Od 1 lipca Kodeks karny stanowi, że termin tego dodatkowego przedawnienia jest jeden, i wynosi 5 lat.
Złożony już do laski marszałkowskiej poselski projekt PiS przewiduje wydłużenie tego okresu do 10 lat w przypadku najpoważniejszych przestępstw. W przypadku drobniejszych przestępstw, jeżeli w okresie przedawnienia karalności wszczęto postępowanie przeciw osobie, to karalność ustaje z upływem 5 lat od zakończenia tego okresu. Ponadto proponuje się, by ten nowy przepis stosować także do czynów popełnionych przed wejściem w życie tej zmiany, chyba że termin przedawnienia już upłynął.
Tymczasem resort sprawiedliwości w swej propozycji chce, aby w sprawach najcięższych przestępstw karalność ustawała po 10 latach - i to w sytuacji gdy śledztwo było "w sprawie", a nie przeciwko osobie. W pozostałych wypadkach (niezależnie od wagi czynu) sprawy przedawniałyby się po 5 latach. Tak określone zasady przedawnienia istniały w Kodeksie karnym z 1969 r. Chodzi o to, by termin przedawnienia związany był jedynie z czasem popełnienia przestępstwa, a nie z momentem ustalenia jego sprawcy - czytamy w uzasadnieniu projektu.
"Podstawowym celem postępowania karnego jest, aby sprawca przestępstwa został wykryty i pociągnięty do odpowiedzialności, a osoba, której nie udowodniono winy jej nie poniosła (...) Celem przedłużenia okresu przedawnienia jest umożliwienie postępowania karnego w wypadku późnego ujawnienia przestępstwa" - wyjaśniono w tym dokumencie.
W uzasadnieniu do projektu autorstwa PiS posłowie napisali: "Oczekiwanie sprawcy, że po upływie określonego, wcześniej ustalonego przez ustawodawcę czasu, nie będzie już ścigany, nie może być traktowane priorytetowo jako przejaw zaufania do państwa i musi ustąpić przed interesem państwa, polegającym na realizacji polityki karnej adekwatnej do zmieniającej się rzeczywistości". "W kontekście powyższego, nie znajduje uzasadnienia ani prawnego, ani aksjologicznego decyzja ustawodawcy o skróceniu terminów przedawnienia karalności" - dodali. Według PiS, tamta zmiana "doprowadziła do umorzenia części postępowań karnych, a kolejne sprawy ulegną przedawnieniu, w tym te dotyczące zorganizowanych grup przestępczych".
Podkreślili, że "premiowanie sprawców sprzeciwia się aksjologicznej wymowie kary i odpowiedzialności za czyny naruszające przepisy prawa karnego". Nie przemawiają za nim żadne wartości konstytucyjne, a prowadzi to do naruszenia szeregu fundamentalnych wartości, w tym poczucia sprawiedliwości - dodali posłowie PiS.
Zwrócili uwagę, że przywrócenie poprzedniego stanu prawnego jawi się jako "konieczne i niezbędne" - skoro zróżnicowanie przedawnienia karalności mieści się w ramach swobody ustawodawcy zwykłego, który może wydłużyć terminy przedawnienia karalności przestępstw, gdy szkodliwość społeczna w ocenie ustawodawcy jest relatywnie większa.
Gdy zmiana wchodziła 1 lipca w życie, prezes Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro - dziś minister sprawiedliwości - nazwał ją "ukrytą amnestią dla sprawców najcięższych przestępstw". "Dlaczego PO robi taki gest wobec przestępców, skracając aż o 5 lat możliwość pociągnięcia ich do odpowiedzialności karnej?" - pytał wtedy Ziobro. "Myślę, że ci, którzy przeforsowali to rozwiązanie, mieli w tyle głowy jakieś konkretne sprawy, które chcieli przy okazji załatwić" - odpowiadał.
Nowelizacji bronił ówczesny wiceprzewodniczący sejmowej komisji sprawiedliwości, poseł PO Robert Kropiwnicki. "Ministrowi Ziobrze ciężko zrozumieć, że polityka karna, którą prowadził, zbankrutowała. Jej efektem było m.in. to, iż 70 tys. ludzi oczekiwało na odbycie kary więzienia. I my ten korek w kolejce do więzienia zmuszeni jesteśmy teraz rozładowywać" - mówił. "Cała zmiana ma służyć usprawnieniu procedury karnej, przyczyni się do tego, że procesy będą krótsze i bardziej sprawiedliwe" - dodawał.