To było najprawdopodobniej w 2011 r. Czekałem zestresowany na egzamin z prawa międzynarodowego publicznego. Korytarz mały, studentów wielu. Część siedziała więc na podłodze i wertowała notatki. I nagle wrzask. Okazało się, że krzyczy profesor, jeden z egzaminatorów. Darł się na siedzące na podłodze koleżeństwo. „Studentowi Uniwersytetu Warszawskiego nie wypada siedzieć na podłodze!” – huknął.
Zastanawiałem się wówczas, czy wypada, by studenci tłoczyli się w dusznym korytarzyku, przestępując z nogi na nogę. Odwagi na polemikę zabrakło.
Kilka dni temu dowiedziałem się, że znani przedstawiciele środowiska sędziowskiego uważają, iż sędzia dorabiający podczas urlopu na winobraniu zachował się „niegodnie”.
O sprawie napisał Onet. Sędzia Dariusz Bracisiewicz, prezes Sądu Rejonowego we Włocławku, pojechał na winobranie ze swoją chorą córką. Nie wiedział, czy dziewczyna podoła trudom. Na saksach sędzia zarobił niespełna tysiąc euro. Na dodatkową pracę – podczas urlopu – otrzymał zgodę prezesa sądu okręgowego.
No i teraz zaczyna się zabawa, bo okazuje się, że człowiek, który zachował się normalnie, dał dobry przykład jako ojciec, postąpił zdaniem niektórych niegodnie.
– To jest niegodne sędziego, ja bym takiej zgody nie dał – skomentował w rozmowie z Onetem rzecznik nowej KRS sędzia Maciej Mitera.
– Choć „żadna praca nie hańbi”, jednak wyjazd do pracy dorywczej na „saksy” za granicę, wyłącznie w celu „dorobienia” z pewnością nie idzie w parze z zachowaniem godności zawodu sędziego – skomentował z kolei rzecznik Stowarzyszenia „Themis” sędzia Dariusz Mazur.
Udało się więc sędziemu Bracisiewiczowi coś nadzwyczajnego: zjednoczyć sędziów przeciwnych Zbigniewowi Ziobrze z sędziami Ziobrze sprzyjającymi.
Obstawiam, że sędzia Maciej Mitera za niegodne uważa słuchanie muzyki rozrywkowej. Sędzia bowiem – jak zapewne uważa członek KRS-u – powinien słuchać tylko Mozarta i Bacewicz.
Sędzia Dariusz Mazur z kolei do śniadania zasiada w pantoflach. Spożywa wówczas europejskiego croissanta i popija wodę mineralną z włoskich Alp. Niegodny wykonywania zawodu Bracisiewicz zaś zapewne, uhetany po zbiorze winogron, je jajecznicę w samych gaciach, a z głośników radia leci zwyczajny, pospolity pop.
W ostatnich kilkunastu miesiącach często słyszeliśmy, że sędziowie powinni być blisko ludzi. Ba, że po prostu sędziowie są ludźmi. Wielokrotnie na łamach DGP wspominałem, że nie należy się dziwić, iż któryś sędzia coś ukradł – skoro bowiem w społeczeństwie są złodzieje, wśród sędziów także się znajdą. Wspominałem również, że określenie „pałacowy sędzia” nie powinno być wiązane z tym, w którym sądzie ktoś orzeka, lecz z tym, czy kiedykolwiek mieszkał poza szklarnianymi warunkami. Jeśli bowiem chcemy żyć w sprawiedliwym państwie, sędzia powinien rozróżniać motywacje matki kradnącej, by nakarmić głodne dzieci, od motywacji nastolatka wynoszącego batony ze sklepu dla „fanu”. Dobry sędzia powinien wiedzieć, jakim językiem posługuje się sklepikarz, kierowca czy ślusarz, by umieć z nim rozmawiać i tłumaczyć mu, dlaczego zapadł taki wyrok, a nie inny.
Wydawało mi się, że taką wizję sędziego mieli – przy ogromie różnic między sobą – również panowie Mitera i Mazur. Tymczasem okazuje się, że najważniejsze jest, by przypadkiem ktoś nie pomylił sędziego na urlopie z kimś, kto „niegodnie” zbiera winogrona. Bo, jak wiadomo, miejsce sędziego podczas urlopu jest w operze.