Według Słownika języka polskiego parodia to „wypowiedź lub utwór będące ośmieszającym naśladowaniem jakiegoś stylu, dzieła, gatunku literackiego itp.; nieudolne naśladownictwo lub zdeformowana, wypaczona postać czegoś” (www.sjp.pwn.pl).
W styczniu 2016 r. amerykański sąd rozstrzygnął sprawę dotyczącą parodii z powództwa Louis Vuitton Malletier S.A przeciwko My Other Bag, Inc. LVM podnosił zarzuty naruszenia praw do znaku towarowego, opierając się przede wszystkim na zarzucie jego „rozwodnienia”. Ze zjawiskiem takim mamy do czynienia wówczas, gdy nieuprawnione użycie cudzego znaku prowadzi do osłabienia jego zdolności odróżniającej.
Parodia w biznesie
Na czym polegało działanie firmy My Other Bag? Otóż firma ta oferuje płócienne torby, na których po jednej stronie są karykatury znanych modeli torebek, a na drugiej napis „My Other Bag...”. LVM przegrał tę sprawę. Sąd uznał, że działania pozwanej firmy mieszczą się w ramach parodii.
Na gruncie prawa amerykańskiego „parodiowanie renomowanego znaku towarowego jest dozwolone na podstawie dozwolonego użytku tylko wtedy, gdy parodia nie stanowi oznaczenia źródła produktów oraz usług danego podmiotu”, 263 F.3d 359, 366 (4th Cir. 2001).
Sprawa przeciwko The Other Bag to nie pierwszy proces Louis Vuitton dotyczący parodii. W 2007 r. LVM pozwał Haute Diggity Dog, LLC, producenta sprzedającego głównie gryzaki i łóżka dla zwierząt, których nazwy są parodiami produktów luksusowych marek perfum, butów czy toreb, np. Chewy Vuiton, Chewnel No.5. Tę sprawę Louis Vuitton również przegrał. Sąd stwierdził, iż pozwani stworzyli udaną parodię torebek oraz znaku towarowego LVM. Zwrócił przy tym uwagę na ewidentne różnice między produktami obu firm. Zdaniem sądu kluczowym elementem parodii jest wyraźne nawiązanie do towaru, który jest parodiowany. Jeśli bowiem konsumenci nie wiedzieliby, co jest parodiowane, to nie zostałby osiągnięty jej cel. Pomimo jednoznacznej chęci pozwanego do osiągnięcia zysku nie świadczy to o jego złych intencjach czy wprowadzaniu konsumentów w błąd.
Częściej parodię znaków towarowych znajdujemy jednak na najprostszym elemencie garderoby – podkoszulku. Parodiowanie może tu polegać na modyfikacji znaku danej firmy celem jego śmiesznego przeobrażenia, jak np. na koszulkach Brian’a Lichtenberga, gdzie Hermes to Homiés, a Céline to Féline. Z kolei u Conflict of Interest Bottega Veneta to Bodega Vendetta, a Givenchy to Giraunchy. Koszulki stanowią również miejsce do wyrażenia swoich opini na temat decyzji podejmowanych przez domy mody, jak np. koszulki ze sloganem „Ain’t Laurent without Yves”.
Co na to prawo?
Logotyp marki może stanowić znak towarowy i podlegać ochronie na gruncie ustawy – Prawo własności przemysłowej (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1410 – p.w.p.) lub być utworem i podlegać ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 666 – pr. aut.).
Znaki towarowe to zgodnie z art. 120 p.w.p. „każde oznaczenie, które można przedstawić w sposób graficzny, jeżeli oznaczenie takie nadaje się do odróżnienia towarów jednego przedsiębiorstwa od towarów innego przedsiębiorstwa”. Zgodnie z art. 296 ust. 2 p.w.p. naruszenie prawa ochronnego na znak towarowy polega na bezprawnym używaniu w obrocie gospodarczym np. znaku podobnego do zarejestrowanego w odniesieniu do towarów identycznych lub podobnych, jeżeli zachodzi ryzyko wprowadzenia odbiorców w błąd, w szczególności ryzyko skojarzenia znaku ze znakiem towarowym zarejestrowanym.
Natomiast „przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia” (art. 1 pr. aut.). Twórcy utworu przysługują prawa dwojakiego rodzaju, tj. majątkowe oraz osobiste. Treść majątkowych praw autorskich podlega jednak pewnym ograniczeniom: regulacje dotyczące dozwolonego użytku upoważniają osoby trzecie do korzystania z utworów bez zgody uprawnionego. W Stanach Zjednoczonych jedną z metod obrony pozwanego przed zarzutem naruszenia prawa wyłącznego do znaku towarowego, jak i praw autorskich, jest powołanie się na tzw. fair use, którego przypadki i przesłanki kształtuje orzecznictwo.
W polskim porządku prawnym, aby dane działanie nie stanowiło naruszenia praw wyłącznych zarówno ze znaku towarowego, jak i praw autorskich, musi się ono mieścić w granicach przewidzianych prawem. I tak w odniesieniu do znaków towarowych będziemy – poza innymi okolicznościami – badać przede wszystkim, czy dane korzystanie ze znaku towarowego bądź znaku do niego podobnego wprowadza klientów w błąd lub czy powoduje szkody dla odróżniającego charakteru bądź renomy danego znaku. Polska ustawa o prawie autorskim wymienia z kolei w sposób szczegółowy przypadki ograniczające monopol autorski. Chodzi o przepisy dotyczące dozwolonego użytku: art. 291 pr. aut. stanowi, że „wolno korzystać z utworów na potrzeby parodii, pastiszu lub karykatury, w zakresie uzasadnionym prawami tych gatunków twórczości”.
W oparciu o obecne brzmienie przepisów trudno jest jednak jednoznacznie określić status prawny parodii z uwagi na brak wytycznych w zakresie przesłanek jej dopuszczalności, jak i brak jej legalnej definicji. Wyjaśnień w tym zakresie dostarcza orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE (sygn. akt C-201/13), w którym trybunał określił istotne cechy parodii. Wskazał, że musi ona nawiązywać do istniejącego utworu, ale jednocześnie zawierać uchwytne różnice i stanowić wypowiedź humorystyczną lub żartobliwą. Parodia nie musi wykazywać własnego oryginalnego charakteru. Konieczne jest jednak zachowanie równowagi między interesami i prawami podmiotów uprawnionych a wolnością wypowiedzi.
Z prawnego punktu widzenia właściciele znaków towarowych muszą jednak chronić przysługujące im prawa wyłączne i dlatego, w pewnych sytuacjach, w zależności od przyjętej strategii ochrony, decydują się na wytoczenie powództwa, nawet zdając sobie sprawę z ryzyka przegranej. Muszą więc umieć rozstrzygnąć, kiedy lepiej zaakceptować dorozumiany komplement istniejący w parodii i się uśmiechnąć, a kiedy wystąpić na drogę sądową.