W ubiegłotygodniowym wyroku w sprawie Adama Słomki (skarga nr 6892/12) Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził, że jest niedopuszczalne, aby karę porządkową za zakłócanie przebiegu posiedzenia wymierzał ten sam skład sędziowski, któremu utrudniono pracę. W efekcie przyznał weteranowi podziemia i znanemu kontestatorowi polskiego wymiaru sprawiedliwości 15 tys. euro zadośćuczynienia. Jakie płyną z tego wnioski dla sądów?
Poza stwierdzeniem ograniczenia swobody wypowiedzi trybunał strasburski bardzo mocno wyakcentował kwestię naruszenia prawa do rzetelnego postępowania sądowego. Wynika ono z tego, że sam sposób ukształtowania mechanizmu wymierzania kar porządkowych przez sądy jest de facto wadliwy. I jest to problem strukturalny. Dotyczy kazusu Słomki, ale i każdej innej podobnej sprawy, gdzie sąd, dotknięty jakimś działaniem oskarżonego czy uczestnika postępowania, sam jednocześnie orzeka im karę porządkową. Innymi słowy, orzeka we własnej sprawie. Jak podkreślił ETPC, taka sytuacja powoduje, że nie mamy już do czynienia z sądem bezstronnym. Bezstronność mógłby zagwarantować jedynie taki sąd, który nie jest uwikłany w sprawę.
IRENEUSZ C. KAMIŃSKI, profesor w zakładzie prawa międzynarodowego publicznego Instytutu Nauk Prawnych PAN, były sędzia ad hoc Europejskiego Trybunału Praw Człowieka / DGP
Problem leży więc w przepisach.
Tak, a konkretnie w art. 49 prawa o ustroju sądów powszechnych. Jego obecne brzmienie oznacza, że każdorazowe orzeczenie kary porządkowej będzie z automatu skutkowało naruszeniem przez Polskę art. 6 konwencji. I nie ma znaczenia to, czy była to sankcja maksymalna, czyli 14 dni aresztu, czy lżejsza. Natomiast z pewnością wymierzenie kary pozbawienia wolności będzie miało przełożenie na wysokość zadośćuczynienia zasądzonego skarżącemu. Słomka dostał 15 tys. euro, a jest to bardzo duża suma właśnie ze względu na kumulację naruszeń i dolegliwość sankcji. Nie można naprawić tej wady strukturalnej inaczej niż poprzez nowelizację art. 49. A z tego, co mi wiadomo, w Ministerstwie Sprawiedliwości podejmowano już pewne prace nad zmianą tego przepisu po wyroku w sprawie Lewandowski przeciwko Polsce z 2012 r. Jest już zatem jakiś materiał wyjściowy do nowelizacji.
Z punktu widzenia sądu, którego pracę sparaliżował protestujący uczestnik postępowania, może jednak wydawać się naturalne, że to on wymierza stosowną karę porządkową…
Tak, zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić, przemawiają za tym pewne racje praktyczne. Ale trzeba je skonfrontować z zasadami wynikającymi z konwencji. Te są zaś jednoznaczne: sąd, który zostaje dotknięty działaniami naruszającymi jego cześć, jest sądem, którego obiektywność staje się problematyczna. I to jest argument rozstrzygający. Nie wydaje mi się też, że zmiana przepisów pociągnęła za sobą jakieś problemy organizacyjne. Sprawy naruszenia powagi czy spokoju sądu nie są skomplikowane, nie ma tam też szczególnie rozbudowanego postępowania dowodowego. Rozstrzygnięcia powinny więc zapadać szybko, nawet w ciągu jednego dnia.