Nie można oczekiwać od rejenta, że rozpozna objawy depresji. Ma on spełniać podwyższone standardy staranności, ale w zakresie posiadanego wykształcenia.
STAN FAKTYCZNY
Sprawa dotyczy T.E., który wniósł do sądu pozew przeciwko notariusz, która dokonywała uprzednio czynności z jego udziałem. Zażądał w nim 600 tys. zł zadośćuczynienia i łącznie 4290 zł odszkodowania. Chciał też, aby zasądzono na jego rzecz rentę z tytułu utraty zdolności do pracy zarobkowej, w wysokości po 2694,53 zł miesięcznie.
A wszystko zaczęło się kilka lat wcześniej, gdy powód wraz z żoną zawitał do kancelarii owej notariusz. Podczas tej wizyty rejent sporządziła trzy akty notarialne. Pierwszy obejmował umowę majątkową małżeńską, drugi umowę o podział majątku, z kolei trzeci darowiznę, na podstawie której powód darował córce prawo własności lokalu mieszkalnego. Problem w tym, że jak tłumaczy w pozwie T.E., w okresie przypadającym na dzień wizyty w kancelarii cierpiał na depresję (z chorobą nie może sobie zresztą poradzić do dziś). Nie mógł zatem świadomie podjąć decyzji co do umów, które wtedy podpisywał. Pamięta, że do kancelarii przyszedł nieogolony. Miał okaleczenia na rękach i twarzy. Mimo tego pozwana notariusz dokonała czynności notarialnych z jego udziałem.
Kilka dni po podpisaniu aktów notarialnych mężczyzna trafił na szpitala, gdzie przebywał parę miesięcy. Lekarze rozpoznali u niego „epizod depresyjny”. W późniejszym czasie sąd ustalił zaś nieważność czynności prawnych dokonanych z udziałem powoda, jego żony i pozwanej rejent. Stwierdził bowiem, że T.E. znajdował się w tym czasie w stanie wyłączającym świadome powzięcie decyzji i wyrażenie woli.
Z uwagi na powyższe mężczyzna wystąpił na drogę sądową przeciwko notariusz. Podniósł, że kobieta przy wykonywaniu czynności notarialnych nie dołożyła szczególnej staranności, o której mowa w art. 49 prawa o notariacie. Sporządziła bowiem umowy, mimo że wygląd zewnętrzny klienta i jego zachowanie wskazywały na poważne zaburzenia psychiczne. Dlatego zdaniem T.E. powinna naprawić szkodę majątkową, którą poniósł, a na którą składa się taksa notarialna, opłata w postępowaniu wieczystoksięgowym oraz koszty postępowania pojednawczego. Wniósł też o zasądzenie na swoją rzecz zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Argumentował, że po tym, jak zdał sobie sprawę z zawarcia trzech umów i konsekwencji tego kroku, stan jego zdrowia psychicznego znacznie się pogorszył. Dodatkowy stres miało wywołać u niego również postępowanie sądowe dotyczące stwierdzenia nieważności dokonanych czynności. Ale to nie koniec roszczeń, z którymi wystąpił. Od pozwanej zażądał również renty wyrównawczej w wysokości różnicy między dochodami, jakie uzyskiwałby w sytuacji, gdyby do zawarcia umów i pogorszenia jego stanu zdrowia nie doszło, a dochodami z tytułu renty z ZUS, którą obecnie pobiera.
W międzyczasie Sąd Okręgowy we Wrocławiu musiał zawiesić postępowanie w sprawie na podstawie art. 174 par. 1 pkt 1 k.p.c. z powodu śmierci pozwanej. Jednak po ponad roku podjął je z powrotem, tym razem z udziałem jej córki B.P. (również będącej z zawodu notariuszem), która wspólnie z matką prowadziła kancelarię.
Kobieta wniosła o oddalenie powództwa w całości.
Sąd Okręgowy we Wrocławiu przychylił się do jej żądania. Uznał, że powództwo nie zasługuje na uwzględnienie (sygn. I C 413/12).
UZASADNIENIE
SO podkreślił na wstępie, że notariusz odpowiada za wyrządzenie szkody, gdy można mu zarzucić naruszenie obowiązków, jakie nakłada na niego ustawa – Prawo o notariacie. Nie zgodził się jednak z T.E., że rozstrzygnięcie sądu, który unieważnił wszystkie trzy umowy, właśnie ze względu na jego chorobę psychiczną, świadczy o pogwałceniu art. 86 p.o.n. Istotne jest bowiem to, czy można notariusz postawić zarzut niedochowania należytej staranności, o którym mowa w art. 49 p.o.n.
Sąd zaznaczył, że od starannego rejenta będziemy wymagać biegłej znajomości przepisów prawa i orzecznictwa oraz dbałości o właściwą formą czynności. W tym bowiem kierunku notariusz odbywa studia i aplikację. Szczególna staranność oznacza więc z jednej strony uwzględnienie zawodowego charakteru działalności, a z drugiej istoty tego zawodu – czytamy w uzasadnieniu.
