Mamy zimę 2030 r. Stoję na przystanku. Wieje lodowaty wiatr, zacina śnieżyca. Z półmroku wyłania się zbawienne światełko tramwaju. Kiedy jednak dojeżdża do przystanku, moja nadzieja okazuje się płonna. Nie wsiadam, choć jedzie tam, gdzie dojechać potrzebuję.
Tym numerem nie mogą podróżować niesędziowie. Absurd? Nie dla wszystkich. O takim świecie wydają się marzyć sędziowie z Puław. Tylko wówczas mieliby bowiem gwarancję, że powaga ich urzędu nie zostanie naruszona. W uchwale, która ma być protestem przeciwko planom odebrania im zwrotu kosztów dojazdu do pracy, napisali: „powadze urzędu nie sprzyja podróżowanie sędziego tym samym środkiem komunikacji publicznej co strony i uczestnicy postępowań, gdyż dla drugiej strony postępowania może rodzić to uzasadnioną wątpliwość co do bezstronności sędziego”.
Mon Dieu! A co, gdy sędzia ma dziecko w tym samym przedszkolu co podsądny? Albo robi zakupy w tym samym supermarkecie? Żądam kawiarni, parków, sklepów, kin i teatrów TYLKO DLA SĘDZIÓW!
A tak na poważnie – czytając tę uchwałę, zrobiło mi się smutno. Dlatego, że przebija z niej sędziowska pycha. A to źle, gdy ten, kto ma służyć (bo sędzia to służba, a nie zawód!), jest pyszny. I dlatego, że pokazuje ona, jakie sędziowie mają mniemanie o podsądnych. Drodzy Szermierze Temidy! Czy naprawdę uważacie, że Polacy, widząc sędziego i podsądnego w tym samym tramwaju, od razu będą podejrzewać, że coś knują?
W uchwale wspominano również, że sędziowie muszą pracować w domu po nocach, a Skarb Państwa nie zwraca im za zużyty wówczas prąd (sic!). Mam radę dla sędziów: odpuście sobie choć kilka nocy – zgaście światło i porządnie się wyśpijcie! A potem jeszcze raz przeczytajcie swoją uchwałę.