– Gdy ginie 65 osób, emocje są ogromne i oczekujemy jako społeczeństwo surowej kary. W przypadku katastrof budowlanych często jednak dochodzi do splotu różnych okoliczności. Musimy pamiętać, że w prawie karnym, by kogoś skazać, trzeba wykazać winę. Coraz rzadziej mówimy, że coś było nieszczęśliwym wypadkiem. A takie przecież się zdarzają – mówił wczoraj w Sądzie Najwyższym adwokat Jan Widacki, obrońca konstruktora hali MTK.
Do sądu trafiło sześć kasacji – prokuratora w stosunku do uniewinnionego przez sąd apelacyjny jednego z menedżerów MTK oraz obrońców, których klienci zostali skazani na kary pozbawienia wolności. Najwyższy wyrok – dziewięć lat pozbawienia wolności – usłyszał konstruktor hali. Zdaniem mec. Widackiego – niesłusznie. Sąd apelacyjny stwierdził bowiem, że Jackowi J. należy przypisać winę umyślną w zamiarze ewentualnym.
– Co oznaczałoby, że konstruktor hali co najmniej godził się na jej zawalenie się. A tak oczywiście nie było. Działał on w przekonaniu o swych odpowiednich, wystarczających kompetencjach. Nawet jeśli to przekonanie było nieuzasadnione, to nie może być mowy o winie umyślnej – stwierdził Jan Widacki.
Płomienną przemowę wygłosił obrońca skazanego na półtora roku pozbawienia wolności Adama H., dyrektora technicznego spółki. Argumentował, że jego klient – mimo dobrze brzmiącej nazwy stanowiska – nadzorował tak naprawdę jedynie ekipę sprzątającą, ogrodników i elektryków. Nie miał więc wpływu na katastrofę. A zarazem robił wszystko, by obiekty były w dobrym stanie. Osobiście zlecił bowiem odśnieżanie dachu hali, mimo że nie otrzymał takiego polecenia od szefostwa.
Skazani w sprawie zostali również były członek zarządu spółki MTK Ryszard Z., rzeczoznawca budowlany Grzegorz S. oraz była inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie Maria K. Ta ostatnia na dwa lata pozbawienia wolności. Jej obrońca przekonywał Sąd Najwyższy, że przypisanie odpowiedzialności karnej (niedopełnienie obowiązków służbowych) kobiecie było niewłaściwe. Nie było bowiem możliwości, by inspektor nadzoru budowlanego ciągle kontrolował stan wszystkich podległych mu obiektów. Stwierdzenie wad konstrukcyjnych hali zaś było zadaniem szalenie trudnym – do dziś przecież spierają się o to fachowcy.
Uniewinniony przez sąd apelacyjny Bruce R., członek zarządu spółki MTK, przekonywał osobiście sąd, że nie jest winny tragicznemu zdarzeniu. Jakkolwiek współczuje ofiarom i ich rodzinom, to nie poczuwa się do popełnienia błędów mogących skutkować odpowiedzialnością karną. Nie było bowiem możliwości – zapewniał Nowozelandczyk – by osobiście zajmował się wszelkimi sprawami spółki, gdy był menedżerem w wielu podmiotach. Zarządzał poprzez przekazywanie uprawnień pracownikom.
Do katastrofy hali MTK doszło w styczniu 2006 r. Wskutek zawalenia się dachu zginęło 65 osób, które brały udział w targach gołębi. Rannych było ponad 140 osób.
Wyrok SN zostanie ogłoszony 29 listopada.