Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie wieku emerytalnego Polaków zdominowało w ubiegłym tygodniu komentarze prawne. W jego cieniu zapadło też inne, nie mniej ważne, orzeczenie dotyczące łamania zasad poprawnej legislacji w państwie. Orzeczenie to jest ważne nie tylko dlatego, że TK wydał je w pełnym składzie – 15 sędziów, ale głównie ze względu na treści, jakie w dniu ogłoszenia werdyktu wypełniły salę rozpraw w al. Szucha.

Ustawy wydmuszki

Sędziowie trybunału dali wyraźny sygnał, że w przypadku wprowadzenia chaosu w prawie nie będzie miejsca na żadne kompromisy. Złe prawo stało się dzisiaj najpoważniejszą barierą rozwoju gospodarczej przedsiębiorczości, praworządności i ładu społecznego. Chaos, jaki wkradł się do ustawy o obrocie instrumentami finansowymi, był całkiem nietypowy. Nie chodziło tym razem ani o uchwalenie sprzecznych z konstytucją treści, ani o złamanie procedury legislacyjnej. Na biurko prezydenta trafiła ustawa wydmuszka, ustawa z pustymi, pozbawionymi jakiejkolwiek treści normatywnej przepisami. Nasi posłowie, przy biernej postawie senatorów, znowelizowali przepis, który już nie istniał, gdyż niespełna rok wcześniej został uchylony przez inną ustawę. I to właśnie nie konkretne rozwiązania prawne, ale ten wszechogarniający bałagan towarzyszący tworzeniu naszego prawa, został uznany za niekonstytucyjny. Ustawodawca nie może uchwalać ustaw bezprzedmiotowych, które zachowują tylko zewnętrze cechy aktu normatywnego. Nie może wypuszczać przepisów, które budzą u adresatów zasadnicze wątpliwości co do znaczenia i obowiązywania innych przepisów – takie wnioski płyną z lekcji, której udzielili ustawodawcy sędziowie trybunału.
Niestety, legislacyjna katastrofa, która przytrafiła się ustawie o instrumentach finansowych, nie jest przypadkiem odosobnionym. Uchwalanie ustaw na Wiejskiej, zamiast zamykać dyskusję, coraz częściej ją rozpoczyna. I nie chodzi rzecz jasna o spory interpretacyjne, które są czymś naturalnym w prawie. Coraz częściej dyskusje po sejmowych głosowaniach koncentrują się wokół pytań żenujących: co tak naprawdę Sejm uchwalił?
W maju odbyło się w Sejmie pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy nowelizującej procedurę administracyjną. Autorzy projektu postanowili znowelizować między innymi art. 232 prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi. Postanowili, ale nie sprawdzili, że od 11 kwietnia, kiedy weszła w życie inna nowelizacja, przepis ten nie zawiera już ani literki „a”, ani literki „b”, a właśnie na te literki zasadzili się rządowi legislatorzy.

Stan krytyczny

Ale na Wiejskiej nowelizuje się nie tylko przepisy, które już nie istnieją. W „DGP” piszemy o sytuacji odwrotnej, o dublowaniu zmian w prawie. Piszemy o nowelizacji podwójnej, czyli nowelizacji czegoś, co już zostało znowelizowane. Tym razem sprawa dotyczy ustawy o kontroli skarbowej. Z pewnością sprawy, które ona reguluje, należą do spraw z najwyższej państwowej półki. Ale nawet taka ich ważność nie może usprawiedliwiać bezmyślności ustawodawcy i nadgorliwości, która podpowiada, by rzecz o jednych i tych samych odsetkach skarbowych uregulować aż w dwóch miejscach. Taka chaotyczna technika tworzenia ustaw, zamiast podwójnego zabezpieczenia, rodzi tylko podwójne wątpliwości u wszystkich, którzy w tym legislacyjnym bałaganie usiłują się doszukać choćby szczypty racjonalności.
Bez dwóch zdań psucie ustaw osiągnęło na Wiejskiej stan krytyczny. Prawo, zamiast budować zaufanie do instytucji państwowych, staje się na naszych oczach źródłem prawniczego pustosłowia, ubranego w kostium normy prawnej. W ubiegłym tygodniu potwierdzili to jednogłośnie sędziowie Trybunału Konstytucyjnego.