Billingi powinny być przechowywane dwa razy krócej, niż są dzisiaj – uważa Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji. Boni uważa, że należy ograniczyć inwigilację w naszym kraju.
Niechlubny lider w dostępie do bilingów / DGP
Minister zamierza również uregulować zasady ich udostępniania i wprowadzić większą kontrolę tego, co się z nimi dzieje. Chociaż projekt nowelizacji ustawy – Prawo telekomunikacyjne przygotowywany jest od dawna, pierwotnie nie zakładał żadnych zmian w zakresie retencji danych. Chodzi o obowiązkowe przechowywanie przez przedsiębiorców telekomunikacyjnych informacji o tym, kiedy i z jakiego numeru dzwoniono na jaki, z jakiego komputera wchodzono na określoną stronę, a nawet gdzie znajdował się użytkownik komórki. Dzisiaj przepisy nakazują operatorom gromadzić te dane przez co najmniej dwa lata. W tym też czasie organy ścigania mogą zażądać do nich dostępu.
W najnowszej wersji projektu MAiC proponuje skrócenie tego okresu do jednego roku.
– Nawiązując do debaty społecznej, jaka miała miejsce w ostatnim czasie, a także biorąc pod uwagę koszty ponoszone przez przedsiębiorców telekomunikacyjnych, związane z dwuletnim obowiązkiem przechowywania danych, tak długi jak obecnie obowiązek retencyjny nie znajduje uzasadnienia – wyjaśnia powody, jakie kierowały resortem, jego rzecznik prasowy Artur Koziołek.

Mamy prawo wiedzieć

– To krok w dobrym kierunku i zgodny z postulatami adwokatury, która od dłuższego czasu zwraca uwagę, że przepisy o retencji danych naruszają prawo do poszanowania życia prywatnego – mówi adwokat Mikołaj Pietrzak, przewodniczący działającej przy Naczelnej Radzie Adwokackiej Komisji Praw Człowieka.
– Jednak samo skrócenie okresu retencji danych nie wystarczy. Konieczne jest stworzenie mechanizmów indywidualnej kontroli. Obywatele powinni mieć prawo wiedzieć – nawet po fakcie – jakie służby miały dostęp do ich danych i do czego je wykorzystano. Muszą też mieć możliwość zbadania przez sąd, czy dostęp ten był uzasadniony – zaznacza. MAiC zapowiada, że będzie chciało wprowadzić jakąś kontrolę nad pozyskiwaniem i przetwarzaniem danych. Na razie jednak nie wiadomo, na czym miałaby ona polegać. Konkretne propozycje pojawią się w najbliższych dniach.
Dzisiaj służby nierzadko nie chcą nawet przyznać, że sprawdzały billingi. Ujawniło to śledztwo badające sprawę inwigilacji 10 dziennikarzy w związku m.in. z tzw. aferą gruntową. Początkowo służby twierdziły, że nie brały żadnych billingów. Dane uzyskane od jednego z operatorów pozwoliły jednak stwierdzić, że to nieprawda. Bogdan Wróblewski z „Gazety Wyborczej”, jeden z dziennikarzy, których billingi sprawdzano, wystąpił do Komendy Głównej Policji o udostępnienie ogólnych informacji na temat liczby zapytań o dane podlegające retencji. Policja odmówiła. W ostatnich dniach decyzję tę uchylił jednak Wojewódzki Sąd Okręgowy w Warszawie (sygn. II SA/Wa 2695/11), uznając, że dane takie stanowią informację publiczną.
Jakie są fakty?
O skali wykorzystania bilingów wiemy dzięki informacjom przekazanym przez Polskę Komisji Europejskiej, która pracowała nad raportem dotyczącym retencji danych. Jednoznacznie pokazały one, że nasze służby, prokuratury i sądy najchętniej z całej UE sięgają po billingi. W 2009 r. skierowały do firm telekomunikacyjnych ponad milion zapytań. W 2010 r. było ich już ponad 1,3 mln.
Tymczasem w Unii Europejskiej trwa dyskusja nad nowelizacją dyrektywy o retencji danych. Prace zmierzają nie tylko do skrócenia okresu przechowywania, ale i ograniczenia dostępu do nich tylko do określonych organów, zapewnienia nadzoru nad tym, co służby z nimi robią i wprowadzenia obowiązku zdawania raportów.
– Dlatego uważam, że samo skrócenie okresu retencji, chociaż oczywiście jest pożądane, nie rozwiązuje problemu – mówi Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon.
– Poza tym nawet w tym zakresie brakuje analizy, która pokazałaby, jak długo należy przechowywać dane telekomunikacyjne. W wielu krajach za wystarczające uznano sześć miesięcy. Dlaczego nie u nas – pyta Szymielewicz.
– Uważam, że retencja danych powinna być częścią szerokiej debaty na temat tego, co mogą służby w Polsce. Potrzebne są kompleksowe regulacje, a nie tylko „wrzutka” do prawa telekomunikacyjnego. Warto się zastanowić chociażby nad tym, czy organy ścigania mogą wykorzystywać dane GPS, pozwalające śledzić położenie, czy też nagrywać za pomocą mikrofonów kierunkowych zbierających dźwięk z ulicy. Takich tematów jest dużo więcej – zwraca uwagę Szymielewicz.
Także zdaniem dr. Wojciecha Wiewiórowskiego, generalnego inspektora ochrony danych osobowych, sama zmiana czasu przechowywania danych tak naprawdę nic nie zmieni.
– Z punktu widzenia ochrony danych osobowych okres retencji jest kwestią drugorzędną. Dużo ważniejsze jest to, jakie dane są przechowywane oraz kto ma do nich dostęp – mówi dr Wiewiórowski.
– W niektórych przypadkach dostęp do tych danych po dłuższym czasie jest potrzebny – mówi GIODO, chociaż jednocześnie przyznaje, że najczęściej przydatne są informacje z okresu sześciu miesięcy. Dlatego jego zdaniem należałoby rozważyć kwestię tzw. mrożenia danych, czyli przechowywania ich przez dłuższy okres w sprawie, w której już rozpoczęły się pewne postępowania.
Wielu prawników zwraca przy tym uwagę, że dane telekomunikacyjne są w Polsce wykorzystywane nie tylko przy ściganiu poważnych przestępstw, ale nawet przy sprawach rozwodowych. Zdaniem dr. Wiewiórowskiego taką praktykę należy ukrócić.
– Ważne, by sądy tylko w sprawach karnych mogły występować o tego rodzaju informacje. Taki zapis w ustawie uniemożliwi korzystanie z nich w postępowaniu cywilnym – uważa GIODO.

