2015 r. zostało złożonych 408 skarg konstytucyjnych. Od 1 stycznia do 30 września 2017 r. zaledwie 188. Sądy w 2015 r. pytały trybunał o ocenę zgodności z ustawą zasadniczą przepisów 135 razy. W trzech kwartałach 2017 r. – ledwie 18.
Utracono wiarę w trybunał. Szczerze mówiąc, też weń nie wierzyłem, on nas jednak miło zaskoczył. Oczywiście nikt, kto krytykował funkcjonowanie TK po objęciu w nim władzy przez sędzię Julię Przyłębską, nadal nie ma złudzeń. Wciąż będzie dominował pogląd, że w sprawach ustrojowych wyroki będą zapadały przy ul. Nowogrodzkiej, a nie przy al. Szucha. Nawet jednak jeśli tak by było, to dla przeciętnego obywatela to bez większego znaczenia. Wśród prawników możemy rozmawiać o tym, jakie znaczenie dla istnienia państwa prawa ma trójpodział władzy, ale przeciętnego Kowalskiego niezbyt to, przynajmniej dzisiaj, interesuje. Ważne dla niego jest, by państwo nie odbierało mu tego, czego odebrać nie powinno, oraz dawało to, co dać obiecało. Niewielkie oczekiwania? Być może. Ale Trybunał Konstytucyjny zaczyna im wychodzić naprzeciw, co skądinąd może się okazać dużym kłopotem dla przeciwników „dobrej zmiany” w trybunale. Z narracji „to trybunał władzy, a nie obywatela” będzie trzeba przejść do mówienia, że „na dłuższą metę to trybunał władzy, a nie obywatela”. Bez wątpienia hasło mniej nośne. I opatrzone wątpliwością słuchacza, który może się zastanowić, dlaczego tym razem ma wierzyć w strachy, skoro poprzednie się nie sprawdziły.
W trybunale (nawet zostawiając na chwilę na marginesie fundamentalia – są, jakie są, to temat na inny, o wiele dłuższy komentarz) jest nadal wiele do poprawy. W lutym 2018 r. na wokandzie zawisły raptem dwie sprawy. W marcu są trzy. Przy takim tempie działania więcej spraw do trybunału wpływa, niż z niego wychodzi. Wiara w bezpiecznik w postaci trybunału nawet u osób, które popierały reformę, upadnie, gdy na wyrok przyjdzie im czekać dekadę.
Nie zaszkodziłoby też sądowi konstytucyjnemu, gdyby sędzia Przyłębska nie brylowała na salonach w towarzystwie prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Sama mówiła, że sędzia nie jest od brylowania, lecz od orzekania.
Dobrym zwyczajem było organizowanie konferencji po ważnych rozprawach, by mniej obeznani z prawem dziennikarze nie musieli się domyślać, co trybunał orzekł. Często nieprawdziwy przekaz szedł w świat nie dlatego, że media chciały oszukać widzów, lecz z powodu niezrozumienia wyroku. Sędziowie powinni pomóc, a nie się zamykać w gabinetach. Prezes Przyłębska po jednej niezbyt udanej konferencji postanowiła jednak rozmawiać tylko z przychylnymi jej mediami.
Ciekawe też jest, jak władza ustawodawcza przyjmie niekorzystne dla siebie wyroki trybunału. Poprzedni prezesi wielokrotnie podkreślali, że Sejm i Senat potrafią lekceważyć sędziów konstytucyjnych poprzez niewłaściwe wykonywanie orzeczeń. Czy teraz, skoro trybunał cieszy się uznaniem rządzących polityków, będą oni skorzy do odjęcia państwu, a dania więcej obywatelom? A jeśli nadal nie, to czy przypadkiem nie pojawi się rysa na dotychczasowo kryształowej współpracy między władzami ustawodawczą i wykonawczą a trybunałem?
Dla przeciętnego obywatela to wszystko szczegóły. Podstawowy zarzut, że trybunał zawsze wesprze władzę, okazał się nieprawdziwy. To bardzo dobra wiadomość, choć smutne, że musi nas to tak cieszyć, jakby nie powinno być oczywiste.