- Mam wrażenie, że wiele osób biorących udział w tej dyskusji nie zdaje sobie sprawy z tego, czym jest niezawisłość sędziowska i co jest jej istotą. Ja nie jestem oczywiście sędzią, ale stając się kandydatem, muszę się poruszać w obrębie takim, jaki niezawisłość sędziowska mi wyznacza. Przypomnijmy, że obejmuje ona nie tylko orzekanie, ale wszystko, co wchodzi w zakres sprawowania urzędu. Ci wszyscy, którzy domagają się teraz ode mnie takich deklaracji, niezależnie od tego, czy robią to z prawej, czy z lewej strony, próbują przeprowadzić test na pewną lojalność polityczną - mówi dr hab. Arkadiusz Radwan adwokat, prezes Instytutu Allerhanda.
W sytuacji ostrego sporu prawno-politycznego wokół Sądu Najwyższego (SN) kandydowanie na urząd sędziego tego sądu wywołuje ogromne kontrowersje. Dlaczego zdecydował się pan na taki krok?
Po pierwsze, stanowisko sędziego SN zwiększy moje możliwości oddziaływania na rzeczywistość – zarówno w czasie pełnienia urzędu, jak i później. Po drugie, obecnie, bardziej niż przez minione lata, realna jawi się możliwość awansu do SN dla osób o silnym poczuciu niezależności albo – jeśli ktoś tak woli – o profilu „umiarkowanie antyestablishmentowym”. Wszyscy ci, którzy słusznie podkreślają potrzebę niezawisłości sędziów od polityków, zdają się pomijać inne silne więzy, np. lojalności grupowej. Po trzecie, i najważniejsze, uważam, że Polska potrzebuje silnych instytucji, w tym cieszących się zaufaniem społeczeństwa sądów. Politycy nie potrafili przez blisko 30 lat przeprowadzić rozsądnej reformy, a sądy nie potrafiły przez ten czas zaskarbić sobie społecznego poparcia. Nie sprawi tego też obecna rewolucja kadrowa, będącą przejawem przejściowej dominacji jednej siły politycznej nad drugą. O trwałości zmian będzie można mówić za jakiś czas – tak naprawdę dopiero po zmianie władzy. Reformy (te trwałe) będą wówczas wynikiem nowego kompromisu, zbudowanego na tym, co nowa władza będzie w stanie zaakceptować ze zmian pozostawionych przez władzę ustępującą i uzupełnionego o to, co będzie mogło być objęte nowym porozumieniem. Obecnie każda ze stron sporu jest przekonana o swojej racji moralnej i uważa, że wygra batalię o przyszłą Polskę. Ja tych perspektyw nie podzielam – uważam, że podziały między Polakami są rzeczywiste i głębokie, a przyszły pomysł na Polskę musi być innowacyjnym sposobem zarządzania różnorodnością i jednocześnie nowym kompromisem co do reguł gry. Myślę, że moja i podobnie mi myślących osób obecność w Sądzie Najwyższym zwiększy, a nie zmniejszy szansę na taki kompromis, choć mam wrażenie, że dziś niewielu prawników potrzebę takiego spojrzenia rozumie...
Nie sposób stracić z pola widzenia zarzutów formułowanych przez środowiska sędziowskie czy szerzej prawnicze, że procedura wyboru sędziów do SN obarczona jest wadą konstytucyjną. Chodzi o to, że obwieszczenie prezydenta o wolnych stanowiskach sędziowskich zgodnie z art. 144 ust. 2 konstytucji wymaga dla swojej ważności kontrasygnaty premiera, czego w tym przypadku zabrakło. Duża część prawników uważa, że osoby, które będą kandydować na podstawie tej niekonstytucyjnej procedury, de facto przykładają rękę do jej łamania.
Gdybym podzielał ten pogląd, tobym nie kandydował. Z punktu widzenia prawnego jest to pogląd mylny.
Powiedział pan, że jednym z głównych powodów, dla których pan kandyduje, jest chęć uzyskania większego wpływu na rzeczywistość. Zastanawiam się jednak, czy pana działalność jako szefa Instytutu Allerhanda nie daje panu szerszych możliwości. Jako jeden z członków składu orzekającego, bez wpływu na przydział spraw, będzie miał pan siłą rzeczy możliwości mniejsze niż obecnie.
Dziękuję za uznanie w stosunku do mojej dotychczasowej pracy na rzecz dobra publicznego. Tym niemniej proszę zważyć, że sprawowanie urzędu sędziego SN można łączyć z pracą naukową. To, co robiłem jako aktywista, zawsze miało podbudowanie akademickie i z tego drugiego członu na pewno nie będę chciał rezygnować. Wiele rzeczy będę mógł robić w dużo większym komforcie. Do tej pory w znacznym stopniu działałem pro bono. Mam nadzieję, że będę mógł kontynuować pracę naukową i społeczną, również w stanie spoczynku. Nie umniejszałbym też tego, jak może na rzeczywistość oddziaływać Sąd Najwyższy, bo wiele orzeczeń ma fundamentalny wpływ na bardzo dużo kwestii. Może nie wszystkie sprawy, szczególnie te rozstrzygane w Izbie Cywilnej, elektryzują opinię publiczną, ale mają znaczący wpływ chociażby na ramy prawne dla biznesu.
