Ledwie co trzeci wniosek o udostępnienie informacji o internautach z naszego kraju jest pozytywnie rozpatrywany przez technologicznych gigantów. O 1071 osób zapytały Facebooka polskie służby w 2015 r. Portal Marka Zuckerberga zgodził się ujawnić dane 395 osób.
Ledwie co trzeci wniosek o udostępnienie informacji o internautach z naszego kraju jest pozytywnie rozpatrywany przez technologicznych gigantów. O 1071 osób zapytały Facebooka polskie służby w 2015 r. Portal Marka Zuckerberga zgodził się ujawnić dane 395 osób.
/>
W tym samym czasie na celownik naszych śledczych trafiło 1417 użytkowników Google’a, a dokładniej jego usług, takich jak YouTube, Gmail czy Google+. Ale firma z Mountain View zgodziła się udostępnić dane tylko 402 osób. Na 279 wniosków skierowanych do Microsoftu właściwie w ogóle nie było pozytywnych odpowiedzi, a przynajmniej nie jeżeli chodzi o dane szczegółowe. Jedyne, na co ta korporacja wydała zgodę, to ujawnienie podstawowych danych dotyczących ruchu. Miało to miejsce w przypadku blisko 130 użytkowników. Do Apple’a zaś skierowano przez cały 2015 r. tylko 40 wniosków o kontrolę urządzeń, na których były umieszczone jakieś konkretne dane. Producent iPhone’a ujawnił je w 22 przypadkach.
Łatwo policzyć, że do największych firm technologicznych w 2015 r. polskie służby zgłosiły się łącznie w sprawie nieco ponad 2,9 tys. osób. Udało się zdobyć informacje średnio w zaledwie co trzecim przypadku.
Nie tylko polscy śledczy mają podobne problemy. Jak wynika z raportów przejrzystości publikowanych przez największe korporacje, wcale nie jest tak, że wszystkie wnioski od rządów są rozpatrywane pozytywnie. Ale mimo to wyniki innych państw Unii pod tym względem prezentują się lepiej niż te uzyskiwane przez Polskę. W drugiej połowie 2015 r. współczynnik uzyskania danych od Google’a dla Finlandii wyniósł imponujące 72 proc. (na taki odsetek zapytań udzielono odpowiedzi), dla Niemiec 57 proc., a Hiszpanii – 52 proc. W przypadku Facebooka statystyka wygląda następująco: 52 proc. dla Włochów, 69 dla Irlandii, a dla Węgier – 40 proc.
– Amerykańskie korporacje są niechętne ujawnianiu przechowywanych przez siebie danych, bo obawiają się oskarżeń o wydawanie własnych użytkowników. Wprowadzają więc ostre warunki ich udostępniania. Na tyle ostre, że nasi śledczy mają problem z ich spełnieniem – mówi nam ekspert ds. praw autorskich uczestniczący w omawianych procedurach. – Problemem jest też brak kadr operujących dobrym angielskim czy znających kruczki amerykańskiego prawa – dodaje ekspert.
Rzeczywiście nawet wśród prokuratorów nie ma wielu wyspecjalizowanych w takich zadaniach. W każdej jednostce okręgowej pracuje ledwie jeden – dwóch śledczych zajmujących się tego typu wnioskami. Za skoordynowanie ich przesyłania do USA odpowiada Biuro Współpracy Międzynarodowej w Prokuraturze Krajowej. Ale bezpośrednio przekazuje je resort sprawiedliwości.
Ścieżka, jaką taki wniosek musi przejść, jest długa. Adresatem jest Departament Sprawiedliwości USA, a konkretnie jego jednostka Criminal Division, której podlega Cybersecurity Unit z zajmującym się takimi sprawami wyspecjalizowanym zespołem Computer Crime and Intellectual Property Section. Dopiero przez ten stosunkowo skomplikowany układ kompetencji urzędników i śledczych wnioski z Polski trafiają do konkretnej firmy.
– W wyjątkowych sprawach, np. gdy istnieje zagrożenie utraty dowodów, gdy sprawa jest związana z tak poważną kwalifikacją, jak zabójstwo czy porwanie, albo gdy mamy do czynienia z przestępczością zorganizowaną, można takie wnioski, uprzedzając przekaz formalny, wysyłać drogą elektroniczną bezpośrednio z Prokuratury Krajowej – zdradza prokurator Piotr Radomski z PK, specjalizujący się w sprawach amerykańskich.
Tłumaczy, że są dwa największe utrudnienia w tych działaniach. – Po pierwsze w przeciwieństwie do Polski, gdzie firmy są zobowiązane przechowywać dane przez ustawowo określony czas, w Stanach jest to decyzja wewnętrzna korporacji. Przykładowo Facebook przechowuje informacje tylko przez rok, a to czasem przy skomplikowanych postępowaniach za krótko – wyjaśnia prokurator. I dodaje, że druga kwestia to wymogi „probable cause”, czyli „uzasadnionego podejrzenia” w rozumieniu amerykańskiego prawa. – Amerykanie oczekują jednoznacznego wykazania, że doszło do popełnienia przestępstwa oraz że dane mają bezpośredni wpływ na śledztwo. Zdarza się, że – z różnych powodów – nasze uzasadnienia nie spełniają amerykańskich wymogów – dodaje prokurator Radomski.
Podobnie wygląda sytuacja w policji. W niej za kontakty z zagranicznymi korporacjami odpowiedzialne jest Biuro Międzynarodowej Współpracy działające przy KGP. – Dla nas główną przeszkodą w uzyskiwaniu informacji od zagranicznych podmiotów jest brak zunifikowanych przepisów prawnych na płaszczyźnie międzynarodowej – wyjaśnia asp. Wioletta Szubska z KGP.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama