Organizacje obywatelskie, także te skupiające prawników, są niezbędnym elementem prawdziwej demokracji. Zmasowany atak, jaki na nie przypuścił obóz władzy, tylko po części jest sprawą przypadku
W tym miesiącu w mojej rubryce „Okiem obywatela” postanowiłem napisać trochę więcej o organizacjach obywatelskich, tych działających w obszarze prawa, tych współpracujących z prawnikami i tych tworzonych przez samych prawników. Do poruszenia tematu tak mi bliskiego – bo całe życie zawodowe spędziłem w takich organizacjach – a nie kolejnego tekstu o ataku władzy na sądy i ich niezależność (właśnie usłyszałem, że z porządku obrad Sejmu spadł projekt zmian ustawy o ustroju sądów powszechnych, a do Polski wybiera się specjalny sprawozdawca Narodów Zjednoczonych ds. Niezawisłości Sędziów i Prawników Diego García-Sayán) skłania mnie dyskusja, jaka się przez Polskę ostatnio przetacza: nad ideą działalności organizacji obywatelskich (czy powinna to być tylko działalność woluntarystyczna czy zawodowa i płatna), nad relacjami państwo – organizacje obywatelskie (pod koniec 2016 r. powstał projekt ustawy o Narodowym Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego), nad finansowaniem organizacji (z „podejrzanych” źródeł prywatnych czy z publicznych?), nad przejrzystością ich działania itp. Prócz dyskusji (które dotyczą nie tylko Polski, lecz toczą się w kilku krajach) są też ataki, próby ograniczania działalności, epitety, kampanie medialne skierowane przeciwko tym organizacjom i powodujące spadek zaufania do nich. Warto zatem o organizacjach rozmawiać.
Odrobina terminologii
Dla takich organizacji używa się wielu nazw. Mnie najbliższa jest nazwa „organizacje obywatelskie” (po angielsku CSOs – civil society organizations), która powoli (mam nadzieję, że skutecznie) wypiera „organizacje pozarządowe” (z angielskiego NGOs-y, czyli Non Governmental Organizations). Lepiej się bowiem odwoływać do obywatelskości ich działań, a nie definiować na zasadzie przeciwieństwa do rządu (choć już nazwa QUANGO ma sens – to quasi-autonomiczne pozarządowe organizacje, trochę udające niezależne, ale de facto tworzone przez instytucje publiczne, z publicznych środków). Mówimy także czasem o organizacjach społecznych czy organizacjach trzeciego sektora – organizacjach non profit (sektor pierwszy jest publiczny, a drugi to sektor prywatny/komercyjny).
W Polsce to najczęściej fundacje i stowarzyszenia. Czym się zajmują i czy są potrzebne, pożyteczne? Przedstawione poniżej informacje to raczej osobiste wrażenia i własne opinie, a nie wynik badań. Nie sposób napisać o wszystkich organizacjach, więc siłą rzeczy wspomnę o tych kilku, różnego rodzaju, których działania znam osobiście (co rzecz jasna bardzo ogranicza temat, bo jest w skali kraju wiele wartych uwagi i pochwały organizacji, a perspektywa warszawska nie wystarcza dla opisania fenomenu ich działania).
Prawnicy – obywatele
Mamy zatem organizacje zrzeszające samych prawników. Dość specyficzne są stowarzyszenia sędziowskie, jak SSP Iustitia, Stowarzyszenie Sędziów Themis czy dwa stowarzyszenia sędziów rodzinnych. Specyfika ta wynika z faktu, że sędziowie nie mają prawa tworzenia związków zawodowych, de facto nie mają swojego samorządu zawodowego z prawdziwego zdarzenia, czują więc potrzebę wspólnych działań na rzecz własnej grupy zawodowej, ale i wymiaru sprawiedliwości i obywateli. Podejmują różne działania wykraczające poza reprezentowanie sędziów, ostatnio mocno angażują się w tworzenie ekspertyz i opracowywanie opinii prawnych o projektach zmian ustawodawczych. Mnie bardzo bliskie są projekty dotyczące edukacji obywateli, jak stworzona przez Iustitię „Apteczka Prawna – Lex bez łez” czy seminaria poświęcone Karcie Praw Podstawowych UE lub prawu antydyskryminacyjnemu współorganizowane przez Themis. Organizacje te utrzymują się w dużej mierze (bywa że wyłącznie) ze składek członków, a praca wykonywana przez wielu działaczy jest społeczna.
Inny rodzaj organizacji to takie, dzięki którym prawnicy różnych specjalności mogą działać społecznie. W Stowarzyszeniu im prof. Zbigniewa Hołdy (StowarzyszenieHolda.pl) działa kilkudziesięciu prawników i prawniczek – od sędziów, adwokatów, radców prawnych, notariuszy po akademików, prawników z organizacji obywatelskich czy instytucji publicznych (jak Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich). To duża wartość, że prawnicy wykonujący różne zawody mają możliwość spotkania i wspólnego działania – nie ma bowiem w Polsce takiej silnej tradycji, sporo jest za to środowiskowych napięć, waśni, pretensji. Stowarzyszenie prowadzi kilka projektów skierowanych do swoich członków – jak cykl „Lektury prof. Hołdy”, w ramach którego odbywają się dyskusje na temat ciekawych książek – i projekty skierowane na zewnątrz. Dwa najważniejsze to turniej konstytucyjny dla studentów i aplikantów adwokackich i radcowskich (ostatnie finały odbyły się w grudniu 2016 r. w siedzibie TK, pewnie nieprędko odbędą się tam kolejne...) oraz Tydzień Konstytucyjny, którego kolejna edycja jest właśnie organizowana. Do projektu, który miał już dwie odsłony i polega na tym, że wyposażeni w szczegółowy scenariusz prawnicy idą do szkół, by w ciekawy, interaktywny sposób (w tym poprzez symulację procesu przed TK) uczyć o konstytucji, zgłosiło się już w tej edycji prawie 400 prawników wolontariuszy z całego kraju. Zajęcia będą prowadzone w szkołach ponadpodstawowych od 28 maja do 4 czerwca i tym razem prócz konstytucji poświęcone będą roli niezależnych sądów. Inicjatywie patronują dr Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, i prof. Ewa Łętowska. Serdecznie zachęcam wszystkich prawników do udziału w tym projekcie i kolejnych jego odsłonach. Stowarzyszenie opiera się na aktywności wolontariackiej prawników, a środki czerpie ze składek członkowskich i darowizn od kancelarii prawnych. To organizacje członkowskie – działają w nich osoby, które robią to obok swojej podstawowej działalności. Inne, by realizować swoje cele, muszą zatrudniać pracowników, i choć często dodatkowo współpracują z prawnikami z zewnątrz (czy to na zasadach wolontariatu, jak programy prowadzenia licytacji strategicznej, czy odpłatnie, jak niektóre ekspertyzy i opinie), ich podstawowa działalność jest prowadzona i koordynowana przez stały personel. Organizacje te mają różny charakter, podejmują działania charakterystyczne dla think tanków (prowadzą badania, opracowują ekspertyzy, opinie, organizują konferencje i seminaria), dla watchdogów, czyli po polsku organizacji strażniczych, które przyglądają się działaniom władzy. Prowadzą dla różnych grup odbiorców działania edukacyjne, podnoszące świadomość społeczną na różne tematy (np. kampanie społeczne). W rzeczywistości w Polsce wiele spośród organizacji zajmuje się tymi działaniami jednocześnie, przeplatają się one na co dzień, część programów ma charakter ekspercki, część badawczy, inna monitoringowy czy edukacyjny.
Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego działa w obszarze dyskryminacji, Panoptykon zajmuje się prawem do prywatności i życiem w społeczeństwie nadzorowanym, Sieć Obywatelska Watchdog Polska korzysta z narzędzia, jakim jest dostęp do informacji publicznej w celu kontroli władzy, Fundacja Court Watch Polska zajmuje się obserwacją procesów sądowych i edukacją o sądach. Są organizacje o szerszym obszarze działania, jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka zajmująca się ochroną praw człowieka, Instytut Allerhanda działający w wielu obszarach prawa, INPRIS, który zajmuje się m.in. procesem legislacyjnym, sądownictwem i dostępem do prawa. Jest wiele organizacji reprezentujących konkretne grupy społeczne, kobiecych, zajmujących się prawami dzieci, ojców, przedsiębiorców, w tym organizacje reprezentujące osoby, którym pomagają w procedurach prawnych (jak Centrum Praw Kobiet, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, Stowarzyszenie Interwencji Prawnej itp.).
Organizacje ożywiają także społeczności lokalne, rozwijają partycypację społeczną, wspierają obywateli w różnych konsultacjach, w tym w ramach procesu legislacyjnego. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele działań podejmują i jak często korzystamy z ich dorobku. Zarówno bezpośrednio, kiedy np. bierzemy udział w organizowanym przez PTPA szkoleniu dla prawników na temat stosowania prawa antydyskryminacyjnego, jak i pośrednio, kiedy to organizacje sprawują w naszym – obywateli – imieniu społeczną kontrolę nad rządzącymi.
Czy zatem są potrzebne, przydatne, pożyteczne, dla obywateli, dla państwa? Czy potrzebna jest społeczna kontrola władzy? Czy potrzebna jest reprezentacja interesów różnych grup społecznych, w tym mniejszości i grup zmarginalizowanych? Czy potrzebujemy forum dla społecznej działalności, która jednym służy pomocą, a drugim daje satysfakcję, że mogą pomagać? Czy warto pobudzać do działania społeczeństwo, czy warto pracować nad innowacyjnymi rozwiązaniami (które się często w organizacjach pojawiają), wypełniać niektóre zadania publiczne w zdecentralizowany sposób poprzez organizacje wyspecjalizowane w pewnych obszarach znacznie bardziej niż agendy publiczne? Każdy na te pytania musi odpowiedzieć sobie sam. W krajach demokratycznych organizacje obywatelskie są jednak stałym elementem krajobrazu społecznego.
Podejrzany świat
Co się więc stało w Polsce, że organizacje obywatelskie znalazły się na celowniku władzy i mediów publicznych? Dlaczego państwowa telewizja poświęciła im całą serię programów, pokazując „podejrzane” powiązania różnych związanych z nimi ludzi? Myślę, że zadziałały dwa powody. Pierwszy to przypadek: organizacje stały się celem ataku politycznego, bo działały w nich dzieci osób z politycznego świecznika. Drugi powód jest znacznie poważniejszy. Organizacje zostały zaatakowane, ponieważ niektóre z nich patrzą władzy na ręce, a nawet ją krytykują. To, co dla wszystkich rządów od 1989 r. było ich normalną rzeczywistością (choć żaden z nich tego nie lubił, to oczywiste), czyli kontrola prowadzona przez organizacje, w tym np. raportowanie do organizacji międzynarodowych w ramach tzw. shadow reportów, w przypadku obecnej większości stało się dowodem zdrady, donoszeniem na własny kraj. Targowicą. Mamy z tą retoryką od dawna do czynienia w Rosji, od kilku lat na Węgrzech, a od niedawna w Polsce i na Słowacji. W państwach, w których politycy odwołują się do demokracji nieliberalnej, organizacje takie krytykuje się jako przywiązane do wartości demokracji liberalnej, a tym samym wrogie i zagrażające. Przypina się im także łatkę agentów obcych państw – w Rosji prawo o tzw. obcych agentach uchwalono kilka lat temu, na Węgrzech jest dyskutowane, a w Polsce (zresztą nie tylko, to stały motyw ataku na organizacje) za synonim oplatających państwo obcych macek służy finansista i filantrop George Soros oraz założona przez niego prawie 30 lat temu Fundacja Batorego.
Wszystko kosztuje
Działalnie oczywiście kosztuje. Kultura filantropii w udziale w tego typu projektach rodzi się w Polsce powoli (być może obecne ataki na organizacje, które pomagają w uświadomieniu sobie ich roli, staną się zaczynem zmiany, na razie wolimy wydawać na pomoc humanitarną).
