Uważam, że właśnie teraz mamy największą szansę na wykorzystanie przychylności kierownictwa resortu w kwestii propozycji usprawniających postępowania sądowe – mówi sędzia Rafał Puchalski.
Przez lata bronił pan wymiaru sprawiedliwości i reprezentował interesy sędziów, m.in. jako członek zarządu Stowarzyszenia Iustitia. Teraz stanął pan po stronie rządu, i to takiego, który uzurpuje sobie prawo dyscyplinowania sędziów. Jak się pan z tym czuje?
Byłem sędzią i nadal nim pozostaję. Z racji wykonywanego zawodu, którego najważniejszym zadaniem jest wymierzanie sprawiedliwości, jestem osobą apolityczną. Przez długi czas w istocie bardzo aktywnie działałem na rzecz środowiska sędziowskiego i mam zamiar to kontynuować. Jedyna różnica to miejsce, w którym będę się tym zajmować. Nie uważam, żebym był uprawniony do oceny politycznych działań poszczególnych rządów, ale mam prawo do merytorycznej krytyki propozycji zmian forsowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Pamiętam zresztą, że kiedy jako przedstawiciel Iustitii brałem udział w pracach sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka w poprzedniej kadencji, negatywnie wypowiadałem się na temat części rozwiązań projektu nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych proponowanych przez rząd. Powoływałem się wtedy na orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego, ale pomimo protestów sędziów projekt USP uchwalono w kształcie proponowanym przez resort. To wówczas z ust przewodniczącego komisji usłyszeliśmy stwierdzenie: „przecież musimy mieć nad wami kontrolę”. Dlatego wolałbym się skupić na możliwościach, jakie daje mi obecna delegacja do Ministerstwa Sprawiedliwości.
/>
Jakie możliwości ma pan na myśli?
Moim priorytetem będzie próba zdobycia jak najszerszego poparcia dla wszystkich reform, które przyczynią się przede wszystkim do usprawnienia pracy sędziów, odciążą moje środowisko od niepotrzebnych czynności, zmniejszą kognicję sądów oraz doprowadzą do niezbędnych zmian w strukturze sądownictwa.
Zapytam konkretniej: co pan będzie robił w Ministerstwie Sprawiedliwości?
Na wstępie muszę zaznaczyć, że będę tylko częścią już świetnie funkcjonującego zespołu, którego cele w pełni popieram. Będę się w nim zajmował wdrażaniem na szeroką skalę systemu mediacji, jednej z form pozasądowego rozwiązywania sporów. Uważam, że jest to jedyny skuteczny sposób na załatwienie rosnącej lawiny spraw sądowych. Moja praktyka orzecznicza uświadomiła mi, że tylko ograniczenie kognicji sądów oraz korzystanie z pozasądowych metod pozwoli grupie 10 tys. sędziów skutecznie opanować 15 mln spraw wpływających co roku do sądów.
O rosnącej lawinie spraw sądowych mówi się od lat. Nikt dotąd nie poradził sobie z tym problemem. Dlaczego?
Odpowiedź jest bardzo prosta. Dotychczasowe reformy przeprowadzano na żywym organizmie, to znaczy bez analizowania rzeczywistych potrzeb sądownictwa i wsłuchiwania się w głos praktyków, w szczególności sędziów z pierwszej linii, którzy najlepiej wiedzą, jakiego rodzaju pomoc jest potrzebna na najniższym szczeblu. Uważam, że właśnie teraz mamy największą szansę na wykorzystanie przychylności kierownictwa resortu w kwestii propozycji usprawniających postępowania. Mediacja to przyszłość sądownictwa i bardzo się cieszę, że otaczające mnie osoby wspierają takie inicjatywy. Systemy informatyczne za setki milionów złotych nie rozwiążą bowiem problemów wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Tak jak na końcu taśmy montażowej zawsze stoi człowiek, którego wydajność ma swoje granice, tak też ograniczona jest liczba spraw, które rocznie jest w stanie załatwić sędzia. Tego faktu dotąd nie zauważano. A jedynym rozwiązaniem jest wdrożenie metod i narzędzi, które pozwolą na odsunięcie od sądów jak największej liczby spraw. Dzięki temu przeciążeni dotąd pracą sędziowie mogliby się zajmować rozstrzyganiem tylko najpoważniejszych sporów.
W ostatnich latach przez ministerstwo przewinęły się już chyba wszystkie możliwe pomysły na usprawnienie postępowań, łącznie z propozycją wprowadzenia sędziom szaf z liczbą przegródek odpowiadającą liczbie dni miesiąca. Skąd pewność, że ta kolejna nowatorska inicjatywa okaże się skutecznym lekiem na bolączki sądownictwa?
