Projekt zrodził się na kanwie sytuacji, w której płacowe pozwy sędziów są kierowane do sądów przeciwko prezesom sądów, podczas gdy to minister sprawiedliwości jest dysponentem części budżetu państwa dotyczącej wydatków płacowych dla sędziów i pracowników wymiaru sprawiedliwości.
"Trzeba więc utworzyć możliwość przystępowania ministra do procesu; w przeciwnym razem prawo ministra sprawiedliwości do właściwego wykonywania budżetu państwa staje się iluzoryczne" - argumentowali posłowie PO.
Projekt uzyskał poparcie rządu. Wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń wskazywał, że pozwoli to ministrowi na przystępowanie do procesów w roli tzw. interwenienta ubocznego (to osoba mająca interes prawny w rozstrzygnięciu danej sprawy), ale bez konieczności wykazywania tego interesu prawnego - w przeciwieństwie do pozostałych, którzy muszą go wykazywać, a ostateczną decyzję o dopuszczalności przystąpienia do sprawy wydaje sąd orzekający. W tym wypadku przystąpienie ministra nie zależałoby od decyzji sądu.
Resort sprawiedliwości źle oceniał sądową praktykę, że sędziowie występują o podwyżkę wynagrodzenia do sądu, a rozpatrują to ich własne sądy, bo prezesi sądów nie prowadzą należytej polemiki z pozywającymi.
"Były sytuacje, gdy prezes sądu przyznał niesłusznie podwyżki sędziom - interweniowaliśmy, ale prezes tego nie uchylił. Boimy się, że rozumiejąc tak daleko idącą niezależność sądów, te sądy mogą wysadzić budżet w powietrze, na co minister nie będzie miał wpływu" - mówił Kozdroń.
W dyskusjach ekspertów projekt wywoływał kontrowersję, bo zmienia on zasadę równości stron z kodeksu cywilnego. Od czasów Kodeksu Napoleona stanowi ona, że - czy to obywatel, czy minister - przed sądem cywilnym ich prawa są równe. Wskazywano, że w tej sytuacji powinno się też zapisać, że np. w sprawach z pozwu nauczycieli o ich pensje, powinno się też dopozywać ministra edukacji.
Krajowa Rada Sądownictwa podkreślała, że minister sprawiedliwości ma prawo dbać o budżet, ale nowelizacja jest wyrazem braku zaufania do sądów.
Sprawa wynagrodzeń sędziów i dopuszczalności podwyżek jest jeszcze nieprzesądzona od strony prawnej, bo czeka na rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego, gdzie trafiły kasacje i pytania prawne.