Przez wiele lat, od początków transformacji, korzystaliśmy z przeróżnych dostępnych środków, w tym wielkich prywatnych fundacji amerykańskich, które finansują działania na rzecz demokracji i rządów prawa, jak Fundacja Forda czy Open Society Institute George’a Sorosa, lecz również kanadyjskich, skandynawskich, fundacji politycznych z Niemiec. Sytuacja zmieniła się po wejściu do Unii Europejskiej, kiedy wielu dotychczasowych donatorów uznało, że finansowanie powinny przejąć fundusze wewnętrzne, w tym unijne, oraz że udział kraju w unijnym klubie oznacza, że udało się w nim wiele osiągnąć, że sobie poradzi i można się skupić na pomocy komu innemu. Wiele osób ze świata polityki i mediów, w tym tych obecnie atakujących organizacje, wiele osób ze świata nauki, przedsiębiorczości i różnych dziedzin życia, korzystało ze wsparcia tych fundacji. Najlepszym, acz karykaturalnym przykładem jest Victor Orban, który jako młody polityk kształcił się m.in. dzięki środkom George’a Sorosa, a dzisiaj walczy ze stworzonym z jego funduszy Uniwersytetem Środkowoeuropejskim i zajmującymi się prawami człowieka organizacjami obywatelskim krytykującymi działania władzy, jak Węgierski Komitet Helsiński, odpowiednik naszej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Jednym ze sposobów ograniczania działań organizacji jest zmniejszanie dostępu do finansowania ze środków publicznych. Są bowiem pieniądze przeznaczone na działania społeczeństwa obywatelskiego. Rządzący w Polsce, posługując się nieprawdziwymi informacjami, starają się przekonać społeczeństwo, że pewnych organizacji – rzekomo pupilków poprzedniej władzy – nie należy finansować, że trzeba wspierać organizacje dotąd dyskryminowane lub nowe. Zamiast oceny merytorycznej, stosuje się ocenę polityczną. Uzasadniając negatywną ocenę strategiczną wystawioną trzem na około 1 tys. organizacji w ramach Funduszu Inicjatyw Obywatelskich (FIO), minister Elżbieta Rafalska powiedziała, że nie musi być tak, że organizacje finansowane przez ostatnie osiem lat (czytaj: w czasie rządów PO i PSL) powinny nadal uzyskiwać środki. Tylko że we wszystkich trzech przypadkach była to nieprawda, bo jedna z tych organizacji nie otrzymała nigdy wsparcia z FIO, a dwie dostały tylko raz, kilka lat temu.
Sposobem na regulowanie dostępem do środków jest w opinii wielu zamysł stworzenia Narodowego Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Centrum, które wedle pomysłu autorów miałoby w jednym ręku skupiać różne fundusze przeznaczone dla sektora obywatelskiego i nimi tą ręką dysponować.