Ależ wbrew pozorom mediacja wcale nie jest nową instytucją! Jej korzenie sięgają w Polsce już średniowiecza. Z kolei w polskim porządku prawnym pojawiła się ona w dwudziestoleciu międzywojennym. W 1995 r. powstał zespół do spraw wprowadzania mediacji w Polsce, który doprowadził do powstania ośrodków mediacyjnych w całym kraju. To właśnie w nich realizowano pilotażowy program mediacji między nieletnimi sprawcami czynów karalnych a pokrzywdzonymi.
I jak to szło?
Na tyle dobrze, że pozytywne efekty tego projektu przyczyniły się do wprowadzenia mediacji do kodeksu karnego i kodeksu postępowania karnego w 1997 r. Trzy lata później swoją działalność rozpoczęło stowarzyszenie Polskie Centrum Mediacji, które opracowało kodeks etyki mediatora. Równolegle zarówno w środowisku mediatorów, jak i w resorcie sprawiedliwości trwały przygotowania do uchwalenia nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, wprowadzającej mediacje w sprawach cywilnych, w tym w sprawach rodzinnych, gospodarczych i pracowniczych. Ostatecznie udało się to zrealizować w 2005 r. Wtedy też powołano przy ministrze sprawiedliwości społeczną radę do spraw alternatywnych metod rozwiązywania sporów.
Jakie były efekty jej pracy?
W trakcie pierwszych lat działalności rada opracowała m.in. standardy postępowania mediatora i prowadzenia mediacji w sprawach karnych i osób nieletnich oraz kodeks etyczny mediatorów polskich. Od 1 stycznia 2016 r. obowiązuje natomiast wiele nowych rozwiązań w zakresie postępowań mediacyjnych na mocy ustawy z 10 września 2015 r. o zmianie niektórych ustaw w związku ze wspieraniem polubownych metod rozwiązywania sporów.
Jest pan karnistą. Jak na gruncie spraw karnych funkcjonuje instytucja mediacji?
Przeprowadzenie takiego postępowania pomiędzy podejrzanym a pokrzywdzonym jest możliwe na gruncie art. 23a k.p.k. Sąd lub referendarz sądowy, a w postępowaniu przygotowawczym prokurator lub inny organ prowadzący to postępowanie, może wydać postanowienie o skierowaniu sprawy do mediacji i powołać do jej przeprowadzenia instytucję bądź osobę spośród podmiotów wpisanych do wykazu prowadzonego w sądzie okręgowym. Postępowanie mediacyjne nie powinno trwać dłużej niż miesiąc, a jego okresu nie wlicza się do czasu trwania postępowania przygotowawczego. Po jego zakończeniu mediator sporządza sprawozdanie z osiągniętych wyników, a następnie wraz z ewentualną ugodą stron przedstawia je organowi, który skierował sprawę do postępowania mediacyjnego. Moim zdaniem dobrowolność i odformalizowany charakter mediacji pomagają przywrócić zaufanie w stosunkach społecznych zburzone na skutek przestępstwa, a także daje szansę na powrót do normalnego życia. Ma ona przy tym służyć głównie ofiarom przestępstw i zapobiegać wtórnej wiktymizacji. Co istotne, dobry wynik mediacji jest bardzo istotnym czynnikiem, który sąd potencjalnie weźmie pod uwagę przy orzekaniu wymiaru kary, a także uwzględnianym przez organy przy ustalaniu, czy w stosunku do danej osoby możliwe jest zastosowanie warunkowego umorzenia postępowania. Dyrektywy kary nakazują oceniać postawę sprawcy po zdarzeniu. Jego pogodzenie się z pokrzywdzonym, przeprosiny oraz skrucha, w połączeniu z uzgodnionym sposobem naprawienia szkody, ewidentnie przemawiają na rzecz pozytywnej oceny postawy oskarżonego. Można mieć zastrzeżenia do mediacji jako metody, ale nie można zaprzeczyć, że pełni ona również funkcję terapeutyczną. Strony konfliktu potrzebują miejsca oraz czasu, aby na spokojnie porozmawiać o swoich problemach w obecności osoby godnej zaufania. Mediacja stwarza do tego odpowiednie warunki.
A jak takie postępowania wyglądają w innych państwach?
