Tam zostawili petycję do premier Ewy Kopacz. Domagają się rzeczywistego dialogu w procesie legislacyjnym. Jednym z podstawowych zarzutów pod adresem obecnego rządu jest przyjęta niedawno ustawa o nieodpłatnej pomocy prawnej.
"Rząd postanowił wydać ponad pół miliarda złotych na prawników - amatorów" - wskazywali podczas przemarszu. Tłumaczyli, że młodych prawników w przeciwieństwie do adwokatów czy radców prawnych, nie będzie wiązała tajemnica zawodowa, nie będą też odpowiadali dyscyplinarnie, za ewentualne błędy. "Takiej pomocy oczekują najbiedniejsi?" - pytała warszawska adwokat.
W proteście wzięło udział około 150 adwokatów nie tylko z Warszawy. Wskazywali że od lat państwo nie chce płacić pełnomocnikom za prowadzenie spraw z urzędu.
Dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej Paweł Rybiński tłumaczył, że nie znajduje słów, by nazwać sytuację, w której adwokat za sprawę np. o alimenty czy przywrócenie do pracy dostaje 60 zł. "Na takich warunkach nie można pracować" - podkreślał.
Tymczasem rzeczniczka resortu Patrycja Loose wyjaśniła jedynie, że każda grupa zawodowa ma prawo do protestu, także adwokaci. Jej zdaniem, nie ma jednak powodu do takiej formy rozmowy, bo jak przypomniała minister Borys Budka w zeszłym tygodniu spotkał się z przedstawicielami samorządu adwokatów. "Przestawił propozycję podwyższenia stawek adwokackich i radcowskich w sprawach wrażliwych społecznie" - wyjaśniała.
Adwokatów te propozycje nie zadowalają.