Zgadza się, lecz te orzeczenia zapadają kolegialnie.
W razie ewentualnego wyboru będę się starał dochodzić do jak najlepszych konkluzji i przekonywać członków składu orzekającego do swojego stanowiska. Patrząc globalnie, upatruję w tym wszystkim szansy na zwiększenie mojego oddziaływania w sprawach, które uważam za słuszne.
Nie brak też głosów, że tą decyzją postawił się pan po jednej ze stron politycznego sporu.
Sposób wyboru sędziów do Sądu Najwyższego w USA, czy nawet sędziów do naszego Trybunału Konstytucyjnego, również jest upolityczniony. Sądownictwo konstytucyjne z racji swojego usytuowania ustrojowego jest spolityzowane. Sądu Najwyższego to oczywiście dotyczy w znacznie mniejszym stopniu, tym niemniej mamy obecnie do czynienia z potężną polaryzacją polityczną. Gdybym był reżyserem rzeczywistości, pewnie wolałbym, żeby to się wszystko odbywało w spokojniejszym czasie. Ale czasy są, jakie są. Ja się tym różnię od bardzo wielu harcowników z obu stron, że potrafię odłożyć to na bok. Proszę wybaczyć to sformułowanie, ale polaryzacja jest już tak napuchnięta, że rozsądni ludzie tracą rozsądek, a przynależność plemienna dyktuje postawy. Pod moim wpisem w portalu społecznościowym, w którym, w przeciwieństwie do innych kandydatów, ogłosiłem moją kandydaturę i wyłożyłem swoje racje, obserwuję starcie dwóch Polsk. Niezależnie od tego, który pogląd jest słuszny, spór staje się coraz bardziej jałowy z powodów, o których mówiłem wcześniej: głębokiego pęknięcia między Polakami mającego swoje źródło w obrębie wartości… Postawa propaństwowa domaga się teraz innych działań, o czym zresztą publicznie mówię i piszę.
Jak patrzy pan na listę kandydatów, to znajduje pan na niej wiele osób, które zgłosiły chęć wejścia do SN z podobnych co pan pobudek?
Ja się za innych kandydatów nie będę wypowiadał.
Chodzi mi o to, czy pan ze swoimi dobrymi intencjami i chęcią działalności propaństwowej nie będzie osamotniony albo choćby w mniejszości?
Magazyn z 3 sierpnia 2018 / Dziennik Gazeta Prawna
Nie chcę komentować innych nazwisk, ale zdarzało mi się w swoim życiu być w mniejszości i taka perspektywa mnie nie przeraża.
To co pan odpowie, gdy padnie pytanie o to, kto jest I prezesem SN?
Mam wrażenie, że wiele osób biorących udział w tej dyskusji nie zdaje sobie sprawy z tego, czym jest niezawisłość sędziowska i co jest jej istotą. Ja nie jestem oczywiście sędzią, ale stając się kandydatem, muszę się poruszać w obrębie takim, jaki niezawisłość sędziowska mi wyznacza. Przypomnijmy, że obejmuje ona nie tylko orzekanie, ale wszystko, co wchodzi w zakres sprawowania urzędu. Ci wszyscy, którzy domagają się teraz ode mnie takich deklaracji, niezależnie od tego, czy robią to z prawej, czy z lewej strony, próbują przeprowadzić test na pewną lojalność polityczną. To ewidentnie ignoruje pojęcie niezawisłości sędziowskiej. W USA podczas wielogodzinnych przesłuchań przed Senatem żaden rozsądny kandydat nie odpowie na żadne pytanie, które wchodziłoby w materię jego niezawisłości. Dotyczy to zwłaszcza kwestii światopoglądowych, ocen prawnych zapadłych wcześniej rozstrzygnięć czy wszelkich kwestii, które by mogły wchodzić w zakres urzędowania przyszłego sędziego. Jestem zwolennikiem transparentności. Jako bodaj jedyny kandydat sam ujawniłem moją kandydaturę i publicznie wyjaśniłem motywy. Oczekuję jednak od obserwatorów i uczestników procesu selekcji zrozumienia oraz poszanowania zasady niezawisłości.
Arkadiusz Radwan, prezes Instytutu Allerhanda, profesor na Uniwersytecie Witolda Wielkiego w Kownie, profesor nadzwyczajny w Społecznej Akademii Nauk w Łodzi i profesor wizytujący na kilku uniwersytetach zagranicznych. Wcześniej pracownik naukowy m.in. Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, Uniwersytetu w Hamburgu, Uniwersytetu Nowojorskiego, Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ekspert m.in. Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego do spraw prawa spółek. Dwukrotnie (w 2013 r. i 2015 r.) uznany przez DGP za jednego z 50 najbardziej wpływowych prawników w Polsce. Zgłosił swoją kandydaturę na sędziego SN