W poprzedniej kadencji, z inicjatywy Senatu przygotowano projekt, który nie został jednak uchwalony przed wyborami i po nich rząd przedłożył projekt wprowadzający zasady stosowania kontroli operacyjnej (podsłuchy, kontrola korespondencji itp.), pobierania billingów, a także - co jest nowością wobec projektu z poprzedniej kadencji - danych internetowych. Do pobierania tych ostatnich służby mają mieć "sztywne łącza" z dostawcami takich usług dla ludności. Opozycja i organizacje pozarządowe krytykują, że dostęp do billingów i danych internetowych będzie zbyt szeroki i poza kontrolą sądu. Politycy z rządu i PiS zapewniają, że na mocy tej ustawy służby nie dostaną żadnego narzędzia, którym dotąd by nie dysponowały.
W czasie "wysłuchania obywatelskiego" z udziałem Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara, przedstawicieli samorządów zawodów prawniczych oraz organizacji pozarządowych (m.in. fundacji Panoptykon) wyrażano poglądy, że projekt z zeszłej kadencji był "zły, ale mniej zły niż obecna ustawa". "To bardzo trudna ustawa, musi ważyć wiele racji. Trzeba pamiętać, że chodzi o to, by policja mogła funkcjonować. Rozważam, czy może w czasie debaty senackiej zaproponować jako poprawkę tamtą ustawę? Jest tu pewne ryzyko polityczne, ale ta sprawa to doskonały przykład, że lepsze jest wrogiem dobrego. Będziemy się starali ten projekt polepszyć" - zapewnił Borusewicz podsumowując wysłuchanie.
"Jesteśmy świadkami złej praktyki parlamentarnej, gdzie uniemożliwia się wysłuchania osób i organizacji, które rutynowo brały aktywny udział w procesie legislacyjnym - i ich uwagi oraz opinie pozwalały właściwie kształtować treść aktów prawnych w ważnych sprawach m.in. praw obywatelskich" - tak organizację wysłuchania uzasadniał senator PO Piotr Zientarski.
W opinii Wojciecha Klickiego z Panoptykonu losy projektu są już niemal przesądzone, dlatego trzeba myśleć raczej o nowelizacji ustawy po jej uchwaleniu. "Projekt jest niewykorzystaną szansą na dobrą zmianę. Są tu stare problemy, których ustawa nie rozwiązuje i nowe, które tworzy" - ocenił.
Jak podkreślił, dostęp do danych internetowych służby już miały - na mocy ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. "ABW korzystała z tego około 2 tys. razy rocznie, policja 60 tys. razy rocznie. Nowością jest to, że z danych będzie można skorzystać nawet nie prowadząc konkretnego postępowania - bo ustawa stanowi, że będzie można to robić także dla zwalczania i zapobiegania przestępczości. Gdy funkcjonariusz potrzebował takich danych, dotąd pisał do firmy. Teraz mają powstać tzw. bezpieczne łącza, które będą mogły zasysać dane nawet bez wiedzy i zgody firmy. Problem polega nie na tych łączach, tylko na braku realnej kontroli nad pobieraniem danych i nikt nie skontroluje, czy pobrano je w sposób uprawniony" - mówił.
Ekspert wskazał też na brak mechanizmu gwarantującego, że osoba, która była podsłuchiwana, będzie o tym poinformowana. "Sprzedaje się narrację, że billingi i informacje o lokalizacji nie są tak ważne jak podsłuchy. Ale to nieprawda. Metadane pokazują jak często dzwonimy do adwokata, do poradni seksuologicznej, jakie robimy zakupy. Takie dane są bardzo słabo chronione, a pozwalają zrekonstruować nasze życie. To nie jest nowy problem, ale ciągle się z nim nie uporaliśmy" - dodał. Postuluje on wprowadzenie katalogu najgroźniejszych przestępstw, do których można się posłużyć podsłuchami, zasady subsydiarności, czyli że po takie dane sięga się w ostateczności oraz realnej kontroli sądowej nad pobieraniem metadanych internetowych.
Według RPO Adama Bodnara, jeśli ustawa będzie przyjęta w obecnym kształcie, zaskarży ją do TK. "Ustawa zwiększa zakres możliwości pozyskiwania danych internetowych nie tylko na konkretne postępowania, ale "w celu zapobiegania przestępstw". A to jest wszystko. Katalog przestępstw jest tak szeroki, że możliwość pozyskiwania danych staje się nieograniczona. Dzięki stałym łączom i łatwości pozyskiwania danych przejdziemy z kilkudziesięciu tysięcy na kilka milionów pobrań. Ciągle nie mamy niezależnego organu kontrolującego korzystanie z podsłuchów i billingów. Proponował to szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, ale z tego zrezygnowano. To jedna z największych porażek ostatniego 25-lecia. W państwach o dojrzałych demokracjach takie organy istnieją" - zauważył.
W jego ocenie choć służby nie powinny sprawdzać, co jest w treści wiadomości, bo chroni to tajemnica korespondencji, ale nawet bez tego możemy stworzyć kompletny obraz osoby. "To nie tylko policja, ale też ABW, CBA, Służba Celna, wywiad skarbowy, SKW. Gdyby dać takie prawo tylko jednej służbie i tylko w najważniejszych sprawach, można by tu szukać proporcjonalności. Obywatel musi wiedzieć, że jego prawo do prywatności było naruszone. Nie chodzi tylko o to, aby zapewnić mu możliwość dochodzenia odszkodowania w razie niesłusznego naruszenia, ale też po to, aby służby wiedziały, że mogą za to odpowiedzieć. Dzisiaj poza oskarżonymi, którzy zapoznają się z aktami swojej sprawy karnej, ludzie dowiadują się o tym niejako przypadkiem" - postulował.
Wiceprezes Naczelnej Rady Adwokackiej Jacek Trela zaznaczył, że prawnicy bronią tajemnicy zawodowej, bo jest jednym z filarów wymiaru sprawiedliwości. "Klient przychodzi do adwokata, bo obdarza go zaufaniem. Nie będzie tak, jeśli sąd miałby decydować, czy materiały będące tajemnicą adwokacką mają nią pozostać, czy też mogą być dowodem w postępowaniu" - mówił. Podobnie uważa mec. Ireneusz Misiejuk z Krajowej Rady Radców Prawnych. "To nie chodzi o wdzięczność środowisk prawniczych, bo nie o nas tu chodzi, tylko o obywateli" - podkreślił.