Czeka nas długa droga przekonywania do mediacji. Ale jeśli naprawdę ma nastąpić istotna zmiana, mediacja powinna znaleźć się w programie studiów, bo przyszli prawnicy i przedsiębiorcy nie mogą dowiedzieć się o niej z gazet - pisze r. pr. Maciej Bobrowicz.

Przyciągnął mnie tytuł publikacji „Sędziowie powinni rozstrzygać tylko najważniejsze spory” (Prawnik z 26 lipca 2016 r.). Pomyślałem, że to artykuł o brytyjskim wymiarze sprawiedliwości. A kiedy okazało się, że to wywiad z sędzią Rafałem Puchalskim zapowiadającym, że będzie „zajmować się wdrożeniem mediacji”, uważa ją bowiem za jedyny skuteczny sposób na załatwienie rosnącej lawiny spraw sądowych, stwierdziłem, że tak entuzjastycznych słów na temat mediacji padających z ust urzędnika Ministerstwa Sprawiedliwości chyba jeszcze nie słyszałem. To po pierwsze.
Po drugie: wiadomo, że w Sejmie znajduje się ustawa o pozasądowym rozwiązywaniu sporów konsumenckich. Będzie miała ona zastosowanie do krajowych i transgranicznych sporów dotyczących zobowiązań wynikających z umów sprzedaży lub innych umów zawieranych z konsumentami przez przedsiębiorców mających siedzibę w Polsce – w przypadku nieuwzględnienia reklamacji złożonej przez konsumenta przedsiębiorca będzie musiał poinformować go o możliwości mediacji (i innych sposobach rozwiązania sporu) oraz zadeklarować, czy wyraża na nią zgodę.
Po trzecie: w kodeksie postępowania administracyjnego też pojawi się niebawem mediacja. Będzie mogła być przeprowadzona w każdym przypadku, o ile charakter sprawy na to pozwoli. Znajdzie zastosowanie (jak podano w uzasadnieniu projektu) w sprawach: w których występuje wielość stron, w których może być zawarta ugoda, w których organ ma zamiar wydać decyzję na niekorzyść adresata i może się spodziewać odwołania (organ będzie wówczas także stroną mediacji), w których wniesiony został środek odwoławczy od orzeczenia wydanego w pierwszej instancji (organ będzie wówczas stroną mediacji), wreszcie, w których może być zawarta umowa administracyjna (w tym przypadku organ też będzie stroną mediacji).
Po czwarte: pamiętać należy, że od 1 stycznia mamy nowe przepisy k.p.c., które zmieniły zasadniczo pozycję mediacji w systemie wymiaru sprawiedliwości.
Po piąte: tu i ówdzie słychać, że niebawem przyjdzie czas na prawo pracy – bo niby dlaczego ma być ono wyjątkiem (mogę wyobrazić sobie rozwiązanie, iż na wniosek pracownika pracodawca będzie musiał wyrazić zgodę na mediację). Być może w podejściu do mediacji w Polsce następuje jakiś przełom. Może jesteśmy świadkami pewnego bardzo ważnego momentu w podejściu do rozwiązywania sporów.
Jeśli tak, to dopiero początek, bo czeka nas długa droga przekonywania do mediacji. Ale jeśli naprawdę ma nastąpić istotna zmiana, mediacja powinna znaleźć się w programie studiów, bo przyszli prawnicy i przedsiębiorcy nie mogą dowiedzieć się o niej z gazet.
Zresztą wszystko tak naprawdę zaczyna się jeszcze wcześniej, bo to w szkołach kształtują się przekonania przeszłych obywateli na temat postępowania ze sporem. Są już w Polsce placówki uczące mediacji rówieśniczej, w której dzieci są mediatorami. Dlaczego nie biorą z nich przykładu wszystkie szkoły? Nie zrażam się twierdzeniami, że „u nas jest to niemożliwe”, bo przypominam sobie kpiące i lekceważące komentarze decydentów politycznych (i nie tylko) sprzed 15 lat, że w Polsce mediacja nigdy się nie pojawi i nigdy się nie uda. Na szczęście stało się inaczej.
PS Miałem postawić kropkę i zakończyć felieton. Postanowiłem jednak dopisać jeszcze jedną myśl. A może warto zastanowić się, jak zaimplementować instytucję mediacji do radcowskich postępowań skargowych i dyscyplinarnych? Przecież wielu naszych klientów po prostu nie wie, że umowa, jaką zawierają z radcą, jest umową starannego działania, a nie rezultatu. Gdyby sobie wyobrazić, że jest to możliwe, z całą pewnością niektóre postępowania dyscyplinarne nigdy się nie wydarzą.