Na zastosowanie w Europie alternatywnych metod rozwiązywania sporów (ADR) znaczący wpływ miała polityka Unii Europejskiej i Rady Europy, w tym rekomendacja Komitetu Ministrów Rady Europy o mediacji w sprawach karnych z 1999 r. oraz ramowa decyzja Rady UE dotyczącą statusu ofiar przestępstw z 2001 r. Każde państwo wypracowało jednak swój własny model prowadzenia postępowania. Dla przykładu w Niemczech w przypadku niektórych drobnych czynów oskarżenie jest wnoszone dopiero po próbie pojednania. Wprowadzono tam także instytucję certyfikowanego mediatora. W Grecji czasami prowadzi się pojednawstwo w sądzie, co może w efekcie spowodować odstąpienie od sprawy. Z kolei w Holandii eksperymenty mediacyjne przeprowadzają służby probacyjne. W wielu krajach europejskich bardzo szeroko stosuje się mediacje w sprawach cywilnych. Czesi wykorzystują głównie stworzone w drodze ustawy stałe sądy arbitrażowe oraz stałych mediatorów, a sąd ma prawo nakazać stronom, aby rozwiązały spór m.in. za ich pośrednictwem. Natomiast Włochy po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego ustanowiły obowiązek mediacyjny przy określonych kategoriach sporów oraz stworzyły bardzo prostą procedurę zatwierdzania osiągniętych w efekcie mediacji porozumień przez sąd.
Czy są sprawy, które w ogóle nie nadają się do mediacji?
Co do zasady do takich postępowań nie nadają się sprawy, w których jedną ze stron jest państwo, nie ma natomiast podmiotu, którego interes by ono reprezentowało. Chodzi na przykład o przestępstwa, gdzie mamy jedynie oskarżonego i czyn, ale nie ma osoby pokrzywdzonej, lecz także sprawy wieczystoksięgowe czy rejestrowe. Mediacja jest natomiast możliwa w sprawach sądowych, w których stronami są organ administracji publicznej oraz obywatel. W takich postępowaniach, dzięki wsparciu autorytetu państwa, jest to jak najbardziej słuszny sposób rozstrzygnięcia sprawy. Oczywiście nie można zapomnieć o najważniejszym warunku, czyli – jak mówią mediatorzy – mediowalności sporu. Każda sprawa musi bowiem zostać poddana indywidualnej ocenie sędziego, który zgodnie ze swoim doświadczeniem i wiedzą musi stwierdzić, czy z uwagi na jej charakter, strony, przedmiot postępowania itd. nadaje się ona do mediacji.
A w jaki sposób chce pan realizować te zadania w ministerstwie?
Zacząłem od przeprowadzenia wstępnej analizy powodów i zagrożeń, które utrudniają szerokie stosowanie mediacji.
I jakie są te powody?
Moim zdaniem jest to przede wszystkim przywiązanie ludzi do tradycyjnego systemu wymiaru sprawiedliwości i związane z tym postrzeganie mediacji jako systemu sprawiedliwości drugiej kategorii. Wynika to z małej wiedzy społeczeństwa na temat istnienia i zasad działania systemów mediacyjnych. Ponieważ państwo dotychczas w stosunkowo niewielkim stopniu wspierało je swoim autorytetem, myślę, że teraz to się zmieni, i liczę, że moja praca w zespole Ministerstwa Sprawiedliwości będzie owocna.
Czy jednak przezwyciężenie wymienionych przez pana problemów nie jest kwestią pokoleń?
Nie zapominajmy, że jesteśmy stosunkowo młodym krajem demokratycznym, a mimo to w krótkim czasie udało się nam w wielu dziedzinach wypracować rozwiązania, które krajom europejskim zajęły długie dekady. Mam nadzieję, że w podobny sposób uda nam się przezwyciężyć bariery dotyczące mediacji, zwłaszcza że dotychczasowe działania obecnego rządu w tym zakresie w mojej ocenie budzą nadzieję. W pierwszym rzędzie będziemy starać się maksymalnie podnieść poziom wiedzy oraz świadomości na temat alternatywnych metod rozwiązywania sporów zarówno poprzez działania edukacyjno-szkoleniowe, jak i promocyjne. Zastanawiamy się również nad stworzeniem ogólnopolskiej sieci centrów mediacyjnych, opartej na ujednoliconych standardach, której głównym zadaniem byłoby ułatwianie dostępu do alternatywnych sposobów rozstrzygania sporów.
Czy będzie pan mógł w pełni realizować swoją wizję w resorcie?
Jestem o tym przekonany i bardzo doceniam otrzymane tam wsparcie.
Jak miałoby to wyglądać w praktyce?
Z mojej perspektywy byłoby najlepiej, aby wchodzące w skład sieci jednostki znajdowały się jak najbliżej sądów, a tym samym obywatela. Taka szeroka inicjatywa przyczyniłaby się też do uaktywnienia organizacji zajmujących się już tematyką ADR oraz przełożyłaby się na wzrost liczby mediacji w regionach.
Brzmi świetnie, ale idealnych rozwiązań nie ma. Jak wyglądają minusy tych, które pan proponuje?