Zdaniem sądu powód nie wykazał, że rejent przy sporządzaniu trzech aktów notarialnych działała niedbale. Zeznania pozwanej notariusz oraz świadka dowodzą, że na potencjalną chorobę mężczyzny mogły wskazywać jedynie zmiany skórne widoczne na jego twarzy. Jednak obie kobiety powiązały je w pierwszej kolejności z dolegliwościami dermatologicznymi, a nie samookaleczeniem, którego źródłem była choroba psychiczna. W ocenie sądu to całkiem logiczne, bowiem ani świadek, ani pozwana nie mają wykształcenia medycznego. Niezależnie od tego SO zauważył, że rejent nie zlekceważyła do końca tych objawów. Zapytany o nie powód wytłumaczył, że są to zmiany cukrzycowe. Notariusz, będąc prawnikiem, a nie lekarzem, nie miała zdaniem sądu podstaw, by wątpić w takie wyjaśnienie. W ocenie SO nie sposób wymagać od osób niemających wiedzy medycznej, aby potrafiły rozróżnić ślady po samookaleczeniu od tych powstałych z innych przyczyn. Jeśli zaś w czasie wizyty zachowanie T.E. nie budziło wątpliwości, trudno zarzucać notariusz, że nie weryfikowała dokładniej jego stanu zdrowia.
Konkludując, SO jeszcze raz podkreślił, że rejent nie jest lekarzem psychiatrą i nie ma wykształcenia ani wiedzy medycznej. Nie ma także podstaw, by takiej wiedzy specjalistycznej od rejenta oczekiwać, gdyż nie należy to do jego obowiązków zawodowych. W świetle art. 86 p.o.n. notariusz nie może podjąć czynności, jeśli poweźmie wątpliwość co do zdolności do czynności prawnych strony. Nie można jednak wymagać od notariusza, by potrafił rozpoznać objawy depresji. Ma on zachować podwyższone standardy staranności, ale w zakresie posiadanego wykształcenia, bo tego oczekuje się od niego z racji pełnionej funkcji. Mając powyższe na uwadze, sąd uznał, że nie sposób przypisać notariusz odpowiedzialności.
Z materiału dowodowego zgromadzonego przez sąd wynika, że żadna z osób obecnych przy sporządzaniu spornych aktów notarialnych nie zauważyła ani nie była w stanie wskazać zachowań powoda, które mogłyby wzbudzić wątpliwości co do stanu jego zdrowia i świadomości
KOMENTARZ
Mariusz Białecki, prezes Krajowej Rady Notarialnej
Analizując ustalony w toku postępowania stan faktyczny, trudno nie zgodzić się z orzeczeniem Sądu Okręgowego we Wrocławiu, który oddalił powództwo jako „niezasługujące na uwzględnienie”. Samorząd notarialny w pełni podziela to stanowisko.
Nie ulega wątpliwości, że umowy sporządzone przed notariusza 29 listopada 2004 r. były nieważne z uwagi na chorobę psychiczną jednej ze stron, wyłączającą możliwość świadomego powzięcia decyzji i wyrażenia woli, co zresztą ustalił Sąd Okręgowy we Wrocławiu wyrokiem z 30 kwietnia 2009 r.
Jednak, jak jasno wynika z uzasadnienia orzeczenia sądu z 15 października 2015 r., ten fakt nie przesądza automatycznie o możliwości zarzucenia notariuszowi, który sporządził sporne akty, naruszenia obowiązku wynikającego z art. 86 prawa o notariacie („Notariuszowi nie wolno dokonywać czynności notarialnej, jeżeli poweźmie wątpliwość, czy strona czynności notarialnej ma zdolność do czynności prawnych”) w powiązaniu z art. 49 prawa o notariacie, który dotyczy obowiązku zachowania przez notariusza należytej staranności przy wykonywaniu swoich czynności notarialnych.
Sprawa tym bardziej nie budzi wątpliwości, że z materiału dowodowego zgromadzonego przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu wynika, iż żadna z osób obecnych przy sporządzaniu spornych aktów notarialnych nie zauważyła ani nie była w stanie wskazać zachowań powoda, które mogłyby zrodzić obawy o jego stan zdrowia i świadomości.
Warto też podkreślić, że wymóg zachowania należytej staranności przez notariusza dotyczy przede wszystkim dziedzin, w których jest specjalistą, a mianowicie: biegłej znajomości przepisów prawa, orzecznictwa czy dostosowania właściwej formy czynności do skutków, jakie chcą osiągnąć strony. Nie można natomiast wymagać od notariusza większej niż przeciętna wiedzy z zakresu, w którym nie jest on ekspertem, a do takich niewątpliwie należy medycyna i psychologia.