Przedsiębiorca, którego symbol został wykorzystany przez konkurenta w jego metodach promocji i reklamy, ma możliwości dochodzenia swoich praw



Wpisujemy w jednej z popularnych wyszukiwarek internetowych nazwę naszego przedsiębiorstwa (nasz zarejestrowany znak towarowy). Okazuje się, że wśród wyników (reklamowych czy sponsorowanych) pojawia się nazwa i strona internetowa naszego największego konkurenta (który w szczególności nie oferuje naszych towarów czy usług). Takie sytuacje wciąż nie należą do rzadkich. Czy można im przeciwdziałać?

Wprowadzanie w błąd

„Przez uzyskanie prawa ochronnego nabywa się prawo wyłącznego używania znaku towarowego w sposób zarobkowy lub zawodowy na całym obszarze Rzeczypospolitej Polskiej” – tak brzmi podstawowy przepis ustawy – Prawo własności przemysłowej (Dz.U. z 2001 r. nr 49, poz. 508 ze zm.), powoływany przez podmioty dochodzące swoich praw z tytułu posłużenia się znakiem towarowym przez inny podmiot (również w reklamie). Takie działanie nie musi stanowić naruszenia tylko prawa do znaku. Polskie sądy badają szersze spektrum prawne, a jednym z podstawowych aspektów, które są weryfikowane, jest możliwość wprowadzenia odbiorcy komunikatu reklamowego w błąd (czyn nieuczciwej konkurencji).
Przykładowo Sąd Okręgowy w Warszawie w wyroku z 2012 r. (sygn. akt XXII GWzt 27/12) stwierdził, że „Pozwana, korzystając ze znajomości znaku i produktów z tym znakiem, oferuje zainteresowanym nabywcom konkurencyjne towary. Może także wprowadzać w błąd nabywców co do istnienia pomiędzy stronami powiązań gospodarczych”. I dalej: „Od użytkownika internetu nie można wymagać, aby w każdym przypadku tego rodzaju reklamy poszukiwał na stronie internetowej, do której prowadzi link sponsorowany, informacji pozwalających na ustalenie rzeczywistych relacji prawnych, personalnych i ekonomicznych pomiędzy uprawnionym do znaku towarowego użytego w reklamie jako słowo kluczowe oraz reklamodawcą i jego ofertą”.
Sąd określił także, że prawdopodobieństwo takiego wprowadzenia w błąd „istnieje wtedy, gdy znaczna część właściwego kręgu odbiorców mogłaby zostać skłoniona do omyłkowego zakupu towaru pozwanego, myśląc, że jest to towar uprawnionego (...)”.
Na poziomie europejskim interesujące orzeczenie w 2001 r. wydał Europejski Trybunał Sprawiedliwości (C 323/09) w sprawie Interflora vs Marks & Spencer. Wskazał w nim, że samo używanie oznaczenia identycznego ze znakiem towarowym należącym do innej osoby nie ma negatywnego wpływu na pełnioną przez znak funkcję reklamową. „Działanie takie stanowi praktyki nierozłącznie związane z grą konkurencyjną w zakresie, w jakim jej zwykłym celem jest zaoferowanie internautom usług alternatywnych względem usług właściciela znaku towarowego”. Ale następnie precyzował: „Negatywny wpływ na tę funkcję (wskazania pochodzenia znaku towarowego – aut.) ma miejsce wówczas, gdy reklama nie pozwala lub z trudnością pozwala właściwie poinformowanemu i dostatecznie uważnemu internaucie na zorientowanie się, czy towary lub usługi, których dotyczy reklama, pochodzą od właściciela znaku lub z przedsiębiorstwa powiązanego z nim gospodarczo, czy też, przeciwnie, od osoby trzeciej”.
Jak zatem postąpić w przypadku naruszenia prawa do naszego znaku towarowego? Najprostszym zabiegiem wydaje się pisemne wezwanie konkurenta do niezwłocznego zaprzestania praktyki. W ramach obowiązujących przepisów prawa poszkodowany przedsiębiorca może mieć również roszczenia odszkodowawcze. Co więcej, takie naruszenie może mieć również wymiar karny.

Kryteria moralne

Czy powyższe oznacza, że przedsiębiorca, który nie chroni swojego znaku towarowego poprzez jego rejestrację, jest bezbronny i zdany na ocenę sądu? Niekoniecznie. W świetle ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji (t.j. Dz.U. z 2003 r. nr 153, poz. 1503) takie działanie wymaga weryfikacji pod kątem jego zgodności z prawem lub dobrymi obyczajami, i ewentualnego uznania za czyn nieuczciwej konkurencji, jeżeli zagraża lub narusza interes innego przedsiębiorcy lub klienta. A czynem nieuczciwej konkurencji jest w szczególności wprowadzające w błąd oznaczenie towarów lub usług. Jednak ciężar wykazania okoliczności zagrożenia lub naruszenia interesu innego przedsiębiorcy leży po stronie przedsiębiorstwa wysuwającego takie argumenty, wobec posługiwania się przez ustawodawcę pojęciami zakresowo nieostrymi jak „działanie sprzeczne z dobrymi obyczajami” czy „zagrożenie interesów przedsiębiorcy”.
Przedsiębiorca, którego interes został naruszony lub chociażby tylko zagrożony czynem nieuczciwej konkurencji, może zatem żądać od podmiotu dokonującego tego czynu:
● zaniechania niedozwolonych działań,
● usunięcia ich skutków,
● złożenia określonego oświadczenia,
● naprawienia wyrządzonej szkody,
● wydania bezpodstawnie uzyskanych korzyści,
● zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na określony cel społeczny – jeżeli czyn nieuczciwej konkurencji był zawiniony.
W polskim orzecznictwie pojawiły się już wyroki dotyczące pozycjonowania stron internetowych pod nazwą konkurentów i kwalifikacji takich działań jako czynu nieuczciwej konkurencji. W orzeczeniu z 26 lipca 2012 r. (sygn. akt I A Ca 486/12) Sąd Apelacyjny we Wrocławiu, stwierdził z kolei, że „sam fakt, że w wynikach wyszukiwania pojawia się link do strony internetowej pozwanego, jest niewystarczający do przesądzenia, że mamy do czynienia z czynem nieuczciwej konkurencji. Powodowie winni byli wykazać, że taki stan rzeczy zaistniał w sposób sprzeczny z prawem, a co najmniej w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami. Pozwanemu trzeba więc przypisać działania, które w oparciu o kryteria moralne należy ocenić negatywnie”.
Ujęcie prawne usług takich jak Google AdWords nie jest więc jednolite, a każdy przypadek powinien być rozpatrywany osobno, jeszcze przed wejściem na ścieżkę postępowania sądowego. Z całą pewnością nie jest jednak tak, że przedsiębiorca, którego znak towarowy, oznaczenie etc. zostały wykorzystane przez konkurenta w jego metodach promocji i reklamy, pozbawiony jest możliwości obrony swoich praw.