I prezes SN zażądała od prezesów izb wydania akt spraw będących w toku. Chodzi o sprawy, które jej zdaniem powinny być rozpatrywane przez Izbę Dyscyplinarną SN.
Jak ustalił DGP, Małgorzata Manowska, I prezes Sądu Najwyższego, na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy kilkukrotnie kierowała do prezesów Izby Karnej oraz Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN pisma, w których prosiła o zwrot akt spraw należących do ustawowej właściwości ID SN.
– Ostatnie takie żądanie wpłynęło pod koniec października – potwierdza w rozmowie z DGP Michał Laskowski, prezes IK SN. Jak zaznacza, żadne akta nie zostały jak do tej pory wydane.
Sędziowie SN, z którymi rozmawialiśmy i w których referatach znajdują się sporne sprawy, uważają, że działania I prezes SN nie mają podstaw prawnych i mogą być odbierane jako próba wywarcia nacisku na składy orzekające.

Bezskuteczne żądania

Spór powstał po tym, jak Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał postanowienie zabezpieczające nakazujące wstrzymanie działalności Izby Dyscyplinarnej SN. Miało to miejsce jeszcze przed zmianą na fotelu I prezesa SN, kiedy urząd ten pełniła Małgorzata Gersdorf. Jej reakcją na rozstrzygnięcie TSUE było zarządzenie, że sprawy należące do kompetencji ID SN mają trafić do IK SN lub IPiUS. I tak też się stało. Sprawy zostały przyjęte, przydzielone poszczególnym sędziom i nadano im bieg.
W międzyczasie kadencja prof. Gersdorf na stanowisku I prezesa SN dobiegła końca i na czele najważniejszego sądu w Polsce stanęła prof. Małgorzata Manowska. A ona interpretuje postanowienie TSUE w inny, zawężający sposób. Jej zdaniem orzeczenie to odnosi się tylko i wyłącznie do spraw dyscyplinarnych sędziów. W pozostałych sprawach należących do kompetencji ID SN (chodzi m.in. o sprawy dyscyplinarne prokuratorów czy adwokatów, postępowania o uchylenie sędziowskiego immunitetu, ale także o sprawy pracownicze sędziów SN) może orzekać. Dlatego też nowa I prezes SN zwróciła się do prezesów poszczególnych izb o zwrot akt spraw, które zgodnie z zarządzeniem jej poprzedniczki trafiły do innych izb SN. Na razie jednak niewiele wskórała.
– Od momentu przydzielenia spraw konkretnym sędziom nie widzę możliwości odebrania im akt i przekazania ich zgodnie z życzeniem pani I prezes SN. Te sprawy są już w dyspozycji składów orzekających i tylko one mogą podejmować decyzje procesowe co do ich dalszego losu – podkreśla prezes Laskowski. I dodaje, że w jego izbie zapadły już merytoryczne rozstrzygnięcia w spornych sprawach (patrz: ramka).
Z żądaniami zwrotu akt występowała jednak nie tylko I prezes SN. Czynił to także prezes ID SN Tomasz Przesławski, który kierował tego typu pisma imiennie do poszczególnych sędziów orzekających w tego typu sprawach. Tak było np. w rozpatrywanej w IK SN sprawie dyscyplinarnej jednego z adwokatów. Sędzia, który był adresatem pisma prezesa Przesławskiego, doszedł jednak do wniosku, że dysponentem żądanych akt nie jest on, ale skład orzekający. Dlatego też przekazał wniosek prezesa ID SN do decyzji sądu. Ten zaś uznał się za właściwy do rozpoznania spornej sprawy. Powołał się przy tym m.in. na uzasadnienie styczniowej uchwały trzech połączonych izb SN, w której to uchwale stwierdzono, że ID SN nie jest sądem (sygn. akt I-4110-1/20).

Wątła podstawa

Żądania prof. Manowskiej oraz prezesa Przesławskiego wywołały oburzenie u części sędziów SN. Jak słyszymy, uznają je oni za bezpodstawne i odbierają je jako próbę wywarcia nacisku na konkretne składy orzekające. Ich zdaniem bowiem losy spornych spraw spoczywają obecnie wyłącznie w rękach poszczególnych sędziów referentów, którym zostały przydzielone, i tylko oni mogą podejmować decyzje co do dalszego ich biegu procesowego.
Tymczasem Aleksander Stępkowski, rzecznik prasowy SN, podkreśla, że pismo I prezes SN nie zawierało żadnych odniesień co do merytorycznych decyzji, więc sugestie wywierania nacisków są bezpodstawne. Ponadto zaznacza on, że Biuro Studiów i Analiz SN jednoznacznie stwierdziło, że regulamin SN daje podstawę do kierowania takiego żądania ze strony I prezesa SN.
I rzeczywiście w par. 4 pkt 7 regulaminu SN (Dz.U. z 2018 r. poz. 660 ze zm.) czytamy, że I prezes SN „rozstrzyga spory co do właściwości izb w zakresie rozpoznania danej sprawy”. Problem polega jednak na tym, że regulamin jest jedynie aktem wykonawczym do ustawy o SN (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 825 ze zm.) i nie może wykraczać poza to, co zostało w niej zapisane.

