Dziki połączyły rządzących i opozycję, tak jak wielu z nich łączy pasja do strzelania. Od 17 stycznia 2018 r. będą mogli polować nawet w parkach narodowych.
Czym zajmujemy się w „Prawniku” najczęściej, i to bynajmniej nie od dwóch lat z okładem, tylko... od zawsze? Jeszcze zanim wybuchły spory (delikatne określenie) o Trybunał Konstytucyjny, kształt sądownictwa w ogóle czy Sąd Najwyższy i kadencję pierwszej prezes? Odpowiedź: najczęściej pokazujemy, jak polityka wpływa na prawo, które – i tu zgoda jest dość szeroka – powinno być ostoją państwa i obywatela i ramą, wewnątrz której prowadzone są i publiczny dyskurs, i publiczne interesy. Jako takie nie powinno więc podlegać kupczeniu, być narzędziem doraźnej walki między ugrupowaniami czy choćby sposobem na pozbycie się tego czy owego z kadencyjnego stołka. Powoli i mam nadzieję, że jednak nie nieodwołalnie, przyzwyczajamy się jednak, że temu właśnie służy coraz wyraźniej (nie żeby wcześniej tak nie bywało, choć obecny parlament nawet nie ukrywa, po co pewne ustawy do obiegu wprowadza). Przyzwyczailiśmy się też, że zupełnie niezależnie od treści nowego prawa i od tego, kto aktualnie rządzi, a kto znajduje się w opozycji, grupa pierwsza podniesie ręce za wszystkim, co jej rząd (władza wykonawcza) lub partia (żadna władza) do głosowania podsunie, a grupa druga podniesie za to larum, że to wstyd, upadek i zdrada. Owszem, nieco przesadzam, zdarzały się bowiem ustawy – te uznawane albo za bardzo ważne, albo za zupełnie nieważne – przy których do zgody dochodziło. Przesadzam jednak tylko troszeczkę (taki przywilej autora felietonu).
Z kłamaną radością spieszę zatem donieść, że i obecny parlament potrafi się zgodzić, choć się nam to jeszcze niedawno wydawało całkowicie niemożliwe. Co połączyło skłóconych, na co dzień (przynajmniej przed kamerami) obrzucających się wyzwiskami i oskarżeniami, włącznie z najcięższymi – o zdradę, posłów i senatorów (a na finał jeszcze prezydenta)? Dziki. Połączyły ich dziki zagrożone pomorem rodem z Afryki. I świnie zagrożone tym samym pomorem, który mogą złapać od dzików. Piękna zgoda narodowa widoczna jest w wynikach głosowania w Sejmie (433 posłów głosowało za, 0 posłów przeciw, 0 się wstrzymało), w Senacie poprawek żadnych nie zgłoszono, a prezydent akt podpisał. Nowe prawo wchodzi w życie 17 stycznia.
Troska parlamentarzystów o polskie dziki poszła tak daleko, że aby uchronić je przed chorobą, można dziś do nich strzelać zawsze i niemal wszędzie (do świń wprawdzie strzelać nie można, ale kto wie, kiedy skończą się dziki...). Swój wyraz znalazła w ustawie z 14 grudnia 2017 r. o zmianie niektórych ustaw w celu ułatwienia zwalczania chorób zakaźnych zwierząt (Dz.U. z 2018 r. poz. 50). Art. 2 pkt 1 nowego prawa nowelizuje prawo łowieckie, nadając art. 8 ust. 2 tegoż brzmienie: „Odstrzały redukcyjne zwierząt łownych w parkach narodowych i rezerwatach przyrody, o których mowa w przepisach o ochronie przyrody, odbywają się na zasadach określonych w ustawie oraz zgodnie z obowiązującymi okresami polowań, warunkami wykonywania polowań i zasadami selekcji populacyjnej i osobniczej zwierząt łownych, o których mowa w art. 34 pkt 4”. Nie brzmi źle? Są przecież słowa „ochrona przyrody”, „okresy polowań” „zasady”. I tu niespodzianka! Przywołany art. 34 pkt 4 ustawy – Prawo łowieckie mówi bowiem, że „do zadań Polskiego Związku Łowieckiego należy ustalanie kierunków i zasad rozwoju łowiectwa, zasad selekcji populacyjnej i osobniczej zwierząt łownych”. Myśliwi zatem mogą już decydować, czy aby nie należałoby wejść do parku narodowego i tam przeprowadzić zabiegów higienicznych (czyt. polowania). Oczywiście dla wspólnego dobra dzików, świń i ludzi.

Świetnie, można już polować w parkach narodowych. To może nie można na terenach prywatnych? Błąd. Można. To obywatel musi podjąć wysiłek i sprzeciwić się w piśmie do sejmiku wojewódzkiego włączeniu swojego terenu do obwodu. To i tak nieźle, bo wcześniej nie mógł, aż Trybunał Konstytucyjny orzekł niezgodność art. 27 ust. 1 ustawy Prawo łowieckie z konstytucją. Jeśli więc ma Pan/Pani prywatny las/pole/nieużytek, a nie uzyskał Pan/ nie uzyskała Pani wyłączenia go z obwodu, może sobie Pan/Pani wieszać tabliczki „własność prywatna, polowanie wzbronione”. To nic nie zmieni. Myśliwy może na ten teren wejść i strzelać, bo może.