Służby przeciwne

Skrócenie okresu retencji nie podoba się służbom, które korzystają z tych danych na potrzeby prowadzonych śledztw.
– Z punktu widzenia postępowania przygotowawczego, wykrywalności przestępstw oraz zbierania materiału dowodowego, to im ten okres jest dłuższy, tym lepiej – ocenia Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Tłumaczy, że bardzo często prokuratura uzyskuje wiedzę o przestępstwach dopiero po dłuższym czasie. Dlatego nadmierne skrócenie okresu retencji danych może w niektórych sprawach uniemożliwić uzyskanie cennych dowodów.
Zdaniem służb niektóre afery w ogóle nie ujrzałyby światła dziennego, gdyby nie to, że funkcjonariusze mogą sięgnąć po informacje o połączeniach wykonanych nawet dwa lata temu. Tak było na przykład w przypadku korupcji w Centrum Projektów Informatycznych dawnego MSWiA, którą ujawniło Centralne Biuro Antykorupcyjne.
– Ustalenia telekomunikacyjne uzyskiwane przez CBA w większości nie dotyczą spraw bieżących, a przede wszystkim tych popełnianych w przeszłości – zaznacza Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA. Tłumaczy, że specyfika przestępczości korupcyjnej, a w szczególności jej ukryty charakter, powoduje, iż wykrywane są one po wielu miesiącach lub latach.

Konsultacje społeczne

Opisywany projekt jest pierwszym, nad którym prace mają toczyć się przy udziale wszystkich zainteresowanych. Jego treść opublikowano nie tylko w Biuletynie Informacji Publicznej, ale też zamieszczono w portalu konsultacyjnym MamZdanie.org.pl, gdzie każdy może zabrać głos. To efekt głośnej debaty na temat ACTA, w trakcie której rząd zadeklarował większe otwarcie procesu legislacyjnego.
MAiC zadaje 6 pytań, m.in. dotyczących informacji, które przekazywać mają konsumentom dostawcy internetu i tego, co powinna zawierać umowa telekomunikacyjna. Pyta też, czy umożliwienie dostawcom odcinania od sieci użytkowników, którzy stwarzają zagrożenie (np. wysyłają spam), nie naruszy wolności internautów.
Konsultacje dotyczące noweli prawa telekomunikacyjnego trwają do 18 lutego.