Jaki spór

– Tymczasem ustawa o SN stanowi wyraźnie w art. 28 par. 1 i 2, że I prezes SN tylko w jednym przypadku ma prawo wskazania izby właściwej do rozpatrzenia konkretnej sprawy. Dzieje się to wówczas, gdy żadna z izb nie uznaje się za właściwą. Tak więc ustawa o SN reguluje tylko kwestię negatywnego sporu o właściwość, a nie sporu pozytywnego, kiedy to więcej niż jedna izba uznaje się za właściwą do rozstrzygnięcia danej sprawy. Z oczywistych powodów, zważywszy na rangę regulaminu (rozporządzenie), którego zapisy wykonują jedynie unormowania ustawy o SN, pierwszy prezes nie ma żadnej podstawy do żądania akt sprawy w celu ich przenoszenia do właściwości innej Izby, jeśli ta Izba uznała swoją właściwość – tłumaczy Jarosław Matras, sędzia SN.
Z kolei Michał Laskowski podkreśla, że tutaj nie chodzi o żaden spór o właściwość.
– Chodzi o to, że ID SN po prostu nie jest sądem w rozumieniu prawa europejskiego. I skoro nie może sądzić spraw dyscyplinarnych sędziów z uwagi na zastrzeżenia co do jej bezstronności i niezawisłości, to z tych samych powodów nie może sądzić także pozostałych spraw – mówi prezes IK SN.
Biorąc pod uwagę powyższe, zapewne nie ma się co spodziewać szybkiego zakończenia sporu o akta. A cierpią na tym strony, które nie mogą uzyskać merytorycznego rozstrzygnięcia. W niektórych przypadkach bowiem sporne postępowania zostały zawieszone. Chodzi o te sprawy, które zostały zainicjowane przed ID SN jeszcze przed wydaniem postanowienia przez TSUE.
– Część akt takich spraw jest w posiadaniu ID SN, która nie chce ich przekazać składom orzekającym. W takiej sytuacji nie pozostało więc nic innego, jak wydać postanowienia o zawieszeniu takich postępowań do czasu wydania ostatecznego rozstrzygnięcia przez TSUE – mówi prezes Laskowski.
IK podzieliła argumentację adwokackiego sądu
Izba Karna SN w sierpniu rozstrzygnęła jedną ze spraw dyscyplinarnych skierowanych do niej w ramach omijania Izby Dyscyplinarnej. I oddaliła kasację złożoną przez klientów adwokatów (postanowienie SN z 11 sierpnia 2020 r., sygn. akt I KK 90/19).
Trójce przedstawicieli palestry zarzucono, że nie interesowali się sprawą i nie informowali klientów o postępach w niej. Dwie obwinione były pełnomocnikami z wyboru i ich zaniedbania polegały głównie na nienadzorowaniu działań substytuta, czyli trzeciego obwinionego. Jemu zarzucono dodatkowo, że nie dokonywał na czas czynności procesowych (m.in. nie złożył w terminie zażalenia na częściowe zwolnienie z kosztów), co rodziło negatywne skutki dla pokrzywdzonych.
Sąd dyscyplinarny I instancji ukarał pełnomocnika substytucyjnego zawieszeniem prawa do wykonywania zawodu na dwa lata, jedną z pełnomocniczek – na trzy miesiące, a w stosunku do drugiej ograniczył się do nagany. Jednak orzeczenie to zostało zaskarżone, a sąd odwoławczy uchylił je i umorzył sprawę. Powodem było przedawnienie, gdyż chodziło o działania zakończone w maju 2013 r. (wówczas to sami poszkodowani dowiedzieli się o stanie sprawy dzięki wglądowi w akta).
Pełnomocnik pokrzywdzonych wniósł kasację, która trafiła do Izby Karnej Sądy Najwyższego. Zaskarżył orzeczenie w całości, wskazując na rażące naruszenie prawa. W jego ocenie nieuzasadnione było przyjęcie, iż czyny zarzucane obwinionym nie stanowiły czynów ciągłych, a także – iż nastąpiła zmiana w ich opisie wykraczająca poza ramy skargi, a w konsekwencji, że uległy one przedawnieniu. Argumentował, że w kontekście nieinformowania klientów o przebiegu sprawy i nieinteresowania się sprawą, zaniechanie trwa do wygaśnięcia pełnomocnictwa lub zakończenia postępowania. Zdaniem skarżącego błędne było też uznanie, że zmiana opisu czynu i czasu jego popełnienia odnosząca się do tożsamego zespołu zachowań wyczerpujących znamiona wykroczenia narusza zasadę skargowości.
Pełnomocnik klientów domagał się zmiany orzeczenia sądu II instancji i oddalenia odwołań, ewentualnie ponownego przekazanie sprawy do dyscyplinarnego sądu izbowego. Obrońca obwinionych wniósł o oddalenie kasacji jako oczywiście bezzasadnej. Do tego wniosku przychylił się skład orzekający Sądu Najwyższego. Uznał on za trafne rozumowanie przedstawione w uzasadnieniu orzeczenia adwokackiego Wyższego Sądu Dyscyplinarnego. Jego zdaniem sąd dyscyplinarny I instancji wyszedł poza granice zarzutów sformułowanych we wniosku o ukaranie, przyjmując zarówno dłuższy czas ich trwania, jak i dodając nowe czyny, których nie było w zarzutach.
Po 23 maja 2013 r. (gdy poszkodowani dowiedzieli się z akt o stanie sprawy) działania i zaniechania obwinionych miały inny charakter niż opisany w zarzutach. Inna też była wiedza pokrzywdzonych o całej sytuacji i inne były lub mogły być zamiary obwinionych. Co prawda za działania po tym dniu pokrzywdzeni wytoczyli oddzielne powództwo cywilne i mogły one być przedmiotem kolejnych zarzutów, ale nie można było ich uwzględnić w tym postępowaniu.