Ma głos radiowca i wzrost koszykarza. Jako obrońca Marcina Dubienieckiego Łukasz Rumszek musi się teraz wykazać nerwami pilota F-16.
Z uwagi na swój młodzieńczy wygląd mec. Łukasz Rumszek bywa brany za studenta. W rzeczywistości ma 35 lat i w sądowych ławach zarezerwowanych dla adwokatów siada już niemal od dekady. Jest równolatkiem Marcina Dubienieckiego i nie jest to przypadkowa zbieżność. Obaj panowie byli na jednym roku na Wydziale Prawa Uniwersytetu Gdańskiego, razem też odbywali aplikację. Przyjaźnią się do dziś, spotykają na gruncie towarzyskim, ale również i zawodowym – Rumszek już nieraz pomagał koledze wyjść z kłopotów, które ten ściągał na siebie przez swój niewyparzony język i zamiłowanie do szybkiej jazdy.
Czy miało to znaczenie dla mec. Dubienieckiego w momencie podejmowania decyzji o wyborze obrońcy w związku z zarzutami postawionymi przez prokuraturę? – Mam nadzieję, że już niedługo mój klient będzie miał okazję sam odpowiedzieć pani na to pytanie – uśmiecha się mec. Rumszek (gdy rozmawiamy, mec. Dubieniecki wciąż przebywa w krakowskim areszcie).
Łukasz Rumszek jest jednym z trzech pełnomocników zięcia zmarłego prezydenta (pozostali to Wojciech Cieślak, znany gdański karnista, i Marek Dubieniecki, ojciec Marcina). Jednak to właśnie jego nazwisko pojawia się najczęściej w mediach w kontekście sprawy i wszystko wskazuje na to, że to właśnie jemu przypadła trudna rola radzenia sobie z tłumami śledzących rozwój akcji dziennikarzy.
On sam przyznaje, że nie odczuwa z tego powodu dodatkowej presji.
Zainteresowanie mediów bywa wręcz pomocne, zwłaszcza gdy klient jest niewinny – podkreśla spokojnie. Telefony od przedstawicieli rozmaitych redakcji przestał już liczyć.
Nie jest to jego pierwsza „medialna” sprawa, choć te poprzednie miały oczywiście dużo mniejszy kaliber. Rumszek bronił np. oskarżonego o korupcję burmistrza Nowego Stawu (w pierwszej instancji zapadł wyrok uniewinniający). To on też, jeszcze jako aplikant adwokacki, pomógł mieszkance Malborka w głośnym procesie o zakopanie zwłok psa w ogródku. Zdaniem gorliwej straży miejskiej czyn kobiety, która nie chciała ukochanego pupila „zutylizować”, był sprzeczny z przepisami o utrzymaniu czystości.
Syn siedział, wertował ustawy, gminne regulaminy i znalazł odpowiednie regulacje pozwalające wykazać racje tej pani – mówi Henryk Rumszek, ojciec Łukasza, także praktykujący adwokat. Jak dodaje, dla jego syna każda sprawa i każdy klient są równie ważni i godni pełnego zaangażowania, w efekcie pracy poświęca się bez reszty.
Słuchając seniora Rumszek, nietrudno zauważyć, że jest z syna bardzo dumny. Jednym tchem wymienia wszystkie laury zdobyte przez Łukasza w konkursach krasomówczych, to, że jako jedyny w pomorskiej izbie w 2009 r. zdał egzamin adwokacki z wynikiem celującym, a wcześniej, zarówno na aplikacji, jak i na studiach, pełnił funkcję starosty. Do dziś przechowuje też zdjęcie, na którym widać, jak Łukasz, wówczas licealista, przemawia w gmachu przy ul. Wiejskiej podczas sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży. – Był typem działacza – wspomina Henryk Rumszek.
Dziś Łukasz Rumszek swoje społecznikowskie zacięcie woli realizować broniąc pro bono, nie ciągnie go natomiast do działania w adwokackim samorządzie.
Jest typem indywidualisty, ceni sobie osobistą relację adwokat – klient, dlatego zawsze trzymał się z daleka od wielkich korporacji prawniczych, w których często młodzi adwokaci stawiają swoje pierwsze zawodowe kroki. – Tryb pracy niczym w McDonald’s, seryjność i szablonowość nie służą inwencji, a ta w przypadku osób specjalizujących się w sprawach karnych jest niezbędna – tłumaczy.
To, że będzie karnistą i członkiem palestry, wiedział już na drugim roku studiów, pracę magisterską poświęcił problematyce udziału obrońcy w postępowaniu przygotowawczym. Spędził co prawda kilkanaście miesięcy na aplikacji prokuratorskiej ale tylko dlatego, że w roku, w którym się obronił, pomorska izba adwokacka nie organizowała naboru. Po prostu nie chciał tracić czasu na nic nierobienie. – Tamto doświadczenie do dziś procentuje. Znajomość sposobu myślenia oskarżycieli, ich oczekiwań, organizacji ich pracy, przydaje się adwokatowi – zaznacza.
Nie kryje, że gdy już dostał się na aplikację adwokacką, o patronat poprosił własnego ojca (co ciekawe także Marcin Dubieniecki jako aplikant terminował u własnego ojca). – Może wizerunkowo nie wygląda to najlepiej, ale ja po prostu wiedziałem, że w ten sposób najwięcej się nauczę. Ojciec sprawował nade mną należyty nadzór, ale też zostawiał mi dużo swobody i nie bał się powierzać mi trudne, odpowiedzialne zadania – tłumaczy mec. Rumszek.
Dziś prowadzą wspólnie kancelarię, do której dołączyła żona Łukasza Rumszek, Ewelina, rzecz jasna także adwokat.
Rumszek junior sam siebie uważa za pracoholika, ale na razie nie widzi powodu, by z tym walczyć. Relaksuje się na wsi, gdzie trochę sobie grzebie w ziemi, dogląda kóz lub po prostu siedzi i wdycha świeże powietrze. Cisza i spokój pozwalają pomyśleć...