Każdy, przeciw komu prowadzone jest postępowanie karne, ma prawo do obrony we wszystkich stadiach postępowania. Gwarantuje to konstytucja. Niby proste, a jednak obrona z urzędu to problematyczna kwestia. Zgodnie z nowelizacją, która jest już po pierwszym czytaniu w Sejmie, tylko na etapie postępowania przygotowawczego oskarżony będzie musiał wykazać, że nie ma pieniędzy na adwokata.
Obrona w nowym kodeksie postępowania karnego / Dziennik Gazeta Prawna
W postępowaniu sądowym wystarczy, że złoży wniosek o przydzielenie mu go z urzędu. Zmiana nie eliminuje jednak podstawowego problemu – niskiego poziomu zaangażowania adwokatów w tzw. urzędówki. Prawnicy dodają: państwa na to nie stać.
– Kolejne rządy zapowiadają, że uchwalą ustawę o pomocy prawnej dla osób niezamożnych i z przyczyn finansowych na zapowiedziach się kończy. Nie ma pieniędzy, żeby pomagać najbiedniejszym, a proponuje się, żeby pomagać wszystkim z urzędu. Mam wątpliwości, czy w praktyce to się uda – wskazuje dr Piotr Kładoczny, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Wykaż, że nic nie masz

Dziś sądy odmawiają przydzielenia pełnomocnika, jeśli oskarżony nie wykaże, że nie jest w stanie ponieść kosztów obrony bez uszczerbku dla niezbędnego utrzymania siebie i rodziny. Brak jednak określonego progu, a zatem to, czy osobę stać na adwokata, czy nie, pozostawione jest ocenie sędziego.
– Sądy nie mają nawet technicznych możliwości dokładnego sprawdzenia sytuacji majątkowej wnioskodawcy i opierają się na elementach czysto formalnych. Znacznie lepiej byłoby sięgnąć do opinii ośrodków pomocy społecznej: gminnych czy powiatowych, które mają lepszą orientację, kto faktycznie jest ubogi, a kto nie – proponuje prof. Zbigniew Ćwiąklaski, adwokat.
Resort idzie jednak dalej: tylko podejrzany, a więc osoba, wobec której wydano postanowienie o przedstawieniu zarzutów, będzie musiał wykazywać, że nie stać go na obrońcę z wyboru. Jeżeli zaś akt oskarżenia trafi już do sądu, to – zgodnie z projektowanym art. 80a k.p.k. – na wniosek oskarżonego sąd wyznaczy obrońcę z urzędu. „Celem zmiany zasad wyznaczania obrońcy z urzędu jest rozszerzenie zakresu działania obrońcy, tak by jego udział w postępowaniu sądowym stawał się regułą, a nie wyjątkiem” – czytamy w uzasadnieniu projektu.
– Nie widzę powodu, żeby wprowadzać takie różnice ze względu na etap postępowania. Jeżeli jest konieczność obrony, to osobie podejrzanej też należałoby przyznać adwokata z urzędu. Nie widzę racjonalnego uzasadnienia dla uzależnienia przyznania adwokata w postępowaniu przygotowawczym od możliwości finansowych z jednoczesnym wprowadzaniem dostępu bez ograniczeń na etapie sądowym – wskazuje dr Piotr Kładoczny.
– Takie rozróżnienie może mieć sens, bo nie każdy podejrzany staje się oskarżonym. Zaledwie w 1/3 spraw postawione zarzuty kończą się aktem oskarżenia – odpiera jednak prof. Ćwiąkalski.
– Gdyby każdy podejrzany mógł złożyć taki wniosek, radykalnie wzrosłaby liczba przypadków, kiedy trzeba przyznać obrońcę – dodaje.

Korporacja wybierze lepiej

Problemem, którego nie rozwiązują propozycje MS, jest też małe zaangażowanie adwokatów w sprawy, które przydzielono im z urzędu. „Adwokat z urzędu na pewno nie pomoże, najczęściej zaszkodzi. Z reguły ich rola ogranicza się do bycia w sądzie. Z własnych doświadczeń wiem, że jedyne, co im dobrze wychodzi, to przedkładanie listy z kosztami dla sądu. Nie spotkałem żadnego, któremu chciałoby się zapoznać z aktami sprawy, napisać pismo sądowe, udzielić porad prawnych” – żalą się internauci na portalu aferyprawa.eu.
„Zdarza się, że adwokaci mają lekceważący stosunek do spraw z urzędu i obsługę tych klientów zlecają aplikantom. Poza tym, że jest to naganne moralnie, w skrajnych sytuacjach takim adwokatem może zainteresować się Rada Adwokacka i zastosować kary dyscyplinujące” – potwierdza na swoim blogu adwokat Arkadiusz Jaskuła.
Adwokaci przy obronie z urzędu nie mają zaś wiele do powiedzenia. Gdy nadchodzi ich kolej na liście, zostają wyznaczeni. Zdaniem niektórych taki model szkodzi podejrzanym i oskarżonym.
– Decyzje o tym, czy przyznać obrońcę, musi podejmować sąd. Natomiast dobrym rozwiązaniem byłoby, gdyby to samorząd adwokacki decydował, kto konkretnie nim będzie. Nie każdy adwokat zna się na wszystkim. Jeżeli więc sąd przyznaje sprawy według listy, to często trafiają one do osób, które się nie znają zbyt dobrze na sprawach karnych – przyznaje prof. Ćwiąkalski.
– Zdarza się też, że dany prawnik ma dwie sprawy w tym samym terminie i staje przed wyborem, którą się zająć. Weźmie tę, na której więcej zarobi. I w tym też tkwi problem – wskazuje dr Kładoczny.
– Adwokat oczywiście nie powinien kierować się tym, czy sprawa jest z urzędu, czy z wyboru. Powinien ocenić jej ważność i podjąć decyzję, gdzie może posłać zastępcę, a gdzie powinien pójść osobiście – uważa prof. Ćwiąkalski.
Przyznaje jednak, że różnica w kosztach adwokackich jest wyraźna. Tym bardziej – jego zdaniem – rozdziałem urzędówek powinna się zajmować korporacja. Samorząd ma bowiem lepszą orientację, który adwokat w czym się specjalizuje, i który ma mniej klientów, zatem bardziej mu na urzędówkach zależy.
– Nie ma przeszkód, żeby to samorząd adwokacki wyznaczał adwokatów z urzędu – potwierdza dr Kładoczny.
I przytacza kolejny argument za tym rozwiązaniem: jeżeli sprawę dostaje wybitny i bardzo zajęty adwokat, nie ma pewności, czy realnie się nią zajmie. Można przypuszczać, że powierzy ją innej osobie w ramach dopuszczalnej substytucji. Fachowość tej obrony będzie więc wątpliwa.