Ma Pan/Pani las czy nie, może Pan/Pani poczuć nieodpartą ochotę się po lesie przespacerować. Albo na grzyby pójść czy jagody. Do niedawna ryzyko ograniczało się do bycia wziętym za dzika/inną zwierzynę, co się zdarza, choć trzeba przyznać, że zazwyczaj między myśliwymi, bo słysząc strzały, większość postronnych raczej z lasu ucieka. Teraz jest jeszcze inna możliwość. Otóż według nowego brzmienia art. 52 ust. 1 ustawy – Prawo łowieckie, w myśl nowego pkt 8, „kto umyślnie utrudnia lub uniemożliwia wykonywanie polowania – podlega karze grzywny”. Na czym polega działanie umyślne? Znów muszę powiedzieć, że pisaliśmy o tym wiele razy: zamiar nie musi być bezpośredni, może być ewentualny. To po pierwsze i prawnikom o tym przypominać nie trzeba. Po drugie, wyobraźmy sobie następującą sytuację: grzybiarz nie wie, że na miejscu jego grzybobrania odbyć się ma polowanie, nie chce przeszkadzać myśliwym, ale już się na te grzyby wybrał. Na miejscu już, chwilę po odkryciu prawdziwkodajnej polany, spotyka jednak myśliwego, który go o polowaniu informuje. Jeśli nasz grzybiarz będzie się z opuszczeniem lasu ociągał, będzie go można pociągnąć do odpowiedzialności.
Oczywiście znowu przemawia przeze mnie duch felietonisty, wiadomo, że nie o grzybiarzy chodziło. Coraz częstszy sprzeciw społeczny wobec polowań wyraża się także przez spacery, rzekłbym: nie do końca spontaniczne (portale społecznościowe umożliwiają skrzykiwanie się całkiem sporych grup „spacerowiczów – swoją drogą, fascynujące, jak zmienia się na naszych oczach wydźwięk tego słowa). Gwoli sprawiedliwości oddajmy więc głos także myśliwym: „Czy wszyscy zapominają, że myśliwi prowadzą gospodarkę łowiecką? Czy nikt nie zauważa problemów, jakie już istnieją, a mogą być jeszcze poważniejsze, z dzikami w miastach. Nikt nie zauważa problemu strat w gospodarce rolnej spowodowanej szkodami wyrządzonymi przez zwierzęta dzikie? (...) W myśl nowych przepisów ustawa ma po prostu umożliwić myśliwym wykonywanie swoich obowiązków. Z jednej strony musimy mieć świadomość, że brak wykonania Rocznego Planu Łowieckiego może skutkować odebraniem obwodu łowieckiego, a z drugiej strony ustawa nie dawała możliwości obronić się przez atakami »ekologów«, którzy postanowili uniemożliwić polowanie. Mam wrażenie, że z przepisu żaden myśliwy nie będzie musiał korzystać, ale ten przepis jednocześnie daje mu poczucie pewności i sprawia, że nie będzie on musiał chować się przed przeciwnikami łowiectwa, którzy nie rozumieją gospodarki łowieckiej. Być może groźba kary grzywny (według prawa do 5000 zł) skutecznie powinna odstraszyć takich »ekologów«. A prawdziwych ekologów możemy zaprosić do prac przy sadzeniu drzewek i dokarmianiu zwierzyny zimą. Sól w lizawkach trzeba uzupełniać cały rok” – pisze jeden z nich (pan Tomasz, nazwiska nie ujawnia).
To jest sedno. Myśliwi uważają (i usilnie się starają tak przedstawiać, m.in. w internecie i na organizowanych w szkołach prelekcjach), że pełnią nadzwyczajną funkcję społeczną i w związku z tym należą im się nie tylko cześć i chwała, lecz również przywileje – np. możliwość przegonienia z lasu każdego, kto im przeszkadza, strzelania w odległości od 100 m od domostw (o tym, jaką siłę nośną może mieć broń, wypowiadać się nie będę, są jednak tacy, którzy twierdzą, że może ona przekraczać 100 m), decydowania, czy pies na polu jest bezpański i zagraża zwierzynie (na którą sami mają zamiar zapolować) i odstrzelenia go (zdarza się, że na oczach zszokowanego opiekuna) itd. Że karmienie dzikich zwierząt przy jednoczesnym biciu na alarm, że jest ich za dużo, jest bez sensu, to chyba dość oczywiste. Jak i to, że chyba nie jest przypadkiem, że w parlamencie myśliwi są i dogadują się ponad podziałami partyjnymi. Widać to podczas toczących się właśnie (etap komisji) prac nad nowelizacją prawa łowieckiego. Ponad podziałami posłowie odrzucają wszystkie propozycje strony społecznej. Choćby taką, żeby wszystkie planowane polowania wpisywać do centralnego i dostępnego dla wszystkich rejestru.
Jak się już przeprowadzone zmiany mają do chorych dzików, które rzeczywiście odnotowano już po lewej stronie Wisły, która do niedawna była granicą występowania zakażonych osobników? Czy odstrzał pozwoli na zatrzymanie postępu choroby? Znów oddam głos myśliwym (skoro to oni mogą decydować, gdzie i kiedy polują, to pewnie się znają). Jak donosi portal „Łowiec polski”, „Najbardziej prawdopodobne źródło zakażenia pod Warszawą i w Puszczy Kampinoskiej to kierowcy przyjeżdżający zza wschodniej granicy oraz ich samochody, niewłaściwa dezynfekcja i odpadki żywności (...). Ku tej teorii oficjalnie skłania się Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi”. Co zmieni strzelanie do dzików? Nie wiem. Nie ma na szczęście pomysłu, by myśliwym powierzyć problem nieodpowiedzialnych kierowców.
I jeszcze jedno pytanie. O zgodę. Bardzo chciałbym wiedzieć, do której kategorii należała przegłosowana jednomyślnie ustawa – tych najważniejszych czy tych nic nieznaczących?
Niebawem to związek myśliwych będzie mógł decydować, czy aby nie należałoby wejść do parku narodowego i tam przeprowadzić zabiegów higienicznych (czyt. polowania). Oczywiście dla dobra dzików, świń i ludzi