Program łagodzenia kar za udział w niedozwolonym porozumieniu nie przyniósł rezultatów. Firmy nie chcą na siebie donosić do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Dlaczego? Bo im się to nie kalkuluje.
Biznesem rządzą twarde zasady. Liczy się przede wszystkim zysk. Trudno więc się spodziewać, że firmy dobrowolnie zrezygnują z profitów, nawet jeżeli płyną one z działań nie do końca zgodnych z prawem. Zwłaszcza gdy prawdopodobieństwo złapania na gorącym uczynku jest znikome.
Zmowa ma to do siebie, że owiana jest głęboką tajemnicą. Zazwyczaj decyzja o zawarciu niedozwolonego porozumienia zapada na spotkaniu w cztery oczy. Nie ma w takich sprawach namacalnych dowodów. Zainteresowane strony nie wymieniają między sobą korespondencji, nie zawierają umów na piśmie. A skoro tak, to wykrycie zmowy bez pomocy samych firm, uczestników porozumienia, graniczy niemal z cudem.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów liczył na to, że dzięki programowi łagodzenia kar za udział w niedozwolonym porozumieniu zmowy będą częściej wykrywane. Okazało się jednak, że firmy nie chcą na siebie donosić. Przedsiębiorcy bowiem uznali, że do czasu, kiedy nie puszczą pary z ust, nic im nie grozi za zawarcie niedozwolonego porozumienia. UOKiK przecież i tak się o tym nie dowie. A nie od dziś wiadomo, że to nie wysokość kar, ale ich nieuchronność sprawia, że ludzie są mniej skłonni do popełniania przestępstw. To samo dotyczy firm i jej menedżerów.
Program łagodzenia kar sprawdził się w państwach Europy Zachodniej. W Polsce – nie. Być może to wina specyfiki naszego rynku. W niektórych branżach bowiem nadal jest on bardzo płytki. Tym bardziej trzeba u nas walczyć z działaniami ograniczającymi konkurencję. Urząd musi jednak zmienić taktykę i narzędzia, którymi się w tej walce posługuje. Obowiązujące u nas przepisy nie wytrzymują już próby czasu.