Szerokiej publiczności umyka zapewne trwający właśnie poważny spór pomiędzy polskim i norweskim rządem. Tak zwane Fundusze Norweskie i Fundusze Europejskiego Obszaru Gospodarczego (odpowiednik funduszy unijnych przekazywanych przez Norwegię, Islandię i Liechtenstein), w znakomitej większości przekazywane rządom, mają także część przeznaczoną dla organizacji obywatelskich. Darczyńcy chcą jednak, by tymi środkami dysponowała niezależna od rządu organizacja, a projekty oceniali niezależni eksperci. Polski rząd chce te środki przejąć i sam nimi rozporządzać. Krytykuje jednocześnie ich wcześniejszą dystrybucję, atakując na przykład (patrz: wypowiedzi wicepremiera Glińskiego) jeden z pięciu priorytetów programu. Podejrzenia rządu i mediów publicznych wzbudziło sformułowanie „przeciwdziałanie wszelkim formom dyskryminacji”. Inne priorytety to „angażowanie obywateli w tworzenie lokalnych polityk”, „zachęcanie do sprawowania kontroli obywatelskiej”, „wsparcie grup narażonych na wykluczenie społeczne” i „wzmocnienie trzeciego sektora”. To dla nas interesujące choćby dlatego, że w ramach tego właśnie priorytetu zrealizowano ciekawe projekty dla prawników w zarządzanym przez Fundację im. Stefana Batorego programie „Obywatele dla demokracji”. Dajmy trzy przykłady. Projekt PTPA „Prawnicy na Rzecz Równości. Lokalne platformy współpracy”, w którym PTPA nawiązało współpracę z okręgowymi radami adwokackimi oraz okręgowymi izbami radców prawnych. Projekt zawierał element edukacyjny – szkolenia dla prawników z prawa antydyskryminacyjnego i został podsumowany dostępną w internecie publikacją „Pro bono dla równości. Współpraca samorządów prawniczych i organizacji pozarządowych” (red. K. Kędziora, 2016). Inny projekt, prowadzony przez Themis i Inpris, polegał m.in. na organizacji w różnych okręgach seminariów, podczas których o stosowaniu przepisów antydyskryminacyjnych (w tym o roli organizacji społecznych w postępowaniach sądowych) rozmawiali sędziowie, przedstawiciele różnych lokalnych instytucji, które zajmują się przeciwdziałaniem dyskryminacji, i organizacji obywatelskich. Wreszcie kolejny projekt prowadzony przez Helsińską Fundację Praw Człowieka, który polegał na opracowaniu zainspirowanej podobnymi publikacjami w Anglii i Australii publikacji „Równe traktowanie uczestników postępowań. Przewodnik dla sędziów i prokuratorów” (red. D. Pudzianowska, J. Jagura, 2016), która jest także dostępna w internecie i służy pomocą wielu praktykom. W tworzeniu tego przewodnika uczestniczyli sędziowie, prokuratorzy oraz praktycy z instytucji związanych z wymiarem sprawiedliwości.
Warto wspomnieć, że podobne projekty nie powstają w warunkach, w których organizacje dysponowałyby wielkimi funduszami wedle uznania. Każdy wydatek musi być zaplanowany w złożonym formularzu konkursowym, zaakceptowany i szczegółowo rozliczony. Darczyńcy, czy to organizacje prywatne, czy publiczne, bardzo szczegółowo kontrolują działalność organizacji obywatelskich i każdy, kto miał do czynienia z takimi projektami, wie, jak trudno fundusze zdobyć, jak dobrze trzeba być przygotowanym i jak skrupulatnie trzeba wszystko rozliczać. Oczywiście, jak to w życiu, zdarzają się także raz na jakiś czas skandale, które bardzo środowisko bolą, bo kładą się cieniem na działalność innych.
Na koniec podziękowania i apel. Podziękowania dla tych wszystkich, którzy doceniają rolę organizacji obywatelskich i kibicują ich działalności. Dla tych, którzy sami podobne działania podejmują czy je wspomagają, poświęcając swoje umiejętności i czas. I wreszcie dla tych, którzy wspierają organizacje finansowo. Jeśli chcemy, by były niezależne, by dobrze pełniły swoją misję, wybierzmy sobie organizację nam bliską i wspierajmy. Czy to przy okazji 1 proc. podatku, czy poprzez darowizny na działalność pożytku publicznego, które zresztą można odpisać w rocznym zeznaniu (obdarowana organizacja nie musi posiadać statusu OPP). Najważniejsze dla funkcjonowania tych organizacji nie są darowizny jednorazowe, lecz nawet po 10 zł, ale przekazywane regularnie. Takie środki pomogą organizacjom przeżyć w trudnych czasach. Wiele informacji o działaniu organizacji można znaleźć na ich stronach internetowych czy wspólnym, branżowym portalu Ngo.pl. Zachęcamy do współpracy!
Łukasz Bojarski, prezes INPRIS – Instytutu Prawa i Społeczeństwa, były członek Krajowej Rady Sądownictwa powołany przez prezydenta RP (wrzesień 2010 – wrzesień 2015) / Dziennik Gazeta Prawna