Pierwszy prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf przez 3 lata walczyła w sądach z fundacją, by nie ujawniać informacji o wydatkach ze służbowych kart płatniczych. Wystarczyło 30 godzin od naszego tekstu na ten temat, by Sąd Najwyższy się ugiął i poinformował, ile publicznych pieniędzy wydaje.
Co prawda opublikowane informacje to nie te, o które zabiegała Fundacja ePaństwo, ale należy docenić gest i chęć stania się transparentnym.
Można by rzec, że prof. Gersdorf zmyła z Sądu Najwyższego grzech pychy. W kiepskim stylu – trochę niczym (tu przepraszam za niezrozumiałe dla niektórych porównanie) Cersei w „Grze o Tron” – ale liczy się efekt.
Ten zaś może być o wiele bardziej imponujący, jeśli za śladem pierwszego prezesa SN pójdą inni. W tym ci, którzy z taką lubością w ostatnich dniach krytykowali prof. Gersdorf za nieujawnianie informacji publicznych.
Przykłady? Najznamienitszy: Andrzej Duda. W kampanii wyborczej nie zostawiał suchej nitki na Bronisławie Komorowskim za to, że nie chciał on opublikować zlecanych za publiczne pieniądze opinii (w tym o reformie OFE). Obiecywał, że sam opublikuje. I co? I nic.
Tym samym kursem podąża Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Póki co nadal nie wiemy, którzy pracownicy w resorcie dostali nagrody i w jakiej kwocie, gdyż resort... nie wie, czym się zajmują pracujące w nich osoby, a co za tym idzie – nie wiadomo, czy pełnią funkcje publiczne.
Nasz tekst poświęcony prof. Gersdorf zaczął być wykorzystywany do politycznej walki. Prawda jest jednak taka, że niechęć do informowania społeczeństwa o wydatkowaniu publicznych pieniędzy jest ponadpartyjna.
Dowód? Sieć Obywatelska Watchdog zaapelowała do partii politycznych, by podzieliły się z obywatelami tym, na co wydawane są pieniądze z państwowych subwencji. Dziwnym trafem Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska zaczęły mówić jednym głosem: nie ujawnimy.
Mimo że to, iż informacje te kwalifikują się do udostępnienia, jest oczywiste. I potwierdzane sądowymi wyrokami.
Prezes Jarosław Kaczyński powinien mieć się więc na baczności. Zbigniew Ziobro w ostatnich dniach przypomniał, że nieujawnienie informacji publicznej jest przestępstwem. I że można za to trafić nawet na rok do więzienia. Mówił co prawda w kontekście zachowania prof. Gersdorf, ale przecież nie powiedziałby inaczej o zaniechaniu prezesa Kaczyńskiego, prawda?
Swoją drogą, jeśli Pan w ramach porannej prasówki czyta moje słowa, Panie Ministrze, to mam prośbę. Proszę, przechodząc korytarzem, zawitać do kolegów z działu prasowego. Właśnie wysłałem im prośbę o ujawnienie szczegółowych wydatków resortu sprawiedliwości, w tym ze służbowego plastiku.
Cieszę się, że obaj twierdzimy, iż wyłożenie kart na stół to obowiązek funkcjonariusza publicznego. I wierzę, że pomoże mi Pan w zaangażowaniu prokuratury do ścigania tych ministrów, którzy nie słyszeli Pańskiego stwierdzenia, że odmowa udostępnienia informacji publicznej to przestępstwo.