Tragedia w koszalińskim escape roomie postawiła na nogi całą administrację państwową. Premier, minister spraw wewnętrznych oraz szefowie straży pożarnej i policji w świąteczny poranek tłumaczyli, co już zrobiło i co jeszcze zrobi państwo, by zapobiec podobnym zdarzeniom.
Niestety po raz kolejny polityka zwyciężyła z prawem. Wygrała także ze zdrowym rozsądkiem. Podejmowane działania są albo nie na temat, albo wręcz wbrew obowiązującemu nadal prawu. Jakkolwiek zrozumiałe jest, że ze śmierci pięciu nastolatek trzeba wyciągnąć wnioski, to doskonale by było, gdyby wyciągać te sensowne.
Administracja rządowa zleciła przeprowadzenie kontroli we wszystkich escape roomach w Polsce. Szybko okazało się, że wiele z nich nie spełnia podstawowych norm przeciwpożarowych lub sanitarnych. W tym miejscu warto postawić pytanie: jak to się stało, że wcześniej straż pożarna czy sanepid do escape roomów nie docierały? Skoro dopiero teraz dowiadujemy się, że dzieje się w nich tak źle, oznaczać to może, iż dotychczas te przybytki rozrywki były wyłączone poza kontrolny nawias. Nie ma więc powodu do chwalenia rządzących za szereg kontroli i nie ma powodu do chwalenia się jej skutecznością, skoro to efekt wieloletnich zaniedbań.
Część przedsiębiorców i ekspertów oburzył sposób przeprowadzania kontroli. Wydaje się, że słusznie. Generalna zasada głosi bowiem, że sprawdzenie powinno być zapowiedziane na co najmniej 7 dni przed jego dokonaniem. Wejść bez zapowiedzi można w szczególnych przypadkach, jak np. zagrożenie dla ludzkiego zdrowia lub życia. Jakie jednak było bezpośrednie zagrożenie w escape roomie we Wrocławiu z powodu strasznego wydarzenia w Koszalinie? Dla jasności: nie upieramy się przy obowiązywaniu przepisów o zapowiadaniu kontroli, gdyż wiemy, że powoduje to, iż są one mniej skuteczne. Zarazem jednak oczekiwalibyśmy od władzy publicznej, by przestrzegała prawa, na którego uchwalenie miała istotny wpływ.
Minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński, z wyraźnym zażenowaniem, poinformował, że „część escape roomów zostało zarejstrowanych jako zwykła działalność gospodarcza”, zatem „właściciele muszą liczyć się z konsekwencjami prawnymi za spowodowanie zagrożenia zdrowia lub życia”. Pytamy jednak: a jak należało rejestrować escape roomy? Czy przypadkiem w świetle obowiązujących przepisów nie jest to właśnie „zwykła” działalność gospodarcza? Być może powinna być licencjowana. Ale nie jest. Dlatego to nie przedsiębiorcy są winni takiej sytuacji.
Oburza nas, że escape roomy były tworzone w piwnicach jednorodzinnych domów, a nawet w stodołach. Sęk w tym, że to było i jest dopuszczalne przez przepisy. Zdaje się, że to kluczowy kłopot. Działalność gospodarcza w postaci prowadzenia escape roomu w domu lub garażu nie jest obwarowana tak restrykcyjnymi przepisami przeciwpożarowymi jak analogiczna działalność prowadzona w lokalu użytkowym.
Zarazem niepokoją nas deklaracje ministra Brudzińskiego, który uważa, iż należy zmienić przepisy. Tragiczne zdarzenia rzadko kiedy są właściwym paliwem do nowelizowania ustaw. Boimy się, że od stworzenia ustawy escaperoomowej (jak powinna brzmieć definicja legalna escape roomu?) już tylko krok do powołania Narodowego Holdingu Pokojouchodźczego.
Może warto powiedzieć coś niepopularnego: escape roomy co do zasady nie są działalnością, która wiąże się ze szczególnym zagrożeniem dla ludzi. Co więcej, mamy swobodę podejmowania i prowadzenia działalności gospodarczej, a także musimy kierować się zasadą zaufania do przedsiębiorcy – o czym stanowi art. 10 Prawa przedsiębiorców. Nigdy też nie uda się zabezpieczyć przepisami przed każdą działalnością, każdym wypadkiem. Szczególnie gdy pojawiają się coraz to nowsze pomysły, za którymi ustawodawca rzadko kiedy nadąża. Ustawa escaperoomowa byłaby więc dowodem na to, że prawo w Polsce, już i tak tworzone w nadmiernym pośpiechu i bez rozmysłu, tworzone jest także na podstawie jednego przypadku. Jak tragiczny by on nie był, to jednak takie podejście przynosi z reguły więcej złego niż dobrego. Polskie prawo już i tak jest przeładowane ustawami. Tworzymy najwięcej nowych przepisów w Europie. Może więc lepiej uszczelnić te już obowiązujące, skupić się na praktyce stosowania prawa, a nie na jego tworzeniu?
Poza tym może być przecież tak, że uchwalone zostaną przepisy o escape roomach, a kolejna tragedia zdarzy się na kręgielni albo w klubie bilardowym.
Powszechnie za to wiadomo, że najlepszą formą zaufania jest kontrola. Może więc warto zastanowić się przede wszystkim nad usprawnieniem procedur kontrolnych, tak by nie okazywało się, iż w ciągu jednego dnia służby potrafią wykryć setki nieprawidłowości (co świadczy przecież o tym, że te nieprawidłowości były wcześniej, ale nikt ich nie wykrył).
Bardzo boimy się, że szybka i zdecydowana reakcja państwa za miesiąc będzie jedynie wspomnieniem. Kilkadziesiąt escape roomów zostanie zamkniętych, ale na ich miejscu powstaną nowe, już niekontrolowane, bo przecież premier nie wyda osobiście polecenia kontynuowania inspekcji.
Niestety nasz narodowy zapał bywa słomiany. Dowodem na to jest ciąg zdarzeń po zawaleniu się w styczniu 2006 r. hali Międzynarodowych Targów Katowickich. Przez dwa lata wszyscy pamiętali o odśnieżaniu dachów. Dziś – wystarczy rzut oka, by się przekonać – coraz częściej dachy są przykryte tonami śniegu – „bo dach wytrzymały”, „bo śniegu wcale nie tak dużo”. Żyjemy od tragedii do tragedii.