Moim zdaniem jedynym zagrożeniem jest ewentualna rezygnacja rządu ze wspierania tej propozycji rozwiązania problemów z nadmierną liczbą spraw sądowych oraz pozwolenie, aby mediacje funkcjonowały bez autorytetu państwa. Bez takiego wsparcia jest ryzyko, że zostaną one ograniczone do postępowań między podmiotami gospodarczymi, w których podstawowymi wartościami są koszty oraz szybkość załatwienia sprawy.
Czy pańska wizja ma wielu zwolenników wśród sędziów?
Statystyki dowodzą, że czeka nas wiele wysiłku. Mam zamiar przekonywać kierownictwo resortu do szerokiego programu szkoleń i edukacji sędziów, bo to w końcu oni należą do głównych podmiotów kierujących spory do postępowań mediacyjnych. Wierzę głęboko, że sędziowie jako środowisko zmienią swój ostrożny stosunek do mediacji i zauważą skuteczność tej metody.
A skąd się według pana bierze ten ostrożny stosunek sędziów do mediacji?
Wydaje mi się, że jest to kwestia przyzwyczajenia do tego, w jaki sposób dotychczas funkcjonowało sądownictwo. Dopiero gdy sędziowie na odpowiednich szkoleniach dowiedzą się, jak dokonywać oceny mediowalności sporu, bezpośrednio zetkną się z mediatorami o wysokich kwalifikacjach, a także poznają przypadki ugód zawartych w drodze mediacji w z pozoru niemożliwych do takiego rozstrzygnięcia sprawach, ich stosunek do tej instytucji może się zmienić.
Jeżeli z sędziami zaskoczy, będzie to połowa sukcesu. Musi też jednak zaskoczyć w całym społeczeństwie. A mentalność ludzi zmienić trudno. Edukacja i uświadomienie bilansu kosztów wystarczą, aby tłumnie wybierali oni mediację?
Niewątpliwie będzie to proces długofalowy, ale wierzę, że jest możliwy do przeprowadzenia. Podstawowym warunkiem sukcesu jest przekonanie społeczeństwa, że za postępowaniem mediacyjnym stoi siła państwa i zawarta przed mediatorem ugoda jest tak samo ważna jak wyrok sądu. Oczywiście musimy również wymagać od mediatorów najwyższych kwalifikacji oraz specjalizacji, bo to one wpływają na skuteczność samego postępowania i zagwarantują, że społeczeństwo będzie miało o nim pozytywną opinię.
Czy w swojej praktyce orzeczniczej często korzystał pan z możliwości skierowania sprawy do mediacji?
W sprawach prywatnoskargowych wielokrotnie zauważałem, jak istotne dla stron jest ukazanie innych możliwości niż wyrok sądu. W tym sensie sam stawałem się takim quasi-mediatorem. Zdarzało mi się też kierować sprawy do mediacji. I właśnie moje pozytywne doświadczeniea z efektami tej metody dzisiaj skłaniają mnie do refleksji, że mimo wszystko korzystałem z niej za rzadko.
Kiedy skutki pana działań w ministerstwie będą widoczne?
W mojej ocenie wdrożenie nowych pomysłów oraz stosowanych rozwiązań prawnych potrwa od roku do dwóch lat. Dopiero po tym okresie na bieżąco będzie można rozpocząć monitorowanie ich skuteczności. Pierwszym wymiernym wskaźnikiem będzie niewątpliwie zwiększona liczba zawartych przez strony ugód, a na następnym etapie – spadek liczby spraw wpływających do sądów. Jestem optymistą i wierzę głęboko, że promocja mediacji przełoży się na sukces.
Czy potrzeba dużych zmian legislacyjnych, by to miało sens i dobrze spełniało swoją funkcję?
Wypracowane przez mediatorów standardy postępowań oraz obowiązujące od 1 stycznia 2016 r. przepisy są wystarczające i nie wymagają rewolucyjnych zmian. Konieczne będzie natomiast doprecyzowanie wymogów stawianych mediatorom, którzy niewątpliwie muszą się ustawicznie szkolić pod kątem specjalizacji, aby zapewnić profesjonalną obsługę stron. W pewnym zakresie potrzebne są też zmiany w przepisach proceduralnych dotyczących mediacji, gdyż muszą zawierać one pewne zachęty zarówno dla stron, jak i dla podmiotów kierujących i stosujących mediację. Niewątpliwie pożądane będą zmiany regulacji odnoszących się do sędziów.
W Niemczech w przypadku niektórych drobnych czynów oskarżenie jest wnoszone dopiero po próbie pojednania. Wprowadzono tam także instytucję certyfikowanego mediatora